Prezydent Andrzej Duda dla polskatimes.pl: Jestem zdumiony, jak załatwiła to administracja Angeli Merkel
- Nie mam żalu, mogę wyrazić tylko zdumienie, że w ten sposób tę sprawę załatwiano. Faktycznie było tak, że zostaliśmy o terminie spotkania z Angelą Merkel poinformowani poprzez media – mówił Andrzej Duda w wywiadzie dla polskatimes.pl. Prezydent opowiedział m.in. o swoich kontaktach z prezydentem Joe Bidenem, swojej opinii ws. ustawy medialnej, sytuacji służby zdrowia czy stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią.
Panie Prezydencie, jakie są najważniejsze dla Pana kierunki polityki zagranicznej? Na relacjach z którymi krajami szczególnie Panu zależy?
Chciałbym, żebyśmy mieli dobre relacje ze wszystkimi, zwłaszcza z wielkimi graczami. Oczywiście zależy mi, żeby utrzymywane były cały czas bardzo dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Chcę podkreślić, że niezależnie od tego, czy prezydentem USA jest przedstawiciel Republikanów, czy Demokratów nasze relacje były, są i pozostaną strategiczne. W sprawach bezpieczeństwa jesteśmy z USA w bieżącym kontakcie, mamy dzisiaj żołnierzy armii amerykańskiej na naszym terytorium, mamy dowództwo amerykańskiego korpusu w Poznaniu. Sporo się dzieje i cieszę się, że te gwarancje bezpieczeństwa są poprzez obecność amerykańską, czy też budowę tarczy antyrakietowej w Polsce wzmacniane.
Skoro już zaczął Pan mówić o USA, to kiedy prezydentem Stanów Zjednoczonych był Donald Trump relacje między naszymi krajami były bardzo dobre. A jak to wygląda obecnie, kiedy prezydentem USA jest Joe Biden? Zapytam wprost – czy relacje między Polską a USA się pogorszyły?
Miałem wyjątkową sytuację, jeżeli chodzi o współpracę z prezydentem Donaldem Trumpem, bo my po prostu dobrze się poznaliśmy. Rozumieliśmy się, w takim znaczeniu, że ja dokładnie wiedziałem, jakie są oczekiwania prezydenta Trumpa, bo on bardzo wyraźnie artykułował to, co Ameryka może nam zaoferować i to realizował.
Ale proszę sobie przypomnieć, co było na początku prezydentury Trumpa – też byli różni niechętnie nastawieni dziennikarze, politycy i komentatorzy, którzy mówili np. że nie mam do niego telefonu. To są złośliwości, do których każdy polityk jest przyzwyczajony. Widziałem się na ostatnim szczycie NATO w Brukseli z prezydentem Bidenem, wymieniliśmy pozytywne opinie na temat współpracy polsko-amerykańskiej, a także rozmawialiśmy na temat bezpieczeństwa Polski. Współpraca w najważniejszych dla nas obszarach jest kontynuowana.
Wszyscy doskonale pamiętamy, że Donald Trump pierwszą wizytę w Europie Środkowej złożył w Polsce. A czy zaprosił Pan już Joe Bidena do złożenia oficjalnej wizyty w Polsce, czy może ma Pan taki zamiar w najbliższym czasie?
Oczywiście, zaproszenie jest cały czas otwarte i aktualne. Pan prezydent Joe Biden jest w Polsce jak najbardziej mile widziany, a powiem więcej – jest oczekiwany.
Kończąc już temat relacji polsko-amerykańskich, nie sposób w tym kontekście nie wspomnieć o tzw. lex TVN. Wszyscy mówią, że będzie Pana weto do tej ustawy...
To nie jest tylko kwestia stosunków polsko-amerykańskich. Oczywiście, one też mają znaczenie, bo to jest amerykański inwestor, ale przede wszystkim patrzę na kwestię moich obowiązków konstytucyjnych, bo to jest dla mnie najważniejsze. I teraz trzeba sobie zadać pytanie – czy aby na pewno te proponowane rozwiązania są zgodne z zasadą swobody działalności gospodarczej, którą mamy zapisaną w Konstytucji RP? Czy na pewno jest to zgodne z zasadą ochrony własności, którą mamy zapisaną w Konstytucji RP? Czy na pewno jest to zgodne z zasadą wolności słowa, którą mamy zapisaną w Konstytucji RP? I na te pytania ja sobie przede wszystkim odpowiadam jako prezydent RP, a kwestia naszych relacji na przestrzeni międzynarodowej jest w tym przypadku kwestią drugorzędną. Podobnie jednak biorę pod uwagę też to, jak będą nas postrzegali w ogóle inwestorzy zagraniczni, w szerokim tego słowa znaczeniu. Nie tylko inwestorzy amerykańscy, ale także inwestorzy z różnych innych krajów, a mamy ich bardzo, bardzo wielu i jest w tej chwili zainteresowanie – naprawdę, proszę mi wierzyć – ogromnymi inwestycjami w Polsce.
Może Pan zdradzić nieco więcej?
Trwają w tej chwili rozmowy, z natury samej są poufne, ale zdradzę, że wielka amerykańska firma rozważa poważnie inwestycję w Polsce. Ogromna koreańska firma także planuje w tej chwili potężną inwestycję w naszym kraju i też obecnie trwają rozmowy w tej sprawie. Niech tylko te dwa przykłady pokażą, że naprawdę to są tysiące potencjalnych miejsc pracy. To są też znaczące przychody dla polskiego budżetu, choćby z podatków. To są poważne kwestie i my zagranicznych inwestorów absolutnie zniechęcać nie możemy.
A co w takim razie z repolonizacją mediów? Opinie są w tej sprawie co prawda podzielone, bo od członka Rady Mediów Narodowych słyszałam, że tzw. lex TVN nie ma z nią nic wspólnego, ale są też tacy, którzy twierdzą, że ma.
Jestem zwolennikiem repolonizacji mediów, ale następującej poprzez rynek. Media się kupuje, normalnie na wolnym rynku, według rynkowych zasad. Jeśli polskie podmioty będzie na to stać, a są takie, które na to stać, to ja zachęcam do tego. Proszę kupować. Dokonujmy repolonizacji mediów, ale na zasadach rynkowych.
Powie Pan wprost, że zawetuje nowelizację ustawy medialnej? Z Pana wypowiedzi jednoznacznie to wynika.
Najpierw ustawa musi trafić do prezydenta RP. Mnie się wydaje, że już wystarczająco dużo powiedziałem.
A nie obawia się Pan, że będzie na tym tle jakaś kolejna „wojna” z PiS, jak np. wtedy, kiedy zawetował Pan ustawy sądowe? Wydawało się, że politykom PiS zależy na tej nowelizacji.
Należy się kierować zasadą legalności, praworządności i zdrowego rozsądku. Jestem przekonany, że wszyscy, zwłaszcza ci, którzy mają dzisiaj w swoim ręku demokratyczny mandat do sprawowania władzy, tego typu kategoriami myślą. Natomiast jeżeli chodzi o sprawę weta sądowego, to proszę sobie przypomnieć, że półtora roku temu, kiedy jeszcze trwała kampania wyborcza, Jarosław Kaczyński publicznie przyznał, że moja decyzja była słuszna.
Do reformy sądownictwa jeszcze wrócimy, ale kontynuując wątek polityki zagranicznej, to w minioną sobotę wizytę w Warszawie złożyła ustępująca kanclerz Niemiec. Czy ma Pan żal do administracji Angeli Merkel, że w taki sposób „załatwiła” wizytę z Panem, że nie doszła ona do skutku?
Nie mam żalu, mogę wyrazić tylko zdumienie, że w ten sposób tę sprawę załatwiano. Faktycznie było tak, że zostaliśmy o terminie spotkania z Angelą Merkel poinformowani poprzez media. Bardzo mi przykro, ale tego dnia miałem dużo wcześniej zaplanowany udział w ważnych uroczystościach. Uzgodniłem kilka miesięcy wcześniej z przewodniczącym NSZZ Solidarność, że będę obecny w Dąbrowie Górniczej na rocznicy porozumienia, które zostało podpisane w Hucie Katowice. Nigdy tam jeszcze nie było głowy państwa i w związku z tym i dla Solidarności i dla bohaterów tamtych dni, było to bardzo ważne, żeby ta uroczystość została należycie podkreślona. Godziny były ustalone, przede wszystkim kombatanci tamtych dni, starsi ludzie już byli zawiadomieni, że ja tam będę. Gdybym się chciał spotkać w Warszawie z panią kanclerz Merkel, musiałbym zrezygnować z udziału w dużej części tych uroczystości.
A Pan dzień przed wizytą kanclerz Niemiec, rozmawiał telefonicznie ze swoim odpowiednikiem, czyli prezydentem Niemiec Frankiem-Walterem Steinmeierem.
Tak, to była długa i bardzo dobra rozmowa. Poruszyliśmy w niej wszystkie ważne tematy, a w dużej mierze sytuację na granicy polsko-białoruskiej. W takiej formie też odbywają się rozmowy między państwami: prezydent z prezydentem, a szef rządu z szefem rządu. Zresztą jestem przekonany, że premier Morawiecki przekazał pani kanclerz te oceny, których mi może nie wypadało przekazywać na pożegnalnej wizycie.
Rozumiem, że mówi pan o Nord Stream 2?
Tak, mówiłem o tym również dwa dni temu na szczycie Grupy Arraiolos. Pan Premier też z pewnością odniósł się do tego z dezaprobatą. Niestety prawda jest taka, że kanclerz Merkel wyraziła zgodę na kontynuowanie budowy tego gazociągu, a o „sukcesie” negocjacji z Amerykanami telefonicznie zawiadomiła Władimira Putina. A później, niedługo po tym wydarzeniu, najpierw pojechała do Moskwy, a potem dopiero przyjechała na chwilę do Kijowa i to w ten sposób, że nie starczyło czasu na udział w szczycie Platformy Krymskiej. Powiem szczerze – było to dla mnie i dla tych, którzy uczestniczyli w tym szczycie zdumiewające i bulwersujące. Jeżeli NATO wskazuje Rosję, jako największe zagrożenie w tej chwili, odnosząc się do zagrożenia bezpieczeństwa i to zagrożenie w naszej części Europy jest widoczne i to bardzo wyraźnie, to – przepraszam bardzo – ale postawa władz niemieckich, a ściślej mówiąc kanclerz Merkel – jest w tej sytuacji no co najmniej niepokojąca.
Czy gdyby spotkał się Pan z kanclerz Niemiec, lub gdy rozmawiał Pan z prezydentem tego kraju, to podniósł albo podniósłby Pan temat reparacji wojennych? Ta sprawa jest bardzo podgrzewana przez niektóre media, parę lat temu szumnie ogłoszona przez polityków partii rządzącej, że Polska ma się domagać ich zwrotu, a zresztą – raport komisji posła Arkadiusza Mularczyka jest niemal skończony – a tu cisza.
W celu wypłacenia Polsce reparacji wojennych od Niemiec, została ustanowiona specjalna komisja parlamentarna. Ja rozmawiałem na ten temat z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem, informując go o tym fakcie.
Przy okazji ostatniej rozmowy z prezydentem Niemiec poruszył Pan ten temat, czy wcześniej?
Rozmawialiśmy na ten temat kilkakrotnie. Przekazałem, że sprawa na razie jest na szczeblu parlamentarnym, w związku z czym jeżeli ma być w tej sprawie jakikolwiek dialog, to powinien być to dialog na szczeblu parlamentarnym.
Z zachodu Europy przenieśmy się na jej wschód. Czy podpisując rozporządzenie o stanie wyjątkowym na granicy Polski z Białorusią, wahał się, czy nie miał Pan w ogóle wątpliwości i wiedział, że trzeba je podpisać?
Po pierwsze – byłem po długiej rozmowie z premierem oraz po konsultacjach z ministrem spraw wewnętrznych, z wojskiem, z przedstawicielami służb, z szefem Straży Granicznej. Po drugie – czekałem na to, aż projekt rozporządzenia Rady Ministrów, które miało zostać wydane po mojej decyzji o wprowadzeniu stanu wyjątkowego zostanie do mnie przysłany. Bardzo mocno zwracałem uwagę premierowi, że chciałbym, żeby propozycje były tak skonstruowane, żeby ludzie, którzy mieszkają na tym terenie, nie odczuwali tego, co się dzieje i żeby to rzeczywiście dotyczyło wyłącznie tego, by nie było możliwości prowadzenia na obszarze objętym stanem wyjątkowym działalności dywersyjnej. Stąpajmy twardo po ziemi – żeby nie było tam możliwości urządzania jakiejś politycznej hucpy, jakichś happeningów, przeszkadzających funkcjonariuszom Straży Granicznej i żołnierzom w wykonywaniu ich obowiązków. To nie jest przecież wyłącznie kwestia naszego „widzimisię”, ale to jest także kwestia naszej odpowiedzialności za strzeżenie granicy Unii Europejskiej, a więc jest to także nasza odpowiedzialność przed europejskimi partnerami i to jest sprawa bardzo poważna. Jeżeli trudno było zapobiec temu, bo się bardzo wielu ludzi, niestety, zachowywało nierozsądnie, a zagrożenie aktami dywersyjnymi narastało, ze względu na zbliżającą się kulminacyjną fazę manewrów Zapad-2021, to nie było wyjścia, tylko trzeba było wprowadzić jak najbardziej wzmocnione środki ostrożności, a takim konstytucyjnym środkiem jest stan nadzwyczajny w postaci stanu wyjątkowego. I to na możliwie krótki czas, bo też to akcentowałem premierowi, żebyśmy nie wprowadzali tego stanu na długi okres.
Rząd chciał wprowadzenia stanu wyjątkowego na dłuższy termin niż 30 dni?
Tak, początkowa propozycja była, aby wprowadzić stan wyjątkowy na trzy miesiące. Powiedziałem wtedy, abyśmy go wprowadzili na krótszy czas.
Spodziewa się Pan jego przedłużenia?
Spodziewam się wnikliwej analizy w momencie, w którym będzie upływać miesięczny termin, na który został wprowadzony.
Wspominał Pan już o tych, którzy robili sobie polityczne hucpy, była to m.in. opozycja. Posłowie Lewicy, Polski 2050 oraz Koalicji Obywatelskiej głosowali w Sejmie za uchyleniem stanu wyjątkowego. Twierdzili, m.in., że chodzi tylko o ograniczenie możliwości relacjonowania mediom zdarzeń z granicy z Białorusią.
Po prostu niektórzy politycy chcą sobie pobiegać po granicy pod okiem kamer. Są – jak widać – w Sejmie tacy, którzy gotowi są wszystkie wartości poświęcić tylko po to, żeby zaistnieć i mamy po raz kolejny z tym do czynienia.
Czy sankcje unijne na reżim Łukaszenki powinny być ostrzejsze? Wielu twierdzi, że to właśnie dotychczasowe sankcje tak go rozwścieczyły, że dlatego szantażuje m.in. Polskę imigrantami. A tymczasem prowadzone są już prace w UE nad tym, żeby te sankcje były jeszcze bardziej daleko idące.
Jak widać, obowiązujące sankcje są już dotkliwe, bo gdyby takie nie były, to Łukaszenka tak by się nie zachowywał i nie robiłby nieprawdopodobnie niespotykanego w ogóle do tej pory, aktu barbarzyństwa politycznego, jakim jest kierowanie siłą ludzi na granice Polski, Litwy i Łotwy i znieważanie ich godności i elementarnych praw. Natomiast jeżeli będzie decyzja o tym, żeby sankcje wzmocnić, to tak, będzie tutaj nasze poparcie. Zaznaczam, że mówię o reżimie, a nie o narodzie Białorusi, który jest nam bliski i którego prawo do życia w niepodległym i demokratycznym państwie poparłem w sposób jednoznaczny.
Zostańmy przy temacie UE, ale w innym kontekście. Wiele ostrych słów ostatnio padło z ust przedstawicieli partii rządzącej, m.in. o „brukselskiej okupacji”. Panu też niektóre media do dzisiaj wypominają „wyimaginowaną wspólnotę”. Podtrzymuje Pan te słowa patrząc na to, co się teraz dzieje?
Projekt europejski jest czymś, do czego jestem przywiązany osobiście. Mówiłem o tym również na forum Grupy Arraiolos, która zajmuje się refleksją nad przyszłością Unii i której szczyt w 2024 roku odbędzie się w Polsce. Członkostwo w UE jest zdobyczą cywilizacyjną i my nie tylko chcemy do Unii należeć, ale również ją współtworzyć: Unię będącą w bliskich relacjach z USA, Unię otwartą na nowych członków i szanującą suwerenność swoich państw. Natomiast to, o czym również jasno mówiłem: kryzys Unii, do którego niestety przyczyniają się obecnie również niektórzy komisarze, jest więcej niż widzialny. Obecna Komisja Europejska narusza traktaty, przyznaje sobie pozatraktatowe uprawnienia i niekiedy otwarcie mówi, że działa na zasadach polityki, a nie prawa.
W ostatnim sporze z Komisją Europejską, która chce nałożenia na Polskę kar finansowych, chodzi o Izbę Dyscyplinarną SN, czyli Pana kompromisową propozycję przy okazji wet ustaw sądowych z 2017 roku. Jak Pan oceniał dotychczasowe funkcjonowanie tej izby i jak widziałby Pan ją w nowym kształcie? Bo pamiętamy, że rząd zapowiedział jej likwidację w obecnym kształcie.
Bez wątpienia są tam pewne mankamenty, które trzeba poprawić, dlatego wymaga to zreformowania – takie jest moje zdanie. Natomiast jest to bardzo ważny element całej reformy wymiaru sprawiedliwości, ponieważ mieliśmy do czynienia z bardzo wieloma patologiami na tym tle. Podkreślam, że sądownictwo dyscyplinarne, nie dotyczy tylko sędziów, ale w ogóle zawodów prawniczych, czyli także adwokatów czy radców prawnych, którzy podlegają odpowiedzialności przed tą izbą w ramach drugiej instancji. Bardzo istotne jest to, żeby istniała taka wyodrębniona instytucja, która będzie rzeczywiście powodowała, że będzie obawa przed naruszaniem zasad prawa, przed naruszaniem zasad etyki zawodowej u osób wykonujących zawody prawnicze.
Mam też poważny zarzut wobec częstego pseudoargumentu, jakoby polscy sędziowie byli zależni „od polityków”. Jest to zarzut populistyczny, bo sędziowie w Polsce są niezależni. Chcę podkreślić, że sędziowie w trybunałach europejskich – zarówno UE, jak i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka – są wskazani przez rządy państw. To są, można powiedzieć, nominaci polityczni rządów państw. Na dodatek, bodajże w 1999 roku państwa zdecydowały, że odwołują wszystkich sędziów jednocześnie z Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu i powołali nowych. I wtedy nie było problemu nieusuwalności sędziów. Nikt nie protestował, nikomu to nie przeszkadzało, państwa usunęły sędziów i powołały ich od nowa.
Gdyby Pan w 2021 roku, dostał na swoje biurko te same ustawy sądowe, które trafiły do Pana w 2017 roku, to teraz by Pan je zawetował?
Tak. Konstytucja się przecież nie zmieniła, zasady są dalej takie same. Nie może być czegoś takiego jak to, żeby minister sprawiedliwości i jednocześnie prokurator generalny, weryfikował sędziów. To jest sprawa fundamentalna. Dochodzi do tego kwestia pracowników. Nie wolno tak robić, że wszyscy pracownicy zostają usunięci bez gwarancji, które są zapisane w kodeksie pracy. A przecież chciano w ten sposób usunąć wszystkich pracowników Sądu Najwyższego. Ja przeciwko temu zaprotestowałem, składając wtedy weto.
Są przecieki medialne, że jesienią Zjednoczona Prawica ma zaostrzyć kurs dotyczący reformy sądownictwa. Na jakie propozycje by się Pan nie zgodził, gdyby trafiły na pana biurko? Co by Pan z pewnością zawetował?
Nie podchodzę do tego w ten sposób. O mojej decyzji o zwróceniu ustawy do ponownego rozpatrzenia przez Sejm, czyli o wecie, decyduję wtedy, kiedy widzę ewidentne zapisane już w ustawie, przegłosowanej, która wyszła z Sejmu i została do mnie dostarczona, rozwiązania, z którymi zgodzić się nie sposób. Zakładam jednak, że reforma zostanie dobrze przygotowana. A w jaki sposób powinna zostać przygotowana? W moim przekonaniu w oparciu o dotychczasowe doświadczenia, które, wynikają z funkcjonowania obecnych rozwiązań, od – de facto – już prawie trzech lat. Mnie najbardziej interesuje stanowisko – powiedzmy – prezydium Sądu Najwyższego w tej sprawie. Warto wysłuchać, co sądzi na ten temat pierwsza prezes Sądu Najwyższego i sędziowie, także prezesi izb, w jaki sposób reforma funkcjonuje od tych trzech lat i gdzie są elementy, które trzeba zmienić, poprawić. Chcę wiedzieć, co na ten temat sądzą praktycy i ludzie, którzy podjęli się funkcjonowania w ramach tych zmian.
Jak idą prace nad sędziami pokoju? Są sygnały od polityków Zjednoczonej Prawicy, że to pomysł niekoniecznie zgodny z konstytucją i wymagałby jej zmiany.
Prawnicy mogliby na ten temat dyskutować w nieskończoność. Zespół, który powołałem, jest zespołem, w którego skład wchodzą nie tylko eksperci, prawnicy z Kancelarii Prezydenta, którzy z prawem konstytucyjnym mają na co dzień do czynienia, ale także prof. Kruszyński, który jest bardzo doświadczonym prawnikiem, ekspertem, naukowcem, ale także i praktykiem. Przy bardzo wielu projektach aktów prawnych już pracował. Uważamy, że można to w ramach obecnej konstytucji dzisiaj zmieścić i takie rozwiązanie zaproponujemy, a parlament będzie to oceniał. W każdym razie pracujemy nad tym, to wspólne dzieło, które jest realizowane z Pawłem Kukizem i jego środowiskiem politycznym, bo to była jego idea i on z nią do mnie przyszedł.
Porozmawiajmy więc o Zjednoczonej Prawicy. Po wyrzuceniu Jarosława Gowina z całą pewnością, nawet mimo współpracy z Pawłem Kukizem, nie ma ona większości 231 posłów. Czy nie martwi się Pan o jej przyszłość? To w końcu środowisko polityczne, z którego Pan się wywodzi.
Martwię się, dlatego że uważam, że polskie sprawy były i są dobrze prowadzone. W naszym kraju bardzo wiele zmieniło się zdecydowanie na lepsze. Zjednoczona Prawica to w ogóle nowa jakość, od 2015 roku – zupełna zmiana sposobu myślenia i patrzenia na Polskę. Mamy cały szereg bardzo poważnych, wielkich inwestycji w całym kraju. Jest budowa Via Carpatii - drogi, która była tak ogromnie potrzebna Polsce wschodniej. Następuje modernizacja linii kolejowych. Realizujemy wielką ideę czwartego portu w Elblągu i w związku z tym także przekopu przez Mierzeję Wiślaną, czyli kolejną wielką inwestycję po to, żeby aktywizować gospodarczo i turystycznie poszczególne rejony kraju. Dlatego też jest wielki projekt budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. To wszystko dzieje się po to, żeby kraj się rozwijał i to wszędzie, bo to jest niezwykle potrzebne. Chcę, żeby ta polityka była kontynuowana, Ci, którzy rządzili w latach 2007-2015, z którymi ja się fundamentalnie nie zgadzałem, co do ich pomysłu w kwestii rozwoju kraju i co do sposobu realizacji przez nich polityki oraz podejścia do spraw społecznych już mieli swój czas. Przypominam, że to wtedy podwyższono wiek emerytalny. Mimo zapewnień ówczesnego premiera w czasie kampanii wyborczej w 2011 roku, że tego nie będzie, zaraz później wiek emerytalny został Polakom podniesiony. A obniżenie wieku emerytalnego to był jeden z najważniejszych postulatów mojej kampanii 2015 roku i zrobiliśmy to – to był mój projekt i moje zobowiązanie. Zjednoczona Prawica zapewniła ogromny wzrost płacy minimalnej, minimalnej stawki godzinowej, wzrost emerytur, wprowadzenie 13. emerytury, 14. emerytury. To jest realna pomoc ludziom. Już nie wspomnę o „500 plus” czy wyprawce szkolnej. Nie mam wątpliwości, że dzisiaj taką ambitną politykę, jest w stanie kontynuować tylko Zjednoczona Prawica. Mam nadzieję, że to będzie w parlamencie przez mądrych ludzi rozumiane. I że będą tacy, którzy nadal będą tę większość parlamentarną tworzyć, na co bardzo liczę.
Na najbliższym posiedzeniu Sejmu głosowana ma być tzw. ustawa antykorupcyjna autorstwa Pawła Kukiza, która jest elementem, a może wręcz warunkiem, współpracy PiS z Kukiz'15. Co sądzi Pan o tej ustawie?
Wszystkie działania, które służą zwalczaniu korupcji w sposób rozsądny, absolutnie mają moje poparcie, jeżeli tylko są zgodne z konstytucją. Jasno widać, jak bardzo Polska się zmieniła i jak wiele Polska zyskała na tym, że w wyniku powstania CBA, po aferze Rywina, prowadzona jest twarda polityka antykorupcyjna. W związku z powyższym wszystko, co walce z korupcją służy, z całą pewnością ma wymiar propaństwowy i wzmacnia państwo.
Prawdopodobnie wkrótce rząd czeka rekonstrukcja. Pan jako prezydent, współpracuje z większością, o ile nie ze wszystkimi ministrami. Gdyby to od Pana zależało, to którego z ministrów najchętniej pozbyłby się Pan z rządu?
Od oceny pracy ministrów jest pan premier i większość parlamentarna, czyli Zjednoczona Prawica. W dobrych sprawach, które służą Polsce, staram się zawsze z każdym współdziałać.
Niektóre media donoszą też o rekonstrukcji w Pana kancelarii. Będzie taka? Jeśli tak, to kiedy?
W mojej kancelarii nie ma żadnych rekonstrukcji. Cenię moich współpracowników, ich zaangażowanie i wysiłek, który wkładają w wykonywaną pracę. Proszę pamiętać, że to często jest praca w każdy dzień tygodnia i nie po osiem godzin dziennie, niestety zawsze odbywa się to kosztem naszych rodzin. To służba dla Rzeczypospolitej Polskiej, ogromne wyzwanie i poświęcenie zarazem. Z drugiej strony pojawiają się nowe wyzwania, dzisiaj politykę prezydencką realizuje się nie tylko w pałacu prezydenckim, ale także na inne sposoby. Moi współpracownicy pełnią wiele ważnych funkcji państwowych, nie tylko w Polsce, ale i poza granicami naszego kraju. Kancelaria Prezydenta RP i jej otoczenie się zmienia, to oczywiste, tak było zawsze. Moi współpracownicy zawsze mogą liczyć na moje wsparcie.
A czy podpisałby Pan ustawę o podwyżkach dla polityków w takim kształcie, w jakim przegłosował ją Senat? Mam tutaj na myśli zwłaszcza składki dla pierwszych dam.
Cieszę się bardzo, że składki dla pierwszych dam zostały wprowadzone. Nie ukrywam, że moim postulatem było to, żeby zostały one wprowadzone dla wszystkich pierwszych dam, których mężowie zostali wybrani w powszechnych wyborach na urząd Prezydenta RP. Wszystkim, sprawiedliwie, według jednakowego kryterium. Podobno jak wynika z wyliczeń, najbardziej zyska na tym Jolanta Kwaśniewska. Cieszę się również, że będzie też świadczenie dla Danuty Wałęsy. Myślę, że się jej to należy. Mówiąc szczerze, byłem zbulwersowany i uważałem to za małostkowe, kiedy usłyszałem, że na komisji senackiej podważa się tę ideę, żeby pierwsze damy miały opłacone składki za czas, kiedy ich mężowie pełnili urząd Prezydenta RP.
Na koniec muszę zapytać Pana o strajk medyków. Komitet Strajkowy w piśmie skierowanym do Pana, stwierdza, że „konieczne” jest Pana osobiste spotkanie z protestującymi oraz że obecna sytuacja „wymaga zdecydowanych działań prezydenta na rzecz ratowania ochrony zdrowia w Polsce”. Spotka się Pan ze strajkującymi?
Na wniosek, czy też na prośbę Komitetu Strajkowego, można się spotkać, ale nie na wezwanie. Spokojnie, jeżeli będzie wola po stronie protestujących, Pałac Prezydencki jest otwarty i takie spotkanie się odbędzie. Natomiast proszę zauważyć, że na zaproponowane przez moją Kancelarię spotkanie, część strony medycznej odpowiedziała negatywnie. Bogna Janke jest ministrem odpowiedzialnym w mojej kancelarii za sprawy dialogu i dlatego to ją poprosiłem o to, żeby takie spotkanie zaproponowała.