Prezydent Janusz Kubicki: W lubuskim winie czuć aromat i... pasję
Z Januszem Kubickim, prezydentem Zielonej Góry, rozmawiamy nie tylko o Winnym Grodzie…
Narrator naszego filmu, wielokrotny mistrz Polski sommelierów Tomasz Kolecki, jest pod wrażeniem tego, jak wiele dla winiarstwa zrobiły w naszym regionie samorządy. Warto było?
To pytanie z serii tych retorycznych. Zawsze wracam do historii i wspominam lata, gdy wina nie było lub można było znaleźć śladowe jego ilości, gdy obrót lokalnym trunkiem skutecznie paraliżowała akcyza. Pamiętam, jak Urząd Skarbowy wjechał na Winobranie i zaczął kontrolować stoiska. Winiarze wówczas nie mieli banderol i wpadli na pomysł żeby sprzedawać papierowe torebki i wino w nich było teoretycznie gratis. Absurd, przecież była to sprzedaż w marginalnej skali, gdyż w praktyce tego naszego trunku jeszcze nie było. Tymczasem fiskus traktował winiarzy tak samo jak wielkie Polmosy. Jednocześnie wszyscy narzekali, że Winobranie jest nim jedynie z nazwy, że króluje piwo i piwne ogródki. Tak, dokonał się, a raczej dokonaliśmy wspólnie ogromnego skoku jakościowego. Używam liczby mnogiej, gdyż wszyscy staraliśmy się wspierać tych naszych winiarzy. I pamiętam dumę i radość, gdy nasze wina zaczęły się przebijać, gdy pojawiły się na pokładach samolotów LOT-u i w innych znaczących miejscach. I ciągle sprawia mi przyjemność, gdy przyjeżdżają ludzie z daleka, próbują naszych win i widzę na ich twarzy zdziwienie, czasem nawet zdumienie.
Czyli nie dość, że mamy wreszcie wino to jeszcze nie jest ono najgorsze…
Tak, myślę, że przeszliśmy już do kolejnego etapu. To nie są już czasy, gdy na wina winobraniowe wybieraliśmy trunki z Włoch, Gruzji czy Czech i dbając o jakiekolwiek uzasadnienie, wybieraliśmy te z miast zaprzyjaźnionych. To już nie są te czasy, gdy wina nasze kupowano nie jako trunek, ale jako… egzotyczną pamiątkę z podróży. A teraz marzy mi się święto zielonogórskiego, lubuskiego beaujolais i wiem, że to już nie jest marzenie z gatunku tych, które są niemożliwe do spełnienia. Ale nie zapominajmy, że to wszystko to lata ciężkiej pracy pasjonatów. Bo nasi winiarze to prawdziwi pasjonaci.
To teraz porozmawiajmy o błędach
Żałuję jednej rzeczy, że zabrakło wyobraźni moim poprzednikom w momencie gdy padała Lubuska Wytwórnia Win. Zmarnowano i ten obiekt, i jego wyposażenie. Te wnętrza, z gigantycznymi beczkami w piwnicy były magiczne. Brakuje nam takiego miejsca, winiarskiego centrum z prawdziwego zdarzenia, żywego muzeum wina i winiarstwa. I jest to grzech nasz, zielonogórzan, że nie przypilnowaliśmy. Oczywiście staramy się wykorzystywać stare piwnice, stworzyliśmy piwniczkę winiarską pod Palmiarnią, jest Lubuskie Centrum Winiarstwa w podzielonogórskim Zaborze, ale to nie to. Pozostaje wrażenie niedosytu.
Co Zielona Góra ma z bycia centrum winiarskiego regionu?
Gdy bywałem w krajach o rozwiniętej enoturystyce, podobało mi się, że na winnicy można spędzić cały dzień, wziąć udział w degustacji z oprawą interesującej opowieści. I okazywało się, że wcale nie jest potrzebny wielki areał winnej latorośli, aby, za sprawą enoturystyki, utrzymać rodzinę. Podobnie jest z naszym miastem. Wiadomo, że na dłużej nie przyciągniemy, a raczej nie zatrzymamy gości, twierdząc, że mamy lasy i jeziora wokół. Brak nam także spektakularnych zabytków. Okazało się, że dobrym pomysłem były winobusy, które dowiozły gości na winnice i z powrotem do miasta, do Winnego Grodu. Mamy zresztą już kilkanaście winnic profesjonalnie przygotowanych na wizytę autokaru pełnego enoturystów. Wreszcie spójrzmy na ostatnie Winobranie. Wokół ratusza rozłożył się wieniec, nie wianuszek, ale właśnie wieniec stoisk naszych winnic. Serce rośnie.
Wcześniej mieliśmy opakowanie, ale gorzej było z produktem. Teraz mamy produkt, a opakowanie?
Oczywiście zawsze można lepiej opakować. Jednak w tej chwili nasi winiarze swój produkt sprzedają na pniu i ciężko ich namówić do pewnych działań promocyjnych. Przecież podczas Winobrania schodzi im wszystko. Naszym gadżetem od lat jest lubuskie wino i już często mamy z tym problem. Nie tak dawno, podczas wizyty ambasadora Rosji, poczęstowaliśmy gościa lokalnym winem. Kilka dni później ambasador poprosił, aby przysłać mu dwadzieścia skrzynek i znaleźliśmy się pod ścianą. Nikt nie miał tylu butelek naszego trunku… Słowem, jakość już mamy i gdy osiągniemy już odpowiednią ilość, trzeba będzie się zapewne zastanowić, co dalej. Może jakaś spółdzielnia jak jest to w Nitrze. Tam doszli do pewnego pułapu i zastanawiali się, co dalej. O przyszłość jestem spokojny, bo i popyt jest coraz większy i w narodzie rośnie kultura picia alkoholu.
Zielona Góra jako stolica winiarskiego regionu jest już chyba nieźle opakowana. Podczas spaceru po mieście coraz więcej znajdujemy winiarskich pamiątek, cytatów…
Tak, to już nie są tylko winiarskie akcenty na elewacjach starych, przedwojennych budynków. Mamy sporo winnych krzewów rosnących w różnych punktach miasta, mamy św. Urbana i Bachusa, Winiarkę i wreszcie bachusiki. Myślę, że był to strzał w dziesiątkę i co ważne, są to figurki fundowane przez zielonogórzan, a nie przez miasto. Słowem, zielonogórzanie winiarskim charakterem swojego miasta żyją. I widać, że bachusiki budzą zainteresowanie i sympatię przechodniów. Krok po kroku będziemy zmierzali w tym kierunku. Tak się rodzi... klimat.
A jakie wino pije prezydent Winnego Grodu?
Białe, wytrawne, w typie rieslinga.
Z winem od dziecka?
Nie, nie będę udawał. Zanim zostałem prezydentem, wiedziałem o winie mniej więcej tyle co statystyczny Polak w tamtych czasach. Że jest i powstaje z owoców. Teraz, dzięki naszym winiarzom, bardzo się podciągnąłem, sięgam po wino i doceniam już efekty ich pracy i jakość naszego lubuskiego trunku.…
POLSKA TOSKANIA - zobacz film i przewodnik interaktywny po lubuskiej krainie wina i wrażeń.
Poznaj z nami polską Toskanię! Zabierzemy Cię w podróż pięcioma szlakami: pasji, cierpliwości, spełnienia, dumy i tradycji.