Prezydent Opola jest faworytem, ale nie musi wygrać w wyborach samorządowych w 2018 r.
Wielu opolskich polityków jest dziś przekonanych, że Arkadiusz Wiśniewski nie ma realnych konkurentów. Jeśli prezydent sam w to uwierzy, to w przyszłym roku przegra wyścig o najważniejszy fotel w urzędzie miasta.
Choć głosowanie czeka nas dopiero jesienią 2018 roku, to politycy już prowadzą zakulisowe rozmowy, przygotowują też wyborcze plany, które, jak sami przyznają, są jednak obarczone sporym ryzykiem. - Obecnie w Opolu rządzi Wiśniewski, ale proszę sobie przypomnieć, czy na dwa lata przed poprzednimi wyborami samorządowymi ktoś oficjalnie mówił o nim jako o kandydacie? - pyta jeden z opozycyjnych polityków. - Sytuacja jest ciekawa, zwłaszcza że nawet prezydent nie zadeklarował kolejnego startu. Skoro on nie mówi, to po co inni będą się wychylać?
Jaki stoi za prezydentem
Wiśniewski trzyma swoich zwolenników w niepewności, choć tak naprawdę nikt w Opolu nie wyobraża sobie, aby odpuścił walkę o reelekcję. To mało prawdopodobne zwłaszcza dlatego, że pozytywne efekty powiększenia miasta - na które postawił Wiśniewski - zobaczyć mamy dopiero w jego drugiej kadencji. Co więcej, prezydent nadal snuje plany rozwoju stolicy regionu na kolejne lata, więc trudno przypuszczać, aby nie chciał ich realizować.
- Decyzji co do startu nie podjąłem, jeszcze przyjdzie na nią czas - tłumaczy Wiśniewski. - Obecnie skupiam się na pracy na rzecz rozwoju miasta. To mnie zajmuje, a nie polityka. Moją partią jest Opole.
Prezydent powtarza ostatnie hasło dosyć często, bo choć długo był członkiem Platformy Obywatelskiej, to obecnie do żadnej partii nie należy i to mimo że te chętnie widziałyby go w swoich szeregach.
Nieoficjalnie wiemy, że prezydent sondował w PiS możliwość poparcia go w wyborach samorządowych
Wprawdzie poprzednie wybory Wiśniewski wygrał, organizując komitet pod swoim nazwiskiem, ale o zwycięstwo byłoby zdecydowanie trudniej, gdyby nie mocne wsparcie ze strony posła Patryka Jakiego (dziś wiceminister sprawiedliwości w rządzie Prawa i Sprawiedliwości) czy byłego już wiceprezydenta Janusza Kowalskiego, który otwarcie sympatyzuje z PiS, a do niedawna był wiceprezesem państwowej spółki Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo.
- Arek powinien się określić, a nie wciąż stać w rozkroku - mówi jeden z sympatyków Wiśniewskiego. - Tak naprawdę dziś nie ma poparcia żadnego ugrupowania. Nie zbudował sobie także dużego zaplecza. Jest mocno zależny od Jakiego, który, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, ma w ratuszu dwóch wiceprezydentów. Z jego nadania jest nie tylko Marcin Rol, ale też Mirosław Pietrucha. Choć na początku współpraca Jakiego i Wiśniewskiego układała się wzorowo, to od pewnego czasu coraz mocniej iskrzy. Do spięć dochodzi głównie na polu kadrowym, ale oficjalnie obaj panowie wciąż zapewniają, że wszystko jest w najlepszym porządku.
- Bo taki ma być przekaz dla przyszłych wyborców, którzy kłótni nie lubią - mówi osoba, która jest blisko Wiśniewskiego. - Prezydent wie, że bez Jakiego zostaje sam na placu boju, z kolei poseł zdaje sobie sprawę, że wyborów w Opolu nie wygra. Zgrzyta, ale współpracują, miasto ewidentnie na tym korzysta, to jednak typowe małżeństwo z rozsądku. Ten układ powinien pomóc im wygrać kolejne wybory, o ile wcześniej nie będzie rozwodu.
Zembaczyński jest w grze
- Spory są w każdym małżeństwie, ale tylko nieliczne się rozwodzą - zauważa jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości. - Osobiście uważam, że Wiśniewski ma wygraną w kieszeni, o ile do wyborów nie popełni jakiś większych gaf lub nie pojawią się na niego haki. Co rusz ściąga nowych inwestorów, powiększył Opole, zresztą także przy pomocy Jakiego, i teraz uchodzi za wyjątkowo skutecznego i odważnego polityka. Za nim jest też statystyka. Ponad 70 procent prezydentów, burmistrzów czy wójtów po pierwszej kadencji wygrywa kolejne wybory. Wiśniewski też wygra, choć raczej nie z poparciem PiS.
Nieoficjalnie wiemy, że prezydent sondował w PiS możliwość poparcia go w wyborach samorządowych. Na razie usłyszał „nie”, bo PiS nie chce już powtórzyć błędu z 2014 roku. Wówczas kandydatem popieranym przez tę partię był Marcin Ociepa, który choć jest wiceprzewodniczącym partii Jarosława Gowina, to startował pod sztandarami komitetu Razem dla Opola. Dlatego tak naprawdę PiS nie miał swojego kandydata, co odbiło się na wyniku wyborów do rady miasta. Dziś nikt tego błędu nie chce powtórzyć. Problem w tym, że nie widać też chętnego do startu.
- Oczywiście, że będziemy mieli kandydata, ale trudno, abyśmy mówili już dziś, kto nim będzie - podkreśla Bartłomiej Stawiarski, poseł PiS, który ma koordynować kampanię partii w regionie. - Proszę pamiętać, że planowana jest zmiana ordynacji wyborczej, a to oznacza, że obecne plany wielu polityków mogą być zweryfikowane. W polityce niczego nie można być pewnym na 100 procent.
Mimo to w Opolu panuje obecnie przekonanie, że Wiśniewski nie ma realnych konkurentów, a wybory może wygrać nawet w pierwszej turze.
- My tak na pewno nie uważamy, dlatego przygotowania do wyborów samorządowych już rozpoczęliśmy – mówi Zbigniew Kubalańca, przewodniczący klubu radnych Platformy Obywatelskiej. - Jeśli chodzi o naszego kandydata, to wariantów jest wiele, absolutnie prezydent Wiśniewski nie powinien czuć się pewnie. Tym bardziej że naprzeciw może stanąć osoba, która będzie reprezentantem nie tylko Platformy, ale szerszego środowiska.
Wśród potencjalnych kandydatów jest poseł Nowoczesnej Witold Zembaczyński, który do niedawna wspierał Wiśniewskiego. W polityce nie ma jednak przyjaźni. Liczą się tylko i wyłącznie interesy i to one mogą spowodować, że poseł może stanąć w kontrze do prezydenta.
- Na dziś koncentruję się na komisji do spraw afery Amber Gold, a co będzie w przyszłym roku, to jeszcze zobaczymy – zastrzega Zembaczyński. - Jestem jednak przekonany, że w Opolu, jeśli chcemy wygrać z obecnym prezydentem, musi być jeden, silny kandydat opozycji. Wierzę, że uda nam się w tej sprawie porozumieć, choć dużo będzie też zależeć do decyzji partyjnych centrali.
Inni potencjalni kandydaci to poseł PO Tomasz Kostuś czy członek zarządu województwa Szymon Ogłaza.
Najprawdopodobniej o wyborze kandydata zdecydują jednak nie działacze, ale sondaże wśród opolan, które mają pokazać, kto ma największe szanse w starciu z Wiśniewskim. W Platformie i Nowoczesnej liczą też, że ich człowieka poprze Polskie Stronnictwo Ludowe i mniejszość niemiecka.
Ociepa się przygląda
Kandydata na prezydenta może również wystawić SLD czy partia Razem, ale trudno przypuszczać, aby liczyli się w walce o najważniejszy fotel w ratuszu, skoro dziś obie lewicowe partie balansują na granicy progu wyborczego. Zdecydowanie większe szanse ma Marcin Ociepa. W poprzednich wyborach dostał się do drugiej tury, choć wiele osób szans mu na to nie dawało. Potem przegrał z Wiśniewskim, ale od ponad dwóch lat pracuje na swoje nazwisko. To on wychodził w Warszawie kierunek lekarski, mocno wspierał też działania Uniwersytetu Opolskiego o dotację na budowę budynku, gdzie będą się kształcić lekarze. Na razie Ociepa współpracuje z Wiśniewskim w radzie miasta, a pytany o start w wyborach, twierdzi, że obecnie go nie planuje. Obecnie jest słowem kluczowym. Przewodniczący rady złożył Wiśniewskiemu propozycję stworzenia jednej listy w wyborach do rady miasta.
- Wtedy Marcin odpuści wybory prezydenckie, ale jeśli zabraknie porozumienia, to znów wystartuje. Będzie chciał pomóc swojemu komitetowi w osiągnięciu dobrego wyniku w wyborach do rady miasta – słyszymy nieoficjalnie. - Tak naprawdę dziś toczy się walka nie o to, kto wygra najbliższe wybory, ale o to, kto będzie prezydentem po 2022 roku. Wszystko bowiem wskazuje na to, że PiS wprowadzi zasadę maksymalnie dwóch kadencji dla prezydentów, burmistrzów i wójtów.
Tym samym Wiśniewski, o ile wygra wybory w 2018 r., będzie mieć przed sobą ostatnią kadencję. Ociepa liczy, że kolejna będzie już jego.