Projekt ustawy mającej pomóc spłacającym walutowe kredyty mieszkaniowe trafił do Sejmu. Banki będą zmuszone tylko do zwrotu tzw. spreadów walutowych. I to w ograniczonym zakresie. Przewalutowanie kredytów nie po zapowiadanym kursie sprawiedliwym, ale tylko dobrowolne.
Do Sejmu trafił już prezydencki projekt ustawy, która ma zrealizować obietnicę złożoną frankowiczom przez Andrzeja Dudę w kampanii prezydenckiej, że nie zostawi ich w biedzie i rozwiąże problem spłaty kredytów mieszkaniowych.
Frankowicze nie kryją rozczarowania. Składana przez PiS w kampaniach wyborczych prezydenckiej i parlamentarnej obietnica obciążenia banków stratami, które kredytobiorcy ponieśli wskutek gwałtownych wzrostów kursu franka szwajcarskiego w ostatnich latach, zmaterializowała się w projekcie ustawy, który gwarantuje im tylko zwrot tzw. spreadów walutowych. To niewiele, zważywszy, że pierwszy prezydencki projekt ustawy dla frankowiczów z połowy stycznia 2016 r. zakładał zarówno zwrot spreadów, jak i praktycznie obligatoryjne przewalutowanie kredytów walutowych po tzw. kursie sprawiedliwym.
"Prezydent rozczarował". Nowoczesna o projekcie ustawy ws. pomocy frankowiczom (źródło: TVN24/x-news)
Co prawda Kancelaria Prezydenta podjęła prace analityczne, ale wydawało się, że ich celem będzie jedynie ustalenie trybu kursu sprawiedliwego. Tymczasem skończyło się na samych spreadach oraz mglistej obietnicy, że ustawowe zasady ewentualnego przewalutowa-nia kredytów walutowych uregulowane zostaną odrębnie, ale najwcześniej za rok. Zresztą najlepiej ilustrują to liczby - zwrot spreadów to 4 mld zł albo i mniej, przewalutowanie: 60-70 mld zł.
Spread: kto i ile
Zwrot spreadów walutowych to właściwie jedyna konkretna korzyść frankowiczów wynikająca z prezydenckiego projektu ustawy o zasadach zwrotu niektórych należności wynikających z umów kredytu i pożyczki (bo tak formalnie nazywa się ów dokument).
Spready to w przypadku większości umów kredytowych znaczna kwota. Jak wiadomo, banki - udzielając kredytu walutowego - przeliczały jego wartość na złote po kursie sprzedaży danej waluty, a spłacać kazały po kursie kupna. Kursy te zresztą każdy bank ustalał arbitralnie i rzadko zdarzało się, by różnica między kursem sprzedaży waluty a kursem jej kupna (spread) była niższa niż 10 proc. na korzyść tego pierwszego. W konsekwencji spready są uznawane za nieuzasadniony dodatkowy zysk banków, uzyskiwany kosztem kredytobiorców walutowych. Zresztą od końca stycznia 2011 r. w polskim prawie obowiązują przepisy zakazujące uzyskiwania takich nadzwyczajnych zysków (tzw. ustawa antyspreadowa). Oddzielną kwestią jest, na ile skutecznie chroni ona konsumentów - w powszechnym odczuciu chroni słabo.
Jednak nawet z tak ograniczonej do spreadów pomocy skorzystają frankowicze w dużo mniejszym zakresie, niż można by sądzić z deklaracji składanych przy wtorkowej prezentacji założeń do projektu ustawy w Kancelarii Prezydenta RP. Na dodatek nie skorzystają też wszyscy.
"Jednorazowe, ustawowe przewalutowanie kredytów na złote jest niemożliwe". Przedstawiono prezydencki projekt tzw. ustawy frankowej (źródło: TVN24/x-news)
Faktem jest, że obowiązek zwrotu spreadu kredytobiorcom przez banki dotyczy nie tylko kredytów frankowych, ale wszystkich kredytów udzielanych w walutach lub denominowanych w walucie innej niż złoty. Jednak zwrotem objęty jest nie cały spread - różnica między kursem kupna/sprzedaży - ale nadwyżka nad 0,5 proc. w relacji kursu średniego NBP. Reszta pozostanie formą wynagrodzenia dla banku za przeprowadzane operacje walutowe. Dalej - zwrot spreadu, a właściwie nadwyżki nad 0,5 proc. od kursu średniego NBP, dotyczyć ma wyłącznie kredytów zaciągniętych między 1 lipca 2000 r. a 26 sierpnia 2011 r. (od tej drugiej daty obowiązują wspomniane już przepisy antyspreadowe).
Ograniczona jest też kwota zobowiązania, którego zwrot spreadu ma dotyczyć - do kwoty 350 tys. zł. Dobra wiadomość dla kredytobiorców jest taka, że jest to limit ustalony na osobę. Jeśli więc kredyt zaciągnęli małżonkowie wspólnie, automatycznie on się podwaja. Podobnie w przypadku, gdy do umowy przystępowała inna osoba - ze względu na proces ustalania zdolności kredytowej w praktyce były to częste przypadki. Młodych wspierali w ten sposób swoją zdolnością kredytową rodzice czy teściowie. Rozwiązaniem na korzyść dłużników jest też klauzula nakazująca powiększenie kwoty nadwyżki spreadowej o odsetki.
Jak to ma wyglądać w praktyce? Zgodnie z przepisami projektowanej ustawy wejdzie ona w życie w 30 dni od opublikowania w Dzienniku Ustaw. Od tego dnia kredytobiorca będzie miał sześć miesięcy na złożenie w banku wniosku o wyliczenie nadpłaconych spreadów. Bank powinien je wyliczyć i udzielić odpowiedzi na wniosek w ciągu kolejnych 30 dni. Od dnia otrzymania odpowiedzi będzie biegł z kolei 12-miesięczny termin na złożenie wniosku o pomniejszenie kapitału kredytu o ustaloną wcześniej kwotę (sumę nadpłaconych spreadów).
Przewalutowanie za rok?
W projekcie ustawy, którą prezydent skierował do Sejmu, w ogóle nie ma mowy o przewalutowaniu kredytów. A przecież fundamentem pierwszej wersji (styczniowy projekt ustawy o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu i umów pożyczki) było przeliczenie kredytów po tzw. kursie sprawiedliwym.
- Chcemy dać bankom czas na ugodowe doprowadzenie do przewalutowania kredytów
- powiedział prezydencki minister Maciej Łopiński w czasie prezentacji projektu. I wyjaśnił, że rozwiązania dotyczące ustawowo uregulowanych zasad przewalutowania zostały wstrzymane na rok, by dać czas bankom na dobrowolne przeprowadzenie tej operacji.
- Władze chcą zachęcić banki do dobrowolnego przewalu-towania kredytów przez specjalne regulacje, które każą im podnieść wymagania kapitałowe w przypadku utrzymywania portfela kredytów walutowych. Podniesienie kapitałów oczywiście wiąże się z kosztami, więc bankom ma się po prostu opłacać negocjowanie z klientem. W pierwszej kolejności ugody mają być podejmowane z tymi, którzy pomocy faktycznie potrzebują - wyjaśnia Mateusz Adamkiewicz, analityk rynków finansowych HFT Brokers.
Nie brakuje jednak głosów, że samo rozczarowanie frankowiczów nie jest najważniejsze. Najbardziej obrazowo prezentuje je ekonomista Krzysztof Oppenheim. - Jest to zamiatanie problemów pod dywan i nie można tego inaczej nazwać. A cały czas jest to tykająca bomba. Były prezes NBP Marek Belka o tykającej bombie mówił już w 2014 r. na forum bankowym i oczekiwał od bankowców rozbrojenia tej bomby. Bomba nie tylko się nie rozbroiła, ale wręcz dozbroiła i zyskała na sile.
Autor: Zbigniew Biskupski
Współpraca Szymon Szadkowski, Maciej Badowski