Prezydent Tadeusz Ferenc wywołał burzę. Rzeszów szykuje się na przyjęcie uchodźców?
Podpis Tadeusza Ferenca pod deklaracją dotyczącą imigrantów poskutkował wnioskiem o lokalne referendum. Polityczni oponenci nie szczędzą prezydentowi gorzkich słów i pytają: Gdzie uchodźcy zamieszkają?
Musimy szanować inne narody i współpracować ze wszystkimi, a bezwzględnie należy myśleć o chrześcijanach w Syrii, którzy w tym kraju są mordowani. Im w pierwszej kolejności powinniśmy udzielić pomocy i na odpowiednich szczeblach ustalić takie warunki, żeby tych ludzi przyjąć - powiedział w rozmowie z nami Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa. - Nie ukrywam, że ważne jest dla mnie stanowisko naszych hierarchów kościelnych, które popieram. Zresztą naród polski wielokrotnie korzystał z gościnności innych - dodał.
W ten sposób na naszych łamach prezydent argumentował złożenie podpisu pod deklaracją o współdziałaniu miast Unii Metropolii Polskich w dziedzinie migracji. Wtedy to Unia powołała zespół roboczy ds. migracji i integracji. Ma on być wspierany wiedzą specjalistyczną Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji (IOM) oraz Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców. W jednym z paragrafów podpisanej przez Ferenca deklaracji czytamy, że „w celu przyjaznego przyjęcia imigrantów konieczne jest wspólne działanie organów władzy samorządowej i rządowej, służb publicznych, organizacji pozarządowych, kościołów, uczelni wyższych, instytucji kultury oraz organizacji biznesu i rynku pracy. W naszym wspólnym, szeroko rozumianym interesie jest odpowiedzialne i bezpieczne zarządzanie migracjami na poziomie lokalnym tak, aby tworzyć miasta społecznie spójne, minimalizując zagrożenia związane z gettoizacją, separacją, biedą i wykluczeniem nowych mieszkańców”.
Kiedy tekst deklaracji ujrzał światło dzienne, w mieście zawrzało, a kolejne ugrupowania polityczne zaczęły zwoływać w tej sprawie konferencje prasowe. Mimo że oponenci zgodnie przyznawali, iż sam dokument nie ma mocy prawnej i wcale nie sprawi, że w Rzeszowie imigranci faktycznie się pojawią. Bo o kierunkach polityki międzynarodowej decyduje rząd, a nie samorządowcy. Ale ponieważ deklarację podpisali także prezydenci: Białegostoku, Bydgoszczy, Gdańska, Katowic, Krakowa, Lublina, Łodzi, Poznania, Szczecina, Warszawy i Wrocławia, czyli w większości włodarze związani z obozem Platformy Obywatelskiej, polityczna opozycja PO nie mogła pozostać na to obojętna.
- Należy odbierać to jako polityczny atak na kierunek, jaki w sprawie migracji przyjął polski rząd. Atak ten osłabia de facto pozycję rządu - mówił Robert Kultys, radny miejski PiS. - Bezkrytyczne otwarcie się na migrację jest równoznaczne z otwarciem się na ekstremizm islamski, terroryzm i na wielką społeczność islamską, która wcale nie chce się integrować z ludnością europejską, ale zmieniać Europę na swoją modłę. W dodatku to nie jest tak, że oni uciekają przed wojną, oni mają kontakt z cywilizacją i chcą konsumować tę cywilizację tu, gdzie ona już funkcjonuje, zamiast tworzyć ją w swoich krajach - mówił Kultys.
Będzie lokalne referendum?
Radni PiS wypominali także prezydentowi, że nie słucha głosu mieszkańców, którzy imigrantów przyjmować nie chcą. Za to samo prezydenta krytykowali także podkarpaccy posłowie Kukiz’15.
- W ubiegłym roku w lutym razem z posłem Wojciechem Bakunem odwiedziliśmy obozy dla uchodźców w Calais i Berlinie, rozmawialiśmy z tymi ludźmi i wiemy, że nie uciekają przed wojną. To są tylko imigranci, którzy planują się dostać do Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec - mówił na konferencji prasowej Maciej Masłowski. - Polski nie stać na przyjmowanie osób, które szukają lepszego życia, dlatego dziwi nas decyzja prezydenta Rzeszowa.
Według Masłowskiego, przyjmowanie imigrantów jest o tyle ryzykowne, że nie ma sposobu, żeby zweryfikować ich dane osobowe, a szanse, że zasymilują się z obcym kulturowo społeczeństwem są marne.
- Do tego doświadczenie obozu w Berlinie, z którego uciekło ok. 30 tys. osób, pokazuje, że nie ma skutecznego sposobu kontroli tych ludzi - dodaje poseł Wojciech Bakun. - Szacuje się, że dziś w Europie jest 100 tys. uchodźców, którzy uciekli z obozów.
Posłowie Kukiz’15 zamierzają napisać do prezydenta Ferenca list, w którym zachęcą go do skonsultowania tej kwestii z mieszkańcami miasta. Sugerują, że można do tego wykorzystać system SMS-owy, używany przy okazji głosowania na budżet obywatelski. Co ciekawe, „kukizowcy” planowali złożenie wniosku o lokalne referendum w sprawie przyjmowania uchodźców, ale wyprzedzili ich w tym działacze okręgu rzeszowskiego partii Wolność (ugrupowanie Janusza Korwin-Mikke). W środę złożyli wniosek o przeprowadzenie referendum w sprawie przyjmowania uchodźców w Rzeszowie. Miałoby się ono odbyć 10 września i zawierać pytanie: „Czy wyraża Pan/Pani zgodę na przyjęcie przez Miasto Rzeszów uchodźców z Afryki oraz Bliskiego Wschodu”. Referendum miało by trwać od godz. 7 do 21.
Czytaj więcej o tym pomyśle w naszym wczorajszym tekście: Nie chcą w Rzeszowie uchodźców, bo to zagrożenie dla bezpieczeństwa
Dodajmy, że na zorganizowanie referendum musi wyrazić zgodę Rada Miasta Rzeszowa. Następnie jego inicjatorzy musieliby zebrać co najmniej 10 procent podpisów osób uprawnionych do głosowania. Aby referendum było ważne, frekwencja musi wynieść co najmniej 30 proc.
Z kolei list ciekawej treści skierował do prezydenta burmistrz Głogowa Młp. Zadał on prezydentowi pytanie, czy w kontekście planów związanych z poszerzaniem Rzeszowa o Miłocin i Pogwizdów Nowy Tadeusz Ferenc planuje w przyszłości lokować uchodźców na terenie tych sołectw. Na pytanie o to, czy Rzeszów ma warunki do przyjęcia uchodźców, gdzie można byłoby ich umieścić i czy prezydent widzi u siebie w mieście uchodźców wojennych czy imigrantów ekonomicznych, Tadeusz Ferenc nie odpowiedział jednoznacznie.
- Największym bogactwem jest drugi człowiek, dlatego gdyby była konieczność, stworzylibyśmy w mieście takie warunki, żeby tych ludzi przyjąć - mówił Tadeusz Ferenc. - Zresztą taką samą politykę prowadzę na terenie kraju, bo za wszelką cenę chcę, żeby ludzie, którzy się u nas uczą, tutaj w mieście zostawali. Cieszę się z każdego obywatela, który chce zamieszkać w Rzeszowie - zaznaczył.
Dwie manifestacje
W sobotę w Rzeszowie Młodzież Wszechpolska, Obóz Narodowo-Radykalny oraz Narodowy Rzeszów zorganizowały manifestację „Stop islamizacji”. Kontrmanifestację zorganizował KOD.
Czytaj więcej: Narodowcy na manifestacji: "Ferenc zdradził Rzeszów"
- Tego typu pikiety odbieramy jako głos społeczeństwa, które jest oburzone. Ferenc powinien to zauważyć i wycofać się z tej deklaracji. Prezydent Katowic dokumentu nie podpisał, więc nie ma przeszkód, żeby i nasz prezydent wyciągnął wniosek ze swojego błędu. Temat chcemy przedyskutować na wtorkowej sesji rady - mówił Marcin Fijołek, radny miejski z PiS. - Priorytetem prezydenta powinno być dbanie o bezpieczeństwo mieszkańców, a podpis pod taką deklaracją to poczucie bezpieczeństwa podważa. Jesteśmy za tym, żeby pomagać uchodźcom, ale ta pomoc powinna być realizowana na miejscu w Syrii, Libanie, Jordanii.
Tymczasem polityczni sprzymierzeńcy Tadeusza Ferenca uważają, że bardzo dobrze zrobił, podpisując dokument.
- Ten, kto zadał sobie trud i przeczytał jego treść, doskonale wie, że nie ma tam mowy o przyjmowaniu nowych uchodźców, tylko o konieczności rozwiązywania problemu migracji na poziomie lokalnym. Ja do treści deklaracji nie mam zastrzeżeń, dlatego popieram prezydenta w tym, że ją podpisał - mówi Andrzej Dec. - Cała ta dyskusja to burza w szklance wody, bo przecież oczywiste jest to, że gorące ostatnio kwestie uchodźców to kwestie na poziomie polityki międzynarodowej.
Jak podsumowuje socjolog Krzysztof Prendecki, cała dyskusja, jaka wywiązała się w ostatnim tygodniu, bardziej odbywała się między politykami niż mieszkańcami miasta.
- Umówmy się: ludzi bardziej interesuje to, czy będą mogli dojechać do pracy drogą o dobrej nawierzchni lub czy powstanie w mieście nowy most niż to, czy prezydent coś tam podpisał czy nie - mówi Krzysztof Prendecki. - Dlatego nie sądzę, żeby ta sprawa w jakikolwiek sposób prezydentowi zaszkodziła chociażby w kontekście przyszłych wyborów. Tak naprawdę podpis prezydenta to symboliczne wyrażenie jego poglądów w tej sprawie. Ciekawe jest to, że prezydent o lewicowych korzeniach mówi wyraźnie, że ważne jest dla niego w tej sprawie zdanie Kościoła, a politycy prawicy nie do końca się z tym zdaniem identyfikują.