Proboszcz i rzecznik
Kiedy przyjechałem pierwszy raz do Harklowej, miejscowość ta wydawała mi się niesłychanie odległa i niedostępna. Pamiętam, było mroźno. Plebania i kościół - niczym igloo - otoczone były śniegiem. Aura podhalańska i górska. Przy plebanii spacerujący wilczur, przymilający się do swoich, choć nieufny wobec nieznajomych. W takiej scenerii nacisnąłem dzwonek w drzwiach na plebanię. Po chwili otworzył je młody proboszcz i zaprosił do środka. Przedstawiliśmy się wzajemnie, pokazał pokój dla mnie, rzucił dowcipem i zaprosił do stołu.
I tak się właśnie zaczęła znajomość, która trwa już całe 23 lata.
Można śmiało powiedzieć, że proboszcz jest człowiekiem łagodnym i przyjaznego usposobienia. Ale ta łagodność nie polega na obojętności lub tchórzostwie, lecz na braku potrzeby narzucania komukolwiek swoich wizji. O takiej właśnie osobie papież Franciszek powiedział, że „nie potrzebuje nikomu narzucać swych pomysłów, nie potrzebuje nikogo uwodzić czy mamić kłamstwami, gdyż wierzy w siłę przyciągania tego, co szlachetne”.
Szlachetna postawa ks. Dziubka stała się przepustką do częstych odwiedzin Harklowej.
Brałem udział w odpustach, następnie jako student rzymski i lubelski przyjeżdżałem na święta, pomagając w obowiązkach kapłańskich. Dzięki atmosferze w parafii i na plebanii mogłem swobodnie, w okresie wakacyjnym, pisać w ciszy i spokoju swój doktorat, a później przygotowywałem się do kolokwium habilitacyjnego.
Nie wiem, czy proboszcz czytał przemówienia kardynała Bergoglio, ale z pewnością wiedział, że jakość człowieczeństwa najlepiej wyraża się w kulturze spotkania. Postawa taka jest niezwykle istotna, gdyż utrata wspólnej dla wszystkich chrześcijańskiej perspektywy, wystawia osobę na pokusę snobizmu i „uprawiania tego, co bawi i tuczy, a nie tego, co karmi i pomaga wzrastać”.
W tym duchu właśnie zatrzymując się w Harklowej, mogłem podjechać do chorującego już w Łopusznej księdza profesora Józefa Tischnera. Pamiętam, że siedząc przy filiżance kawy słabym głosem opowiadał o tajemnicy dobra i zła.
Przejawem kultury spotkania stała się proboszczowska gościnność. Dzięki niej można było przyjmować na ziemi podhalańskiej dziennikarzy z Krakowa i Warszawy, rozkoszując się smakiem pieczonego pstrąga i smażonego oscypka.
Wówczas gościna przeplatała się z głębszymi rozmowami o sensie życia, świecie, sumieniu, państwie i Kościele. Chodzi o to, że kultura spotkania wytwarza kulturę bliskości, odrzuca umywanie rąk i melancholijną mentalność „nacechowaną klimatem tango”. Co więcej, mentalność melancholijna odrzuca proroków nieszczęścia, „którzy już w trakcie drogi czują się starzy i zmęczeni”.
Tym sposobem w pejzaż papieskich słów świetnie wpisuje się działalność ks. Eugeniusza Dziubka, który nie jest przedstawicielem smutnej twarzy, lecz świadkiem radości z głoszenia Dobrej Nowiny.
Dodatkowo - w epoce duchowego ekshibicjonizmu - warto zauważyć rzadko spotykaną już dzisiaj cechę ludzką - dyskrecję. Ks. Dziubek wie, że być dyskretnym to umieć otoczyć tajemnicą wylaną przez innych zawartość umysłu, serca, i przyjąć postawę głębokiej studni. Co do niej wpadnie, już z niej nie wychodzi. Trudno bowiem rozmawiać ze sobą, udając dyskrecję. Dlatego papież Franciszek zauważył, że dialog „pozwala osobom poznać się i zrozumieć potrzeby jedni drugich. Jest on przede wszystkim oznaką wielkiego szacunku, ponieważ sprawia, że ludzie nastawiają się na słuchanie i są w stanie przyjąć najlepsze punkty widzenia rozmówcy”.
Z tej racji śmiało da się stwierdzić, że życie proboszcza wyraża się w przestrzeni słuchania, głoszenia i radości.
Autor jest doktorem habilitowanym i kierownikiem Katedry Edukacji Medialnej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w krakowie. Przez 11 lat, do września 2016 roku, był Rzecznikiem Prasowym Archidiecezji Krakowskiej