Prof. Andrzej Friszke: Historia stała się ideologią [ROZMOWA]
W wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości historia stała się ideologią polityczną, która ma legitymizować jednych, czyli ich samych, i deligitymizować przeciwników politycznych- mówi prof. Andrzej Friszke.
Historia często służy dzisiaj do przypominania, kto kiedy stał po której stronie. Czy taki sposób uprawiania historii budzi w Panu sprzeciw?
To chyba budzi sprzeciw nie tylko we mnie, ale w każdym historyku. Polega to na wykorzystywaniu historii do innych celów niż te, którym uprawianie historii służy.
Czyli jakich?
W wykonaniu Prawa i Sprawiedliwości historia stała się ideologią polityczną, która ma legitymizować jednych, czyli ich samych, i deligitymizować przeciwników politycznych. Historia jest w tym wszystkim jedynie narzędziem.
Na niedawnym Forum Badaczy Dziejów Najnowszych, na którym dyskutowali historycy różnych opcji, pojawiły się z kolei zarzuty, że za poprzednich rządów trudno było na przykład dyskutować o trudnych momentach w biografii Lecha Wałęsy.
Jak to było trudno dyskutować? Mógłbym panu pokazać całą teczkę wycinków prasowych na ten temat. Te dyskusje były zresztą zwykle oparte na bardzo słabej podstawie faktograficznej i miały w sobie ogromny ładunek demagogii. Na forum byłem jednym z mówców, to, co pan, przed chwilą streścił, być może pojawiło się w jakiejś wypowiedzi, ale znane mi głosy zabrzmiały dokładnie przeciwnie: to był jeden wielki krzyk przeciwko manipulowaniu historią.
Czy sam fakt, że na forum pojawiały się głosy różne, nie jest sukcesem tej inicjatywy? Bo coraz częściej zamykamy się w swoich gettach i nie dyskutujemy z oponentami.
Takiej wymianie poglądów forum miało służyć. Chodzi o bronienie fundamentów naszego zawodu, bo jeśli ich nie obronimy, straci wiarygodność każdy historyk. Manipulowanie historią nie jest bezkarne.
I historia zna tego przykłady.
To, co się teraz dzieje, jest powtórką z PRL. Władze komunistyczne, zwłaszcza za czasów Władysława Gomułki, historię podporządkowały propagandzie. Po pierwsze antyniemieckiej, a po drugie - propagandzie moczarowskiej, służącej ukazywaniu patriotyzmu żołnierzy Armii Ludowej, którzy wszyscy byli wykwitem patriotyzmu. To są konstrukcje, które wtedy przerabiano, a dzisiaj dokładnie się je powtarza. Schemat jest bardzo podobny. Po tym okresie, który mamy dzisiaj, niezdrowych w gruncie rzeczy fascynacji, przyjdzie czas otrzeźwienia. A wtedy wszyscy zostaniemy uznani za fałszerzy i manipulatorów, niewartych lektury i zastanowienia się. Taki będzie efekt tego wszystkiego.
Rozstrzyganie, kto był zdrajcą, a kto nie, jak o tym mówił prezydent Duda, nie jest jednak potrzebne dzisiaj?
To niezręcznie postawiony problem. Oczywiście wiemy, że Kościuszko był patriotą, a Ksawery Branicki zdrajcą. Natomiast jeśli odejdziemy od takich skrajnych postaw, nie będzie to takie łatwe do rozstrzygnięcia. Czy margrabia Aleksander Wielopolski był patriotą czy zdrajcą?
Dyskusja trwa do dzisiaj.
Osoby normalne nie będą używać takich pojęć. Ocena postawy Wielopolskiego musi być wynikiem wnikliwych analiz. Ludzie działają przecież w danym czasie, w ramach warunków, jakie zostały im narzucone, i szukają różnych wyjść. Nie wolno w taki sposób etykietować.
Na koniec obrad forum pojawił się pomysł opracowania kodeksu etyki badaczy historii. Wiązałby Pan z takim kodeksem jakieś nadzieje?
Trudno powiedzieć. Normalni historycy wiedzą, jakie są granice publicystyki, wiedzą też, że nawet jeśli uprawiają publicystykę, nie może być ona sprzeczna z ustaleniami naukowymi. Hipotezy można oczywiście budować, ale nie mogą być one absurdalne i wyrwane z kontekstu danego czasu. Proste etykietowanie czy używanie historii do walki politycznej, po to by w oparciu o kłamliwe fakty kogoś opluskwić albo odebrać mu zasługi, na przykład próbując wygumkować Lecha Wałęsę z historii Solidarności - to działania kompromitujące. Aby to wiedzieć, nie trzeba żadnego kodeksu. Nie żyjemy tylko dzisiaj. Pisząc nasze książki, powinniśmy dbać o to, by miały one jakąś wartość za lat, powiedzmy, dwadzieścia. A nie żeby stały się propagandową makulaturą danego czasu.
Także historycy odpowiadają przed historią.
Oczywiście. W historiografii zostaniemy opisani za lat pięćdziesiąt czy osiemdziesiąt. I kto dzisiaj sprzeniewierzy się regułom zawodu, ten przejdzie do historii z piętnem hańby.
j.zalesinski@prasa.gda.pl