Prof. Andrzej Górniak: Przed wielką wodą obronią nas zielone parkingi
A widziała pani ile jest kratek-studzienek w tunelu Nila? Jest jedna albo dwie i na miłość Boską, to zbyt mało - mówi prof. Andrzej Górniak z Uniwersytetu w Białymstoku. Wyjaśnia, dlaczego warto budować zielone parkingi i większą kanalizację deszczową w górnej części rzeki Białej.
Zaskoczyła Pana powódź w naszym mieście na początku maja?
Nie, nie zaskoczyła.
A władze miasta chyba zaskoczyła. Prezydent mówił o nadzwyczajnej sytuacji.
Może dlatego, że taka burza, szczególnie w maju, rzadko występuje. Ale wiemy, że takie zjawiska mogą się pojawić w różnych miejscach i w różnym czasie.
Na pewno padł majowy rekord. Spadło ponad 87 litrów wody na mkw.. Zbliżyliśmy się do rekordu, który wyniósł w naszym mieście nieco 90 parę litrów. Nawet meteorolodzy mówili, że burze na niedzielę były zapowiadane, ale takiej ulewy raczej się nie spodziewali.
To dlatego, że niespodziewanie na froncie w obrębie mas polarnych utworzył się front wtórny. Spowodował on, że na kontakcie dwóch mas powietrza powstało niespodziewane rozwinięcie chmur wysokich, które dały obfite opady. Natomiast trzeba powiedzieć, że było to zjawisko lokalne. Być może było po części spowodowane tym, że trafiło akurat na miasto, które charakteryzuje się tym, że przez sporą ilość obszarów wybetonowanych silniej się nagrzewa. A wiemy, że na obszarach miejskich przez przekształcenie warunków naturalnych zmieniają się warunki klimatyczne.
Choć od ulewy minęły dwa tyognie dni, wszyscy zadają sobie pytanie, czy jej poważnych skutków można było uniknąć albo je zminimalizować.
Skutki zawsze można minimalizować. Tylko trzeba być do tego przygotowanym i mieć opracowane różnego rodzaju narzędzia. Nasze miasto, tak samo jak całe państwo, powinno mieć strategię odnośnie zmian klimatycznych. My, jako przedstawiciele uczelni, chętnie w tym pomożemy, bo mamy różnego rodzaju doświadczenia i znamy przykłady ze świata.
A władze miasta zgłaszają się do naukowców, by rozmawiać na ten temat?
Jak do tej pory nie usłyszeliśmy żadnych propozycji. Już od połowy lat 90. mówię o tym, że nasze miasto nie jest przygotowane na takie zjawiska. Wpływ ludzi na środowisko, choćby przez zabudowę powoduje, że sytuacja może być coraz gorsza, a wręcz tragiczna.
Czyli to, co w 7 maja określiliśmy rekordem, za chwilę rekordem może już nie być?
Ależ oczywiście. Stanie się mniejszym rekordem. Spodziewamy się, że ekstremalne sytuacje będą miały miejsce i to coraz częściej. Miasto i region powinno działać: opracować strategię i pozyskiwać środki na różne działania.
Kiedy dzień po ulewie magistrat relacjonował swoje działania, usłyszeliśmy, że kanalizacja deszczowa działała prawidłowo. Tyle że nie była przygotowana na taką ilość wody, bo została zaprojektowana na 30 litrów na mkw.
Proszę pamiętać, że bardziej wydajną kanalizację już się stosuje i pod względem technicznym nie ma z tym problemu. Problemem są pieniądze, bo jest to po prostu droższe rozwiązanie. W przypadku Białegostoku nie trzeba budować większej kanalizacji w całym mieście. Byłaby ona wskazana w górnej części rzeki Białej.
Może jednak warto rozważyć takie rozwiązanie? Bo powódź taka jak w niedzielę nie zdarza się raz na 10 lat. Wszyscy pamiętamy lipiec 2016 roku.
Wtedy opad był rzędu 40-50 milimetrów, a skutki podobne do obecnych. Natomiast można podjąć inicjatywy ograniczające natężenie takich zjawisk. Najbardziej strategicznym miejscem w Białymstoku jest ul. Branickiego i Jurowiecka. Woda bierze się z górnej części rzeki Białej. I tutaj głównie trzeba podejmować działania, a nie w dolnej części (np. osiedle Wysoki Stoczek). Działania są potrzebne w regionie osiedla Piasta, Pieczurki, czy Dojlidy. Przede wszystkim trzeba tu ograniczyć taki intensywny spływ wody. Po pierwsze: poprzez obszary niezabudowane. Na górnej części rzeki Białej powinno się bardziej patrzeć na problem melioracji. Druga rzecz: konieczne jest uzupełnienie systemu piętrzenia i retencji powierzchniowej w postaci stawów bądź okresowych stawów. czyli polderów. Buduje się tak zwane suche zbiorniki, które napełniają się tylko w czasie wezbrań. Tak jak w górach. Wszystko po to, by spowolnić odpływ.
Widzi Pan miejsce na takie zbiorniki?
Oczywiście, że są takie miejsca zarówno powyżej granic miasta, jak i tuż za Pałacem Hasbacha. Dawniej był tu staw na Białej. Już nie mówię o tym, że w centrum, gdzie jest elektrownia, dawniej był młyn wodny. W dolinie Dolistówki też można byłoby pobudować poldery, które zmniejszałaby spływ wody. To jednak wymaga pieniędzy, w tym nawet odszkodowań za okresowe zalania, które mogą, ale nie muszą wystąpić.
Miasto mówi, że buduje zbiorniki retencyjne. Wymienia też te naturalne jak Stawy Marczukowskie. Miejscem zalewowym jest też Park Antoniuk.
To nie są miejsca, które radykalnie ograniczyłyby spływ wody. To dolna część Białej.
Nie da się też ukryć, że coraz więcej w naszym mieście jest betonu. Ale wielu mieszkańców cieszy się, że nie musi jeździć po błocie.
I to jest zrozumiałe. Niestety, badania hydrologiczne jednoznacznie wskazują, że jedną z przyczyn powstawania miejskich powodzi jest zbyt duże uszczelnienie zlewni. Woda nie ma jak wsiąkać do wód podziemnych, i od razu spływa. Konieczne jest zastanowienie się, jak tę sytuację zmienić. W Białymstoku mamy już dobre przykłady ekologicznych inwestycji jak opera, czy kampus, gdzie zastosowano zielone dachy. Dzięki nim woda w mniejszej ilości spływa z dachu.
Często mówi Pan też o zielonych parkingach.
To utwardzone miejsca, częściowo umocnione specjalnymi konstrukcjami, które powodują, że woda nie spływa po powierzchni, tylko powoli wsiąka w głąb gruntu.
Czy w ten sam sposób można budować chodniki, ścieżki rowerowe?
Szczególnie warto zwrócić uwagę na ścieżki rowerowe, z których oczywiście należy się cieszyć. Z drugiej strony można zmienić technologię ich budowania. Myślę, że koledzy z politechniki mogliby zaprojektować takie drogi rowerowe, które miałyby większe możliwości retencyjne.
Czy potrzebne są dodatkowe prace przy Białej?
Widzimy, że pewne prace są podejmowane, choćby przy galerii handlowej przy ul. Miłosza, gdzie powstały małe zbiorniki. Przy małych wezbraniach wody one mają znaczenie, przy ekstremalnych już nie. Dlatego warto też pomyśleć np. o budowie studni chłonnych. Mam taką na swojej działce. To sposób gromadzenia wody znany od kilku tysięcy lat. Buduje się takie podziemne studnie, które zbierają wodę opadową. Można to zrobić w prosty sposób: kopiąc kilkumetrową studnię z chłonnym dnem, tak, by nie było ono szczelne. Do tego doprowadzamy deszczówkę. Te studnie są zakryte, bezpieczne, bo uszczelnia się je od góry. Mogą się pojawić przy domach, na dużych osiedlach.
Czyli są sposoby na ulewy.
Moim marzeniem jest, by taka wiedza była wykorzystywana w praktyce. By komfort życia w Białymstoku poprawiał się. Zmian klimatycznych nie unikniemy. Są one globalne. Niestety, jest małe zainteresowanie wiedzą naukową do czasu aż pojawi się kataklizm. Na szczęście jeszcze nie tragiczny, ale widzieliśmy te zdjęcia z tunelu Nila, gdzie kierowcy wyskakiwali z samochodów.
Czy nasze tunele przy ulewach muszą tonąć?
Tunele wcale nie muszą tonąć. Są pompy wodne, które pozwalają unikać sytuacji krytycznych. W wielkich miastach, takich jak np. Paryż budowle są tak nisko położone, że tam pompy cały czas pompują wodę. A widziała pani ile jest kratek-studzienek w tunelu Nila? Jest jedna albo dwie i na miłość Boską, to zbyt mało, tak nie może być. Ten determinizm klimatyczny, który do niedawna wszyscy ignorowali, musi być uwzględniony w tego typu obiektach.
Prof. Andrzej Górniak pracuje w Zakładzie Hydrobiologii Instytutu Biologii na Uniwersytetu w Białymstoku. Wśród jego zainteresowań naukowych są biologia wód, meteorologia i klimatologia, hydrologia, czy ochrona środowiska.