Prof. Andrzej Szczerski: Czas pandemii pozwolił jeszcze raz odkryć Kraków
Kraków ze swoim potencjałem musi sobie stawiać ambitne cele. Brak ambicji, zwłaszcza w kontekście posiadanych zasobów, przynieść może tylko marginalizację - mówi prof. Andrzej Szczerski, dyrektor Muzeum Narodowego w Krakowie.
Panie dyrektorze, za nami Noc Muzeów - niby normalnie, ale wciąż w parapandemicznej formie. Jak to wyglądało? Krakowianie są spragnieni kontaktu ze sztuką?
Oczywiście, że tak. Tegoroczna Noc Muzeów była zaledwie namiastką tego, co pamiętamy z lat poprzednich. Ze względu na pandemię Muzeum Narodowe w Krakowie nie mogło działać do późnych godzin, wolno nam było tylko wydłużyć czas otwarcia i obniżyć ceny biletów. Mimo to w piątek odwiedziło nas ponad 2600 osób, nie licząc tych, którzy skorzystali z wydarzeń on-line. Ważniejszą wskazówką zainteresowania sztuką jest jednak coraz większa codzienna frekwencja w naszych oddziałach.
„Noc” to jedno, ale niedawno obchodziliśmy 130. rocznicę urodzin Zofii Stryjeńskiej, ściśle związanej z Krakowem, obecnej w Muzeum. Przeglądając Internet zauważyłem tytuły, typu: „Kim była bogini słowiańska?”. Tak ją przedstawiają, z czego wnioskuję, że chyba to postać nieznana ogółowi Polaków.
A powinna być, to jedna z najważniejszych polskich artystek XX wieku, która za życia cieszyła się dużą popularnością. Zofia Stryjeńska w wyjątkowy sposób potrafiła łączyć inspiracje zaczerpnięte z polskiej i słowiańskiej tradycji z nowoczesną formą tamtych lat - syntetyczną, bliską abstrakcji i podkreślającą matematyczne proporcje. To artystka, która powinna być szerzej znana nie tylko w kraju, ale i na świecie, stanowić znak rozpoznawczy specyficznej polskiej nowoczesności. Osobiście bardzo ją cenię, w moim gabinecie znajduje się tymczasowo dzieło Stryjeńskiej z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie. We wrześniu tego roku trafi do remontowanej właśnie Galerii Sztuki Polski XX i XXI wieku w Gmachu Głównym.
Warsztaty Krakowskie, których częścią była Stryjeńska, są często porównywane do ruchu Arts and Crafts. Jak to się stało, że „Warsztaty” nie osiągnęły takiej popularności?
Nie tylko Warsztaty Krakowskie, ale generalnie polska sztuka nie miała nigdy tak szerokiej promocji w świecie, na jaką zasługiwała. To efekt przede wszystkim braku odpowiednich instytucji i programów promocyjnych, które buduje się latami, a nasza najnowsza historia na to nie pozwalała.
Wiele dzieł zaginęło w czasie kolejnych konfliktów zbrojnych.
Tak, to prawda. Należy zawsze podkreślać, że najlepsza polska sztuka to poziom światowy. Zresztą dzieła z Warsztatów Krakowskich prezentujemy jesienią tego roku w Londynie, na wystawie którą nasze Muzeum przygotowuje we współpracy z William Morris Gallery. Pokażemy na niej w jaki sposób idee brytyjskiego Arts and Crafts odczytywane były przez twórców Młodej Polski. Londyńscy kuratorzy są nimi zachwyceni. Książka zapowiadająca wystawę ukazała się w listopadzie tamtego roku i zaraz po premierze znalazła się w czołówce sprzedaży brytyjskiego Amazona. „Financial Times” uznał ją za jedną z dziesięciu najważniejszych książek o sztuce, jakie ukazały się pod koniec roku na Wyspach Brytyjskich. To tylko jeden z dowodów na to, że mamy bardzo cenne dziedzictwo artystyczne, które należy promować.
Nie tylko Warsztaty Krakowskie pojawią się na wystawie „Polskie style narodowe” w Muzeum Narodowym w tym roku i kolejnych aż do 2024 r. Z zapowiedzi wynika, że „chodzi o poszukiwanie oryginalnych wzorów modernizacyjnych w sztuce, designie i architekturze”.
Wystawa, na którą zapraszamy od 1 lipca, otwiera serię „4 x nowoczesność”. Chcemy zaprezentować dokonania polskich artystów, którzy akceptowali nowoczesne idee znane w świecie, ale zarazem potrafili nadać im wymiar lokalny, dostosowany do polskiego kodu kulturowego. Tej polskiej nowoczesności poszukiwać będziemy w czterech okresach historycznych: przed I wojną światową, o czym mówi pierwsza wystawa dotycząca różnych koncepcji stylu narodowego, następnie okres II RP - gdzie zwrócimy uwagę na rozwój w niepodległym kraju nowoczesnej architektury, designu, sztuk pięknych czy fotografii. Następnie pokażemy, jak w PRL-u radzono sobie z nowoczesnością. Z jednej strony komuniści obiecywali budowę nowej Polski Ludowej w oparciu o wzory sowieckie, z drugiej poszukiwano kontaktów ze światem zachodnim i mimo trudności nawiązywano z nim dialog. To w tych realiach powstawały znakomite projekty, na przykład mebli z tworzyw sztucznych czy samochodów.
Odnoszę wrażenie, że mówi pan o latach 60-tych i 70-tych, a kolejny kryzys skutecznie nas wyhamował. Czy współczesny polski design dorównuje tamtemu poziomowi?
Kryzys rzeczywiście nadszedł w latach 80. w związku z załamaniem gospodarczym w całym bloku sowieckim. W Polsce było ono szczególnie drastyczne. Upadek komunizmu i pierwsze lata transformacji nie sprzyjały rozwojowi polskiego designu, rynek zdominowały prace średniej jakości importowane z zagranicy. Upadały fabryki, więc nie było producentów. Zmiana nastąpiła dopiero na początku nowego stulecia, a ostatnie lata są bardzo korzystne dla rozwoju designu i architektury. O tym mówi czwarta wystawa. Co ważne, widać że w nowych czasach kontynuowane jest to, co było osiągnięciem Polski międzywojennej, czyli umiejętność łączenia regionalizmu z tym co uniwersalne. To moim zdaniem najlepsza metoda, aby wyróżnić się we współczesnym artystycznym świecie.
Muzea otworzyły się ponownie 4 maja, na inaugurację czeka Muzeum Wyspiańskiego.
W listopadzie otwieramy stałą wystawę prac Stanisława Wyspiańskiego. Warto dodać, że takich stałych wystaw z dziełami z naszej kolekcji otworzymy w tym roku pięć. To szczególnie ważne w czasie pandemii. Nawet jeżeli nadejdą kolejne fale zakażeń i związane z nimi obostrzenia, środki finansowe wydane na ich organizację nie przepadają. Wystawy prędzej czy później zostaną ponownie otwarte, tymczasem kosztowne wystawy czasowe musiały być zamykane na wiele tygodni i wysiłek włożony w ich organizację częściowo przepadał. Muzeum Wyspiańskiego to nowy pomysł na wykorzystanie budynku dawnego spichlerza przy placu Sikorskiego, który dotąd był oddziałem o nazwie „Europeum”, gdzie prezentowano dzieła sztuki zachodnioeuropejskiej. Po otwarciu Muzeum Książąt Czartoryskich, gdzie można zobaczyć europejskie arcydzieła, istnienie takie osobnego oddziału nie jest już uzasadnione. „Europeum” zresztą nigdy nie cieszyło się wielką popularnością.
Powiedzmy wprost - wielu krakowian w ogóle nie wiedziało o jego istnieniu.
Tak, tym bardziej więc zasadna jest decyzja o jego zamknięciu. Niektóre z eksponowanych tam dzieł trafią na pokazy czasowe do Muzeum Książąt Czartoryskich, pozostałe wypożyczyliśmy na kilka lat do Muzeum Niepołomickiego, z którym regularnie współpracujemy. Muzeum Wyspiańskiego to okazja do poznawania jego dzieł w kameralnych warunkach. Będzie szansą na niemal indywidualne i osobiste zwiedzanie, w małych grupach widzów. Całość ekspozycji pokażemy na trzech poziomach. W przyziemiu znajdą się dwie sale z biblioteką artysty i jego projektami graficznymi, udostępnimy także katalog online zawierający wszystkie dzieła Wyspiańskiego w naszej kolekcji. Ponadto znajdą się tam kostiumy teatralne oraz dokumentacja najsłynniejszych inscenizacji teatralnych i filmów na podstawie dramatów artysty. Na parterze pokażemy autoportrety artysty, wizerunki jego rodziny i przyjaciół, pejzaże z Krakowa. Na pierwszym piętrze znajdzie się największa część wystawy, poświęcona najważniejszym tematom podejmowanym przez Wyspiańskiego, historii, religii, naturze i antykowi. Na dziedzińcu planujemy wydarzenia teatralne, oparte na dramatach Wyspiańskiego, które od przyszłego roku chcemy organizować z krakowskimi teatrami. Co istotne, wystawa będzie niemal w całości zmieniana co rok. Wyspiański tworzył swoje dzieła wykorzystując technikę pastelu na papierze, bardzo czułą na światło. Takich prac nie można pokazywać bez przerwy i dlatego po kilkunastu miesiącach muszą wrócić do magazynu. Od 2023 roku Muzeum zamykać będziemy na początku stycznia na miesiąc. W lutym otworzymy nowy pokaz z nowymi pracami dostosowując go do ram tematycznych, o których wspomniałem. W ten sposób wszystkie dzieła będą dostępne w kolejnych odsłonach, a jednocześnie zachowamy konieczną przerwę, aby światło ich nie zniszczyło.
Panie dyrektorze, w jednym z wywiadów przyznał pan, że redukujecie koszty tam, gdzie to możliwe. Czy kryzys, który dotknął kulturę, ma szansę zostać zrównoważony uczestnictwem zdalnie? Sposób obcowania z kulturą zmieni się na stałe?
Z pewnością nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z dziełami sztuki. Esencją działalności muzeum jest prezentowanie oryginałów. Przeniesienie całej działalności muzealnej do sieci jest niemożliwe. Pandemia udowodniła jednak, że muzealnicy bardzo dobrze potrafią tworzyć różnorodne formy rozbudowanej prezentacji dzieł on-line, nie tylko standardowe wirtualne zwiedzanie, ale i projekty interaktywne, angażujące publiczność.
Czyli są jakieś pozytywy w tym nadzwyczajnym okresie…
Tak, bez wątpienia. Ale pandemia pokazała też, że nie ma co liczyć na zastąpienie wpływów z biletów przez sprzedaż projektów on-line. Jak dowodzą przykłady z całego kraju, płatne prezentacje w internecie interesowały tylko garstkę widzów.
Nie będzie wpływów z biletów, zatem może zabraknąć inwestycji. Co zatem z Muzeum Designu, które ma powstać w dawnym hotelu „Cracovia”?
W tym wypadku mamy szansę wpisać się w rządowy program inwestycyjny, który ma pobudzić gospodarkę po pandemii. Przebudowa „Cracovii” na muzeum designu i architektury została wpisana do Krajowego Planu Odbudowy i czeka teraz na akceptację Komisji Europejskiej. Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu promuje ten projekt, widząc w nim nie tylko szansę na powstanie nowego typu oddziału otwartego na współpracę z projektantami i architektami, ale także wsparcie dla rozwoju przemysłów kreatywnych oraz dodatkowe źródło dochodu dla Muzeum.
Jaki będzie udział sektora kultury w „Polskim Ładzie”?
Bardzo znaczący. Z naszej perspektywy szczególnie ważne jest to, że program zakłada daleko idącą pomoc dla istniejących instytucji kultury, ze szczególnym uwzględnieniem muzealnictwa. W programie mowa jest też o budowie sieci nowoczesnych muzeów, co świadczy o docenieniu ich roli w życiu kulturalnym kraju. Jak już wspomniałem, rola instytucji w dzisiejszym świecie artystycznym jest kluczowa, zwłaszcza tych nowego typu, otwartych na różnorodne działania edukacyjne i formy kontaktu z publicznością, gotowych na eksperyment, a jednocześnie pozwalających pokazać wartość naszego dziedzictwa, zwłaszcza tego, o którym nie pamiętamy lub go nie doceniamy.
Podobno w Muzeum Designu ma powstać duży obszar związany z biznesem i segmentem gamingowym. Jak pan rozpoznaje możliwości w tym zakresie?
Muzeum chce pokazać kulturotwórczą rolę gier, tych najlepszych. W powszechnym wyobrażeniu gra komputerowa kojarzy się z prostą rozrywką, ale istnieją także gry mające potencjał edukacyjny i to na wielką skalę, trafiając do najmłodszego pokolenia. Pierwszą grą w naszej kolekcji, którą pokażemy na stałej wystawie designu w Kamienicy Szołayskich przy placu Szczepańskim w grudniu tego roku, to „This War of Mine” autorstwa 11 bit Studios z Warszawy. Opowiada o wojnie w Sarajewie, ale jak piszą jej twórcy, pokazuje, że wojna można wydobyć z człowieka również to, co najlepsze, czyli wzajemną pomoc i poświęcenie. Gra pokazuje jak przetrwać i że jest możliwie tylko w porozumieniu z innymi. Kraków jest ważnym ośrodkiem gamingu i tu będziemy poszukiwać kolejnych partnerów do współpracy.
A ze spraw przyziemnych - czy między stadionem Cracovii a teatrem w okresie wakacyjnym powróci kino plenerowe z leżakami?
Miejsce to cieszyło się popularnością w ubiegłym roku, kiedy wiele placówek kultury, w tym kin, pozostawało zamkniętych. W tym roku będzie inaczej, więc w ramach oszczędności rezygnujemy z tej przestrzeni, ale za to będziemy rozwijać mniej kosztowne działania edukacyjne w innych oddziałach. Jestem przekonany, że w lecie będziemy mogli otworzyć budynki dla zwiedzających przy minimalnych ograniczeniach i takie działania na wystawach będą ważniejsze.
Nie będzie jednak milionów turystów w mieście, co wpłynie na frekwencję w muzeach. Czy dostosujecie wystawy do odbiorcy bardziej wymagającego niż masowego?
Stale badamy naszą publiczność i w efekcie opracowaliśmy ofertę dla czterech różnych grup odbiorców, którzy najczęściej nas odwiedzają. Widzimy wyraźnie, że Muzeum powinno adresować swoją działalność zarówno do tej bardziej wymagającej publiczności, której jest mniej, jak i wielu odbiorców, którzy nie muszą posiadać specjalistycznej wiedzy, ale interesują się sztuką. Mamy widzów w różnym wieku, oczywiście nie tylko z Krakowa i bardzo liczymy na gości z innych części Polski. Już w tamtym roku widać było, że w lecie odwiedzali nas głównie turyści krajowi, tak będzie i teraz. Na lato, kiedy spodziewamy się największej ilości widzów, przygotowaliśmy dwie nowe wystawy czasowe. Obok wspomnianych „Polskich stylów narodowych”, także japońskiego mistrza grafiki Hokusaia, obie z nowymi pomysłami aranżacyjnymi. W ramach tej pierwszej obok znakomitych dzieł sztuki proponujmy między innymi osobną ścieżkę zwiedzania dla dzieci z różnymi grami edukacyjnymi, ta druga będzie efektowną rekonstrukcją japońskiego ogrodu, na tle którego pokażemy prace graficzne.
Jak pogodzić rewolucję technologiczną - ciągłą interakcję, nowoczesność, bodźce - ze sztuką wyższą, czyli rzeczami stałymi, trwałymi? I to w świecie, w którym rekordy popularności biją 15-sekundowe filmiki na „TikToku”…
My w ogóle nie startujemy w tej konkurencji. Na wystawach muzealnych najważniejszy pozostaje oryginalny obiekt. Naszym zadaniem jest pokazanie go w atrakcyjny sposób, a nie zastępowanie cyfrową kopią. Zgadzam się jednak z tym, że należy korzystać z internetowych formatów, aby budować ten właśnie atrakcyjny komentarz wokół dzieła. Już teraz w naszym muzeum wiele najcenniejszych zbiorów zostało zdigitalizowanych i chociażby można je oglądać w dużym powiększeniu, co jest niemożliwe na wystawie. Ale pewnych tajemnic, na przykład szczegółów na temat wyglądu „Damy z gronostajem”, ze względów bezpieczeństwa, nigdy nie ujawnimy.
Przed nami okres rozprawiania się z pandemią i budowania nowych strategii. Jak z perspektywy największej jednostki kultury wyglądają te podsumowania i refleksje nad miastem?
Dla Krakowa najważniejsza jest umiejętność wykorzystania historycznego dziedzictwa jako narzędzia do dalszego rozwoju miasta. Nie można eksploatować go na cele prostej komercji, ale też nie można postrzegać zabytku jako kolorowej reprodukcji, do którego nie ma dostępu współczesne życie. Pandemia pokazała nam, że nie wolno opierać przyszłości tylko na ruchu turystycznym, w całym jego kolorycie, który znaliśmy do tej pory. Kultura ma tu kluczowe znaczenie. Widzimy wyraźniej, jak ważne są instytucje kultury, które potrafią zaproponować wartościowy i regularnie budowany program działalności.
A twórcy?
Doceniliśmy też ponownie rolę lokalnego środowiska artystycznego i potrzebę jego wsparcia, tym bardziej, że tworzą je najważniejsze postaci polskiej kultury. Dziś to jeszcze bardziej oczywiste, że Kraków ze swoim potencjałem, musi sobie stawiać ambitne cele. Brak ambicji, zwłaszcza w kontekście posiadanych zasobów, przynieść może tylko marginalizację. Czas pandemii, kiedy mniej podróżowaliśmy, pozwolił nam wszystkim raz jeszcze odkryć Kraków i docenić jego wartość. W mieście tej klasy nie ma miejsca na przeciętność.