Z prof. Barbarą Kamińską, wojewódzkim konsultantem ds. pediatrii, rozmawia Dorota Abramowicz
Jak wygląda sytuacja ze szczepieniami na Pomorzu?
Paskudnie. Nieprzypadkowo właśnie w Gdańsku, w listopadzie przyszłego roku organizujemy zjazd Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, poświęcony problemowi szczepień. Jeszcze niedawno byliśmy na pierwszym, niechlubnym miejscu pod względem liczby nieszczepionych dzieci, teraz znajdujemy się - obok Śląska, Mazowsza i Wielkopolski - w ścisłej czołówce. Niestety, nie pomagają nam niektóre media, propagujące ruchy antyszczepionkowe.
Może za mało jest informacji na temat korzyści wynikających ze szczepienia dzieci?
My, lekarze mamy wiedzę na ten temat i staramy się ją przekazać rodzicom. Jednak niektóre osoby sięgają po informacje tam, gdzie im wygodniej. Po prostu szukają poparcia swojej tezy, nie zwracając uwagi na rzeczowe argumenty.
Jakie argumenty?
Podstawowa sprawa - szczepionki w obecnych czasach są bezpieczne. Musimy obalić mity o niepożądanych odczynach poszczepiennych, zwanych w skrócie NOP. Oczywiście, to prawda, że są dzieci z obniżoną odpornością i że zdarzają się odczyny poszczepienne. Nie zamierzamy tego negować. Jednak przy podejmowaniu decyzji o rezygnacji ze szczepienia należy skonsultować ją z lekarzem pediatrą, a nie opierać się na internecie! Czytamy tam chociażby, że dziecko po szczepieniu przeciw krztuścowi może zaraz tym krztuścem zarazić inną osobę.
Czyli to szczepionka byłaby źródłem zakażenia?
Na to wygląda. Bzdury wypisywane na forach przechodzą ludzkie pojęcie.
I nie są one prostowane...
Wszyscy lekarze pediatrzy są bardzo otwarci na rozmowę z rodzicami. I są dobrze do tej rozmowy przygotowani. Jeśli więc matka lub ojciec mają jakiekolwiek wątpliwości, wystarczy zwyczajnie spytać. Chociaż muszę przyznać, że lekarz w POZ często nie ma na taką rozmowę czasu. Dlatego zwyczajnej edukacji „u podstaw” jest za mało...
Może warto byłoby posadzić przy telefonie specjalistę, z którym niepewna matka mogłaby porozmawiać o dziecku?
To jest dobry pomysł, ale aby go zrealizować, potrzebne są pieniądze. Przed laty zlikwidowano poradnie ds. szczepień. Chcieliśmy odtworzyć taką poradnię przy szpitalu zakaźnym - nie udało się. Pediatrzy powinni też chodzić z pogadankami dla rodziców do żłobków i przedszkoli. Nie wyślemy tam jednak rezydentów, a specjalista wysokiej klasy nie będzie pracować za darmo..
Kto powinien dać pieniądze?
Głównie NFZ. Być może wspólnie z samorządami, w których przydałoby się lobby szczepionkowe. Podam przykład - szczepienia przeciw pneumokokom. Będą bezpłatne i obowiązkowe, ale tylko dla dzieci, które urodzą się od stycznia 2017 roku. To wielki sukces dla całej Polski i bardzo się z niego cieszymy, pozostaje jednak pytanie - co z dziećmi starszymi? Dwu-, trzylatkami, które chodzą do żłobka, idą do przedszkola i są najbardziej w tym momencie zagrożone przez pneumokoki. Rodzice około 30 proc. tych dzieci zainwestowali w zdrowie dzieci i kupili już szczepionki. Jednak 70 proc. kilkulatków nadal nie jest szczepionych. Niestety, zdarzają się wśród nich wypadki śmiertelne, ponadto dzieci mogą zwyczajnie przywlec bakterie do domu i pozarażać pozostałych domowników. Postanowiłam więc powalczyć, by pieniądze, przeznaczane przez miasto Gdańsk na akcje profilaktyczne choć w części zostały przeznaczone na szczepienia.
Dlaczego mówi Pani o walce?
Bo z tego, co wiem, pieniądze z „profilaktyki” mają być przeznaczone na dofinansowanie programu in vitro. Rozmawiałam już na ten temat z wiceprezydentem Kowalczukiem. Następnie napisałam, ze wsparciem merytorycznym środowiska medycznego, list do prezydenta Pawła Adamowicza, by pomyślał o szczepieniu grupy dwu- i trzylatków. Zaznaczyłam przy tym, że nie mówimy o wielkim majątku i że jestem w stanie wyliczyć, i przedstawić mu koszty. List ten wpłynie do prezydenta Adamowicza w przyszłym tygodniu.