Prof. Ewa Łuczak: Ernest Hemingway to pisarz na trudne czasy
Ponownie jesteśmy świadkiem czasów heroicznych; od tych, którzy walczą na froncie na Ukrainie wymagana jest postawa niezłomna. To niesamowite, że Hemingwaya w Polsce publikuje się właśnie teraz, gdyż jest on pisarzem na okres trudny. Jego główne dzieła były odpowiedzią na kolejne wojny w Europie i ekstremalne okoliczności – mówi prof. Ewa Łuczak z Uniwersytetu Warszawskiego.
„Stary człowiek i morze”, książka, która stała się dla Ernesta Hemingwaya przepustką do literackiej sławy i Nagrody Nobla, ujrzała światło dzienne w 1952 roku. 60 lat później w Polsce nakładem Wydawnictwa Marginesy ukazało się jej nowe tłumaczenie – po raz pierwszy przekładu dokonała kobieta, Kaja Gucio. Jak się Pani to nowe tłumaczenie podoba?
Niewątpliwie olbrzymim atutem nowego tłumaczenia jest współczesny język, co sprawia, że Hemingway odzyskał świeżość. Prawdopodobnie umożliwi to pozytywny odbiór rzeszom młodych czytelników, którzy walczą z nowelką na lekcjach języka polskiego. Zatem ukazanie się nowego tłumaczenie jest ważnym wydarzeniem. Język się zmienia, podobnie jak czytelnicza wrażliwość; jeżeli chcemy, żeby ktoś o takiej pozycji jak Hemingway był obecny w literaturze, to przygotowanie nowego przekładu jest z pewnością krokiem w dobrym kierunku. Bardzo pozytywnie odbieram też to, że „Stary człowiek i morze” jest tłumaczony przez kobietę, bo idzie za tym wrażliwość, która pozwoliła na „zmiękczenie” „męskiej” nowelki. Ciekawe jest to, iż mniej więcej w tym samym czasie Kaja Gucio przetłumaczyła krótką powieść „Najbardziej niebieskie oko” autorstwa kobiety, noblistki, Afroamerykanki Toni Morrison. Hemingway i Morrison reprezentują różną filozofię języka i inną poetykę, podejmowali odmienną tematykę. Podjęcie się przekładu tak odmiennych tekstów świadczy o warsztacie tłumacza.
Swego czasu głośno było z nowym tłumaczeniem książki „Ania z Zielonego Wzgórza”, która stała się „Anne z Zielonych Szczytów”, a przełożyła ją Anna Bańkowska. Jaki sens mają nowe tłumaczenia? Czy dotrą do nowych czytelników, do młodego pokolenia?
To, co obserwujemy, jest rewizjonistycznym nurtem w środowisku tłumaczy; taki rewizjonizm jest właściwie częścią kultury. Każda kultura, żeby była żywa, zawsze niesie ze sobą prąd niepokoju, który chce kwestionować, albo odświeżać to, co uważane jest już za stare i zmurszałe. Zaryzykowałabym tezę, że tłumaczenia mają być nie tylko wierne oryginałowi, ale również oddać ducha języka i przybliżyć przekładaną lekturę czytelnikowi. Nie chciałabym się za bardzo wypowiadać na temat „Ani z Zielonego Wzgórza”, gdyż nie była to nigdy moja ulubiona lektura, a więc nie jestem z nią związana sentymentalnie. Ale podstawowym pytaniem jakie winniśmy sobie postawić, jest pytanie o adresata nowego przekładu. Nie wydaje mi się, żeby „Ania” to była lektura, która jest bardzo nośna w środowisku nastolatków; sama mam w domu nastolatka i widzę, że jego lektury są odmienne od tych czytanych przez moje pokolenie. Nastolatkom chyba jest obojętne czy jest to Ania z Zielonego Wzgórza czy Anne z Zielonych Szczytów. Ta burza wokół geografii książki nie jest burzą nastolatka, ale starszego pokolenia wychowanego na pierwszym przekładzie książki Lucy Maud Montgomery. Tłumaczenia stojące w poprzek ogólnie przyjętym przekładom odczytywałabym jako gest niepokory tłumacza, który idzie w kierunku rewizjonistycznym. Niewątpliwie tłumacz ma do tego prawo. Wracając do Hemingwaya, w tłumaczeniu Kai Gucio takich wielkich kontrowersji nie widzę. Tłumaczka miała do dyspozycji narzędzia, które były poza zasięgiem wyśmienitego tłumacza Hemingwaya Bronisława Zielińskiego. Mam tu na myśli przede wszystkim internet. Dzięki temu terminy związane z marynistyką, rybami, połowami, zostały przetłumaczone lepiej. Ponadto Zielińskiego bardziej interesowała sama fabuła, oddanie emocji zawartych w tym tekście oraz przedstawienie zmagania starszego mężczyzny z naturą i własnymi słabościami niż absolutna wierność terminologii połowów. A więc w jego tłumaczeniu można znaleźć pewne niezgodności z oryginałem. Nowe tłumaczenie jest pod tym względem o wiele bardziej wierne oryginałowi i to należy podkreślić. Tłumacze mają dziś do dyspozycji doskonalsze narzędzia pracy.
Czy w ślad za tym rewizjonizmem nie idzie też odbrązawianie postaci autora? Był taki modny nurt podważania legendy danego twórcy, zupełnie innego odczytywania tych postaci. Czy Hemingway, kojarzony z męskością, dzięki temu, że jest tłumaczony przez kobietę, nie pokazuje więcej wrażliwości czy innych cech, które zwykle przypisuje się kobietom?
Ma pani całkowitą rację. Podejmowanie się tłumaczenia Hemingwaya i publikacji nowych przekładów wszystkich dzieł Hemingwaya w roku 2022, gdy pisarz ten spadł z piedestału w dekadach poprzednich, a na pewno tak się stało w jego własnym kraju, jest przedsięwzięciem wymagającym dużej rozwagi i odwagi. Twórczość Hemingwaya poddana została ostrej krytyce, szczególnie ze względu na mizoginię, która jest oczywista w wielu jego utworach. Ponadto nastąpiło scalenie wizerunku Hemingwaya z jego prozą. Nie potrafiono oddzielić publicznej osoby od tego, co jest zapisane w twórczości. Rzeczywiście to, co wydarzyło się w krytyce literackiej w USA, szczególnie w latach 80., po rozwinięciu się ruchów feministycznych, zakwestionowało twórczość Hemingwaya do tego stopnia, że w dużej mierze zniknął z kanonu amerykańskich lektur szkolnych (w przeciwieństwie do współczesnego mu F.S. Fitzgeralda). Powrót do Hemingwaya nastąpił w latach 90., ale paradoksalnie właśnie dzięki krytycznemu rewizjonizmowi. Poprzez wprowadzenie nowej perspektywy, rewizjonizm odświeża to, co jest postrzegane jako starodawne i nieprzystające do obecnych czasów. Potrafi pokazać inne oblicze twórczości albo inną twarz artysty. Tak niewątpliwie było z prozą Hemingwaya, gdy po publikacji jego nigdy nie publikowanej i bardzo innej powieści „Rajski ogród” w roku 1986 zaczęto dostrzegać w jego utworach zupełnie nowe wątki. Okazało się, że jego bohaterzy to nie są spiżowi herosi, tak jak wydawało się nam wcześniej, ale zwykli mężczyźni, którzy pragną być herosami desperacko naśladując ideał niezłomnej męskości. A zatem ich bohaterska postawa może być niebezpieczną pułapką. Inny rewizjonistyczny kierunek twórczości Hemingwaya zbiegł się z rozwojem studiów nad niepełnosprawnością. Zauważono, że wiele postaci Hemingwaya zmaga się z różnego rodzaju ułomnościami. I tak rybak ze „Starego człowieka i morza” to starzejący się i słaby mężczyzna, który przegrywa właśnie dlatego, że ma już niesprawne ciało.
Dlaczego 60 lat temu opowieść o rybaku Santiago stała się takim przebojem? Co zachwyciło wtedy czytelników? Czy biblijny ton, czy uniwersalna przypowieść o ludzkiej naturze? A może, że to była też prawdziwa historia, jaką przeżył sam autor?
To wielopiętrowe pytanie, bo również z zakresu socjologii literatury. Jest to pytanie o to, czy autor wpisał się w roku 1952 w zapotrzebowanie czytelnika na pewien etos ludzkiej niezłomności, o którym mówi nowelka. Prawdopodobnie tak, zważywszy okres zimnej wojny po II wojnie światowej, kiedy poszukiwano takiego dyskursu w USA. Ale należy również pamiętać, iż na początku lat 50. istnieje bardzo rozległy rynek czytelników Hemingwaya o rozbudzonych oczekiwaniach. Hemingway w roku debiutu „Starego człowieka” jest bardzo znanym pisarzem i postacią z pierwszych stron gazet. Jego wizerunek jest dobrze znany w USA. „Stary człowiek i morze”, jest powrotem Hemingwaya do czytelnika po kilku latach milczenia. Czytelnik może utożsamiać postać Santiago z samym Hemingwayem - starzejącym się pisarzem, który zdaje się być spychany do literackiej poczekalni przez nową generację twórców. A jednak Hemingway, niczym Santiago z noweli, wypływa w morze, aby złowić swoją prawdopodobnie największą rybę. Czytelnik to dostrzegł i docenił.
„Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać” – to słowa Hemingwaya, które umieścił w „Starym człowieku i morzu”. Jak można dziś je odczytać? Czy one dziś również mają taki uniwersalny charakter?
Fakt, że podejmujemy tę dyskusję, gdy na granicy wschodniej toczy się wojna pokazuje, że sentencja ta ma nadal głęboki sens. Powiedziałabym nawet, że niestety znów nabiera znaczenia. Ponownie jesteśmy świadkiem czasów heroicznych; od tych, którzy walczą na froncie na Ukrainie wymagana jest postawa niezłomna. To niesamowite, że Hemingwaya w Polsce publikuje się właśnie teraz, gdyż jest on pisarzem na okres trudny. Jego główne dzieła były odpowiedzią na kolejne wojny w Europie i ekstremalne okoliczności. Twórczo pobudzały go sytuacje, w których człowiek stawał przed wyborami obcymi tym, którzy żyli w spokojnych i „nudnych” czasach. Teraźniejszość stawia przed nami pytania dotąd przez nas ignorowane: jak definiujemy nasze człowieczeństwo w sytuacjach ekstremalnych, gdzie jest nasza niezłomność, jakie jest znaczenie odwagi i cena naszego życia? Te jakże aktualne pytania stawia Hemingway w „Starym człowieku”.
Inną sprawą jest problem starości. Rybak Santiago jest starym człowiekiem. Dziś starość można rzec, jest młoda, kolorowa, a na pewno inna niż wtedy. Ciekawa jestem, czy Hemingway odpowiada też na to pytanie, jak dziś stary człowiek może udowodnić swoją wartość?
Jest to ciekawe pytanie, podobnie jak Pani obserwacja na temat współczesnego obrazu starości. Może byśmy chcieli, żeby starość była kolorowa. Być może ona jest kolorowa w mediach i na zewnątrz. Ale starość ma też swoje inne oblicze: bardziej wstydliwe, nieśmiałe, schowane w zaciszu domu. To starość bolesna, starość zmagania się z ograniczeniami cielesności. Wiemy też, że często w starzejącym się ciele pozostaje duch, który nie upada. Przejawia się w radości z małych rzeczy i w nieustannej pasji do życia. Bezsprzecznie Hemingway podnosi ten wątek, choć trudno powiedzieć, że jego starość to starość tryumfująca; przecież Santiago wraca do portu bez swojej największej ryby. Zostaje pokonany przez rekiny, które zjadają mu jego połów. Gdy wyczerpany wraca do domu, zaczyna śnić o lwach. Hemingway przekonuje nas, że dopóki żyjemy, mimo naszych ograniczeń i naszej ułomnej cielesności, nasze marzenia zostają z nami. Pokazuje, że wymagamy szacunku bez względu na etap naszego życia, a nasz duch i niezłomność nigdy nie umierają. Każdy z nas bez względu na wiek ma prawo do samostanowienia i do równego traktowania przez tych, którzy są młodsi, sprawni, bardziej elokwentni, czy bardziej biegli w internecie. „Stary człowiek” to niewątpliwie hołd oddany starości. Prywatnie jednak dystansuję się do heroizmu zawartego w noweli. W świecie starości widzianym oczami Hemingwaya nie ma miejsca na akceptację mojej własnej ułomności. Santiago kilka razy wspomina, że za daleko wypłynął, a mimo to nie cofa się. Stanowi zagrożenie dla samego siebie.
Jak Ikar, który za wysoko się uniósł.
Coś w tym jest. Z wiekiem nasza cielesność i umysł narzucają nam ograniczenia, które wymagają wypracowania sposobu współistnienia z nimi bez jednoczesnego oddawania pola. Nie wiem, czy etos heroizmu jest do końca adekwatny do wyzwań starości. Pamiętajmy, że Santiago prawie stracił życie. Ale z całą pewnością jest to kierunek zgodny z wektorem życia Hemingwaya. Samobójstwo pisarza było niejako zgodnie z duchem noweli – jeżeli dochodzimy do momentu, kiedy czujemy się pokonani; kiedy brakuje nam sił i czujemy, że popadamy w zniedołężnienie, to nasze życie właściwie się kończy. O tym był przeświadczony Hemingway i postanowił takiemu życiu położyć kres.
Hemingway uważał, że prawdziwy mężczyzna sam decyduje, w jaki sposób umrze. „Stary człowiek i morze” to była ostatnia rzecz, którą napisał. Ale chyba ten akt samobójczy różnie jest interpretowany, również przez to, że był agentem KGB. Gdzie leży prawda?
W biografiach Hemingwaya często pojawia się wątek politycznych uwikłań Hemingwaya. Nicholas Reynolds rozwinął ten wątek w książce „Towarzysz Hemingway. Pisarz, żeglarz, żołnierz, szpieg”, która została przełożona na język polski. Reynolds udowadnia, że Hemingway był agentem KGB także uwikłanym we współpracę z wywiadem amerykańskim. Jego samobójcza śmierć jest interpretowana jako niemożność oswobodzenia się z tej szpiegowskiej sieci. Jednakże większość biografów Hemingwaya unika sensacyjnych wątków i interpretowania samobójczej śmierci pisarza w ten sposób. Owszem, wskazują na jego kontakty z wywiadem amerykańskim w okresie po II wojnie światowej, a także na jego towarzyskie kontakty ze współpracownikami KGB, szczególnie w okresie wojny w Hiszpanii. Gdzie indziej jednak doszukują się powodów samobójczej śmierci pisarza. Są raczej zgodni, iż jego samobójstwo było wynikiem bardzo silnej depresji, która albo zbiegła się, albo była spotęgowana kryzysem twórczym – dla Hemingwaya absolutna personalna katastrofa. Pokazują Hemingwaya jako pisarza cierpiącego na zaburzenia maniakalno-depresyjne i opisują sposób jego leczenia w klinice Mayo, gdzie był poddany terapii elektrowstrząsowej. Taka kuracja miała go wyciszyć, ale poskutkowała zaburzeniami pamięci, co uniemożliwiało mu pisanie. Hemingway doszedł do wniosku, że jest wrakiem intelektualnym. Jego biografowie są raczej zgodni, że pogłębiająca się depresja doprowadziła go do decyzji o samobójstwie.
Dzisiaj pisarze mają możliwość przez specjalną aplikację sprawdzić styl w jakim piszą, a powstała ona w nawiązaniu do tego, że sam Hemingway stworzył materiały pomocnicze do tego, jak pisać, że radził innym pisarzom, był dla wielu swoistym wzorcem z Sevres. Jaki był jego wpływ na rozwój współczesnej literatury?
Generacja pisarzy, którzy zdobywali amerykański rynek wydawniczy w latach 70. przyznawała, że warsztatu uczyła się właśnie na twórczości Hemingwaya. On wprowadził prostą zasadę, której dzisiaj wszyscy mają świadomość – że mniej oznacza więcej. Niekoniecznie barokowy styl, mnożenie przymiotników i wielokrotnie złożone zdania potęgują efekt, jaki chcemy osiągnąć w prozie. Wybierając minimalizm, Hemingway dokonał przełomu. Często był kontrastowany z Wiliamem Faulknerem, który obrał inną ścieżkę – barokowy sposób formułowania zdań oraz technikę strumienia świadomości.
Zaczęłyśmy rozmowę od noweli „Stary człowiek i morze”, ale przecież nie mniej słynne są „Słońce też wschodzi”, które również niedługo ukaże się w nowym tłumaczeniu, „Pożegnanie z bronią” czy „Komu bije dzwon”. Który utwór dla Pani jest szczególnie ważny; który jest ulubiony?
Pewnie panią zdziwię, gdyż bardzo lubię jego debiut literacki „In Our Time” czyli „W naszych czasach”. Widać w nim narodziny wrażliwości pisarskiej i potencjał literacki. Autor pokazuje olbrzymi warsztat stylistyczny, eksperymentuje z formą, szuka swojego języka i odkrywa niesamowitą wrażliwość młodego człowieka. Zawiera w zbiorze ciekawe opisy scen z frontu I wojny światowej. Ponadto bardzo lubię opowiadania Hemingwaya. Uważam, że niektóre z nich to absolutne mistrzostwo świata. Hemingway był czempionem krótkiej formy. Bardzo cenię również duch kosmopolityczny w „Komu bije dzwon” i pewną uczciwość związaną z postacią Amerykanina Roberta Jordana. Niesiony ideałami braterstwa udaje się na front w Hiszpanii, żeby walczyć po stronie republikanów i odkrywa, że jest uwikłany w uwarunkowania polityczne, o których wcześniej nie miał pojęcia. Prawdopodobnie oparte to było na osobistych doświadczeniach pisarza. Jednocześnie Jordan odkrywa, że wcale nie jest tak hołubiony przez hiszpańskich chłopów, po których stronie chce walczyć jak to sobie wyobrażał.
Co sprawia, że Hemingway jest aktualny dzisiaj i co w jego prozie może nas zachwycić?
Z tym zachwytem byłabym jednak ostrożna, może dlatego, że hemingwayowska wrażliwość i język są jednak trochę odległe. Pamiętajmy, że jego debiut literacki odbył się niemal sto lat temu. Natomiast faktycznie warto wracać do niego, jeżeli jest się zainteresowanym powstawaniem nowoczesnego sposobu myślenia o literaturze, czyli z punktu widzenia historii literatury. Warto też wracać ze względu na zawarte w jego utworach wartości humanistyczne, które ponownie odkrywamy, pomimo rewizjonizmu historycznego humanizmu. No i warto odkrywać Hemingwaya mniej znanego; wrażliwca, który zmaga się z heroiczną wizją męskości, i który potrafi przedstawić ludzką ułomność, mimo iż jako człowiek pielęgnował portret mężczyzny niezłomnego.