Prof. Ireneusz Krzemiński: Opozycja powinna rozmawiać z PiS-em tak, jak się rozmawiało z komunistami
Pod względem liczby wskazań negatywnych w sondażach zaufania Schetyna i Petru zrównali się z Macierewiczem. To bardzo niedobrze wróży ich partiom. Pozycja obu liderów jest wręcz fatalna - mówi prof. Ireneusz Krzemiński.
Czy obecne sondażowe notowania Platformy i Nowoczesnej dobrze odzwierciedlają ich realny potencjał polityczny?
Musimy tu od razu oddzielić dwie kwestie - zdolność opozycji do spełniania swej funkcji w parlamencie i jej możliwości oddziaływania na opinię publiczną. Otóż działania parlamentarne opozycji są w tej chwili właściwie już kompletnie zablokowane. Czegoś takiego jeszcze w tej dwudziestokilkuletniej historii polskiego parlamentaryzmu nie oglądaliśmy. A widzimy to codziennie, choćby w relacjach z obrad komisji parlamentarnych, które są jednym wielkim skandalem w wykonaniu rządzącej większości, która w sposób po prostu chamski uniemożliwia posłom opozycji nawet zabranie głosu, nie mówiąc już o wysłuchaniu zaproszonych przez nich ekspertów. Inaczej jest z możliwościami oddziaływania na opinię publiczną. Tu zaś potencjał opozycji jest wciąż bez porównania większy niż to, co możemy zobaczyć w jej wykonaniu - i to, co możemy zobaczyć w sondażach.
Czyżby pan powątpiewał w sondaże?
Na niekorzyść opozycji, przynajmniej jeśli chodzi o sondaże, działa zjawisko, które możemy już wyraźnie zaobserwować w badaniach opinii publicznej - coraz powszechniejszy lęk przed wyrażaniem własnego zdania. Jestem tym mocno zaskoczony, ale słyszę to już z kilku dobrych źródeł - ludzie, zwłaszcza na prowincji, coraz częściej nie mówią ankieterom tego, co naprawdę myślą. Ten problem dotyczy przede wszystkim bezpośrednich spotkań z ankieterem. Zaczyna to przypominać sytuacje z czasów komunistycznych - i to z tych okresów, w których ludzie byli szczególnie mocno przestraszeni działaniami władzy.
Pańskim zdaniem ta sondażowa „górka” dla partii kojarzonej z władzą widoczna od lat w wynikach badań prowadzonych metodą bezpośrednią teraz zauważalnie rośnie?
Zdecydowanie większa. Ale i to nie wyczerpuje nam powodów, dla których potencjał opozycji pozostaje w części niewykorzystany. Dwie najważniejsze partie opozycji, czyli Nowoczesna i Platforma nadal nie potrafią narzucać dyskursowi publicznemu własnego punktu widzenia. Tym samym nie są w stanie wyrwać tego dyskursu spod absolutnej dominacji PiS. Oczywiście dziś to jest obiektywnie naprawdę trudne - zawłaszczenie mediów przez PiS okazało się tu niezwykle efektywnym chwytem. PiS przejął trzy kanały telewizji publicznej, kilka anten radia publicznego - ingerencje ideologiczne idą tam w tej chwili coraz dalej i dalej, zaczynam je dostrzegać nawet w radiowej Dwójce. Pamiętajmy zaś, że widownia kanałów naziemnych to 11,5 mln ludzi. Tam mamy trzy kanały TVP i Telewizję Trwam, które od rana do nocy nadają wysoce zideologizowany propagandowy program. Polsat i TVN, które tak naprawdę nadają po jednym porządnym programie informacyjnym w ciągu dnia, nijak nie są w stanie tego zrównoważyć. Przy takiej nierównowadze mediów na korzyść partii rządzącej opozycja może oczywiście mieć poważny problem z przejęciem dyskursu. Zarazem jednak jestem w stanie tworzyć co tydzień listę straconych okazji, tematów przez opozycję niemal zupełnie niewykorzystanych. Obserwujemy kompletną niekompetencję szefów wielkich przedsiębiorstw państwowych, ich - jak to się mówi dosadnie: „dorwanie się do żłoba”, sięgnięcie po profity ludzi, którzy niedawno, tak ostro wytykali to samo „dorywanie się do żłoba” swym poprzednikom - to materiał, który siłą rzeczy powinien docierać do ludzi, absolutnie niezależnie od oficjalnej propagandy.
Kiedy opozycja uruchomiła akcję z listami „misiewiczów”, sondażowo to się opłaciło, zyskała na tym zwłaszcza Nowoczesna.
Oczywiście - to dało spory efekt na krótką chwilę, ale opozycja jakoś nie była w stanie tego pociągnąć. Kolejny przykład - książka Tomasza Piątka o Macierewiczu, pełna wstrząsających informacji, pozostaje przez opozycję właściwie niewykorzystana. A można było ten temat wygrać we właściwy sposób. Do dziś aż się prosi, żeby opozycja zorganizowała na ten temat oficjalną konferencję, wsparła na niej autora książki, zaprosiła wszelkie możliwe, w tym zachodnie media. Ale to nie koniec. Takie niewykorzystane tematy są na każdym kroku. Mamy gwałtowny, lawinowy wzrost korupcji. O ile za swych poprzednich rządów Jarosław Kaczyński niesłychanie mocno pilnował, żeby żadne tego rodzaju praktyki nie miały miejsca, teraz najwyraźniej uznał, że trzeba dać się „najeść”. tej swojej elicie. Przypomina to mechanizmy z czasów Gierka, kiedy władza uznała, że czas zacząć korzystać z przywilejów. To oczywiście tworzy władzy trwałe poparcie, nieprzygotowani i niekompetentni ludzie dopuszczeni do konsumpcji owoców władzy, będą tej władzy - a zarazem swoich stanowisk i pozycji - twardo bronić.
Nowy lider Nowoczesnej będzie miał ledwie kilka tygodni na zdobycie zaufania. To będzie dramatycznie trudny moment
Co jeszcze mogłoby być paliwem dla PO i N?
Idealnymi tematami dla opozycji są sytuacja w armii i stan polskiej obronności, czy też to wszystko, co dzieje się w sferze edukacji. I oczywiście zamach na niezależność sądów. Tu zresztą obie partie opozycyjne podejmują dramatyczne wysiłki - ale nie mają żadnej możliwości nie tylko skutecznego działania, ale nawet wyartykułowania swoich racji. Dotąd w polskim parlamencie zawsze mogła się toczyć swobodna, niemal nieograniczona dyskusja, w której również opozycja mogła przedstawiać swoje argumenty. Dziś z tym całkowicie zerwano - co jest zresztą jedną z przyczyn, dla których opozycja znajduje się w tak trudnej sytuacji. Tych przyczyn, które są przez opozycję niezawinione jest zresztą o wiele więcej. Społeczeństwo jest przekupywane, trwa przeciąganie na stronę PiS wybranych grup społecznych, politycy partii rządowej posługują się zaś językiem, który deprecjonuje całe grupy zawodowe - przykładem nazywanie sędziów Sądu Najwyższego kastą. Szczerze mówiąc prędzej rozumiałbym już mówienie o „kaście polityków”, a już na pewno o „kaście polityków rządzących”.
Kukiz mówi o „kaście polityków”, co zresztą okazało się całkiem skuteczną strategią polityczną.
Tak, ale Kukiz mówi jedno, a jego partia robi zupełnie co innego. Tu raczej można mówić o wprowadzaniu w błąd wyborców, tych młodych i zarazem dziwacznie nierozgarniętych - jak studenci, którzy chętnie oddawali głos na Kukiza i nadal są skłonni w niego i jego partię wierzyć. Dla mnie to dowód na to, że z polską umysłowością wydarzyło się coś bardzo negatywnego.
A co negatywnego dzieje się z opozycją?
Dwie największe partie opozycji nie potrafią zbudować wspólnej platformy działania. Jest tam bezustannie mowa o zjednoczeniu, ale zarazem również bezustannie nam się to zjednoczenie rozmywa. Nadal ciągle zwycięża tam myślenie według klucza „to my musimy być górą”. Wygląda to trochę tak, jakby główni opozycyjni aktorzy sceny politycznej byli tak mocno przystosowani do działań w warunkach pełnej demokracji, że nie potrafią pojąć, że myślenie o polskiej rzeczywistości jako o rzeczywistości demokratycznej nie jest już aktualne. Mają do czynienia z przeciwnikiem - celowo nie używam nadużywanego przez drugą stronę słowa „wróg” - który chce złamać ramy demokracji. Tymczasem zachowują się tak, jakby ulegali kłamstwom, które niemal każdego dnia są multiplikowane przez dowolnego wypowiadającego się członka PiS, tym bezustannym próbom zamiany znaczeń słów - wciąż próbują jakoś odnaleźć się w tych połamanych ramach demokracji. A zamiast tego powinni raczej odwołać się do przeszłości - i powiedzieć sobie wprost: musimy teraz rozmawiać z PiS-em tak, jak się rozmawiało z komunistami.
PiS jest jak komuniści - tak pan właśnie uważa?
PiS nie ma oczywiście wsparcia zbrojnego ramienia Związku Radzieckiego, nie rozbudował też aż tak jak komuniści całego aparatu tajnych służb, ale właśnie widzimy wyraźnie, jak minister Ziobro wyobraża sobie nadzór nad sądami. Dziś cała nadzieja właśnie w sędziach, którzy mimo nieustannego opluwania przez obóz władzy stawiają opór naciskom ze strony rządzących. Jestem pełen podziwu dla sędziów, którzy mówią wprost: „będziemy sądzić według prawa, a nie według politycznych i ideologicznych wskazań rządzącej partii”. Ale i w tym pojawiają się wyrwy. Zostaliśmy wszyscy poddani presji. Presji, która wciąż nie polega na tym, że gdzieś za rogiem czyha na nas jakieś ZOMO - wcale jednak nie jesteśmy już daleko od tego punktu. Po osaczeniu sądów - co właśnie się dokonuje w Sejmie - znajdziemy się w miejscu, w którym nie będzie już można mówić o demokracji w Polsce. Jej już nie ma - a będzie jeszcze mniej. Aktorzy polityczni i społeczni muszą to wziąć pod uwagę. Trzeba podjąć taką walkę, jaką się podejmowało kiedyś - właśnie przeciw takiemu autorytarnemu władcy, jakim była PZPR.
I co w takim razie mają zrobić Schetyna i Petru - czy raczej rychła następczyni Petru? Wrócić do pomysłów zjednoczeniowych?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień