Rozmowa z prof. dr. hab. Jackiem Jassemem, kierownikiem Kliniki Onkologii i Radioterapii GUMed.
W opinii wielu ekspertów słuszna ze wszech miar idea pakietu onkologicznego „utonęła” w morzu biurokracji. Jest szansa, że się to zmieni?
Tuż przed świętami otrzymałem od wiceministra zdrowia Piotra Warczyńskiego prezentację na temat nowelizacji pakietu. Szkoda tylko, że te korekty wprowadzane są dopiero teraz. Osobiście zgłosiłem 57 stron uwag do projektu pakietu, ale o ile pamiętam żadna nie została uwzględniona. Straciliśmy dwa lata.
Zmiany będą korzystne dla pacjentów?
Generalnie idą one w dobrym kierunku, ponieważ usuwają z pakietu największe błędy.
Pakiet bis będzie mniej zbiurokratyzowany?
Jedna z najważniejszych zmian w pakiecie dotyczy właśnie karty DILO, zwanej też zieloną kartą. Znacznie, bo z siedmiu stron do dwóch, zredukowano jej objętość. Warto sprawdzić, czy nie da się tego dokumentu jeszcze bardziej skrócić, bo lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie chcą go wypełniać. Ponadto ten wielostronicowy dokument był do tej pory potrzebny wyłącznie do rozliczenia procedury z NFZ, a nie do prowadzenia równoległej „historii choroby” pacjenta, bo nikt z niej nie korzystał. Usunięto także drugą przeszkodę dla lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej - wymóg zmieszczenia się w wymyślonych przez urzędników „widełkach” trafności rozpoznań raka oraz karnego przeszkolenia lekarzy, którzy się w nich nie mieszczą. Nie wiem jednak, czy te zmiany zwiększą ich zainteresowanie pakietem, bo przez te dwa lata zostali do niego skutecznie zniechęceni.
Być może zastąpią ich lekarze specjaliści?
Rzeczywiście, po naszych licznych apelach lekarze specjaliści uzyskali prawo do rozpoczęcia diagnostyki w ramach pakietu w przypadku podejrzenia raka . Dotychczas, w co trudno wręcz uwierzyć, mogli to robić wyłącznie lekarze POZ. Usunięto też niepotrzebny i krępujący działanie zapis, że zmiana ośrodka leczącego spowoduje wypadnięcie chorego z pakietu. Pozytywnie odbieram też wprowadzenie do niego wymogów jakościowych. W praktyce większą rangę będą miały wytyczne towarzystw naukowych dotyczące postępowania diagnostycznego i leczniczego, co powinno podnieść poziom leczenia. Bardzo wysoko oceniam zapowiedź tworzenia ośrodków skoordynowanej diagnostyki i leczenia nowotworów zapewniających chorym kompleksową i wysoką jakościowo opiekę „pod jednym dachem”, tj. bez konieczności biegania ze skierowaniem w celu wykonania kolejnych świadczeń.
Jednym słowem - same plusy?
Nie do końca. Niepokój budzi rozwiązanie dotyczące wielodyscyplinarnych konsyliów lekarskich, dotychczas obowiązkowych. Nie znikną one z pakietu, ale będzie można z nich zrezygnować „w przypadkach uzasadnionych medycznie”. Jeśli ta decyzja o rezygnacji z konsylium będzie podejmowana przez pojedynczego lekarza, przeprowadzi on leczenie według swojego uznania, często ze szkodą dla chorego. Na rezygnację z konsylium powinien się zatem zgodzić chory i poświadczyć to swoim podpisem.
Pakiet w nowej wersji ma też objąć pacjentów leczonych paliatywnie oraz pacjentów hospicyjnych...
Tacy pacjenci różnią się od innych chorych onkologicznie tylko tym, że ich choroba jest w zaawansowanym, nieuleczalnym stadium. Pacjent, który cierpi, nie może czekać na leczenie, bo to barbarzyństwo.
Co jeszcze trzeba zrobić, by usprawnić leczenie chorych na raka?
Działanie interwencyjne - czyli pakiet onkologiczny - przynosi doraźne korzyści, ale nie rozwiązuje problemu, bowiem ma on typowe cechy zbyt krótkiej kołdry. Konieczne jest więc wprowadzenie w Polsce strategicznych rozwiązań, czyli całościowego Cancerplanu.