Prof. Jałowiecki: Lekarze wyjadą, trzeba ich zatrzymać
Bardzo duża liczba absolwentów uczelni medycznych jest zdecydowana emigrować i pracować za granicą - mówi rektor SUM prof. Przemysław Jałowiecki.
Lekarze znów wyszli na ulice Warszawy w minioną sobotę. Każdy rząd w pewnym momencie musi się zderzyć z rzeczywistością polskiej ochrony zdrowia. Co powinno się stać, jakie zmiany muszą zajść, by lekarze po prostu mogli spokojnie pracować, a pacjenci nie martwić się o zdrowie?
Takiego stanu zadowolenia nie udało się osiągnąć jeszcze praktycznie nigdzie. Wracając do naszej rzeczywistości - ten protest, jak każdy zresztą, trzeba oceniać z kilku punktów widzenia. Każda władza zderza się z niezadowoleniem środowisk medycznych, a przyczyn tego stanu jest wiele. Nie chodzi tylko o wynagrodzenia, bo takie postawienie sprawy byłoby niesprawiedliwe. Trzeba jasno powiedzieć, że zróżnicowanie płac wśród lekarzy jest ogromne. Część zarabia naprawdę bardzo dużo, ale zdecydowana większość niewiele, biorąc pod uwagę tak długi okres kształcenia. W przypadku lekarzy jest to 6 lat ciężkich studiów, trwająca od 5 do 6 lat specjalizacja, wreszcie w okolicy 35.-40. roku życia osiągnięcie samodzielności zawodowej i finansowej, która bywa złudna. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Tego zawodu nie można widzieć tylko w kategoriach finansowych, jak często przedstawiane jest to w medialnych relacjach. Zdecydowana większość lekarzy to ludzie empatyczni, gotowi nieść pomoc wszystkim w każdych okolicznościach. Co mnie jednak zasmuca, to fakt, że w tym proteście brali udział głównie młodzi lekarze, a nawet studenci. I musimy wyciągnąć z tego ważny wniosek. Dziś bardzo duża liczba absolwentów uczelni medycznych jest zdecydowana wyemigrować i pracować za granicą. A praca za granicą czeka. Chociażby we francuskich szpitalach brakuje lekarzy - głównie specjalistów w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. Około 30 proc. stanowisk pracy nie jest obsadzonych. Proces wyjazdów lekarzy za pracą trzeba w jakiś sensowny sposób zatrzymać, bo w Polsce mamy ich zbyt mało.
Rząd premier Beaty Szydło proponuje likwidację Narodowego Funduszu Zdrowia.
Nie jest ważne, jak instytucja dzieląca środki finansowe na ochronę zdrowia się nazywa, czy jest to NFZ, czy zupełnie inna instytucja. Chodzi o zasady, na jakich funkcjonuje. NFZ stał się jednak synonimem biurokratycznych trudności, z którymi muszą mierzyć się lekarze oraz dyrektorzy szpitali.
Cały czas mówimy, że lekarzy w Polsce jest zbyt mało. Co możemy zmienić?
Liczba praktykujących lekarzy w relacji do liczby mieszkańców Polski jest najniższa w całej Unii Europejskiej! Dlatego zwiększenie liczby kształconych studentów jest koniecznością. Konferencja Rektorów Akademickich Uczelni Medycznych, której mam zaszczyt przewodniczyć, wielokrotnie deklarowała, że uczelnie medyczne są w stanie przyjąć od 20 do 30% studentów więcej. Podkreślamy jednak, że nie będzie to możliwe bez zwiększenia środków na ich kształcenie. Obecnie dotacje przyznawane z budżetu państwa nie pokrywają rzeczywistych kosztów kształcenia przyszłych lekarzy. Z drugiej strony zadania nakładane na uczelnie stale rosną - wejście w życie nowych standardów będzie odczuwalne ekonomicznie dla uniwersytetów medycznych ze względu na zwiększenie liczby godzin dydaktycznych. To z kolei wymusi zatrudnianie dodatkowych pracowników, o ile się ich znajdzie. Wprawdzie trwają prace nad przywróceniem stażu podyplomowego, jednak na obecnym etapie nie są przewidziane zmiany dotychczasowego programu kształcenia w uczelniach medycznych. Zmiany w ich finansowaniu są niezbędne, bo przy aktualnych nakładach i koniecznych zmianach w programach nauczania nie będziemy w stanie wykształcić absolwenta dobrze przygotowanego do zawodu lekarza.
Jednak mimo protestów, medycyna to wciąż najbardziej prestiżowy kierunek.
Młodzi ludzie wybierają zawód lekarza z pasji, ale też dlatego, że w dalszej perspektywie daje on pewny chleb. Nie ma bezrobotnych lekarzy, bo jest ich zbyt mało. Kiedy rozmawia się ze starszymi medykami, okazuje się, że oni szli na medycynę, bo chcieli leczyć i pomagać. Teraz ci sami lekarze często mówią, że dla współczesnych studentów medycyny najbardziej istotne są pieniądze. Jednak zmieniły się czasy i okoliczności. Trudno oczekiwać, by tak odpowiedzialny zawód nie był godziwie opłacany. Ale z drugiej strony, gdy kilka lat temu na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu zapytano studentów kierunku lekarskiego o motywy wyboru medycyny, najczęściej wskazywaną motywacją wyboru studiów była chęć niesienia pomocy innym (39 proc.), następną gwarancja zatrudnienia po studiach (21 proc.), a wysoki prestiż zawodu wybrało 13 procent. W dzisiejszych czasach nie tylko pasja podpowiada absolwentom, jaki kierunek studiów wybrać, ale nie należy się temu dziwić.
Jak jednak zachęcić studentów do wybierania specjalności nieatrakcyjnych finansowo, a społecznie bardzo potrzebnych?
Zmiany w kształceniu specjalistów trzeba zacząć od weryfikacji liczby dziedzin specjalizacyjnych. Dziś brniemy w kierunku mnożenia wąskich specjalizacji, zapominając, że bezpieczeństwo pacjentów opiera się na czterech podstawowych filarach: internie, pediatrii, chirurgii ogólnej i ginekologii z położnictwem. Generalnie trzeba zmienić podział miejsc rezydenckich pomiędzy województwami. Średnio w skali kraju zajętych jest jedynie 65 proc. wszystkich miejsc specjalizacyjnych, a w najbardziej poszukiwanych dziedzinach ok. 90 proc. Na blisko 38 tys. miejsc specjalizacyjnych kształci się obecnie niespełna 24 tys. lekarzy. Musimy stworzyć system motywujący lekarzy do wyboru specjalizacji deficytowych. Nie ma dziś innego wyjścia - specjalizacje deficytowe muszą być znacząco lepiej wynagradzane. Cieszę się z zapowiadanego powrotu stażu podyplomowego. To właśnie staż powinien być podstawą wyboru specjalizacji przez lekarzy. Zdecydowanej zmiany wymaga też cały system specjalizacji oraz egzaminy na zakończenie kształcenia. Sytuacja, gdy po kilku latach odbywania specjalizacji egzaminu nie zdaje ponad 90 proc. lekarzy wskazuje, że jest on obarczony istotną wadą.
Panie rektorze, nowy rok akademicki, początek drugiej kadencji. Czego możemy się spodziewać?
Kontynuacji ważnych działań z poprzednich kadencji, których symbolem było powstanie w Katowicach największego w Polsce Centrum Dydaktyki i Symulacji Medycznej. Drugie dedykowane w części dla lekarzy dentystów powstanie niebawem w Zabrzu. W ciągu najbliższych czterech lat na inwestycje zamierzamy wydać 173 mln zł, w tym 77 mln ze środków własnych. Proszę też pamiętać, że baza kliniczna naszej uczelni to pięć potężnych szpitali. Postulujemy od lat opracowanie ustawy o szpitalach klinicznych, bo w systemie ochrony zdrowia odgrywają one ważną, aczkolwiek niedoszacowaną finansowo rolę, bowiem nigdy nie mogą odmówić i nigdy nie odmówią przyjmowania pacjentów nawet, gdy „wiadomo, że ich leczenie spowoduje straty”.
Konkurs „Dziennika Zachodniego” Hipokrates 2016
Ma on wyłonić najlepszych w śląskiej medycynie. Obecnie trwa zgłaszanie kandydatur. Głosowanie zaczynamy 14 października. Są dwa sposoby zgłaszania kandydatów: poprzez panel www.dziennikzachod-ni.pl/hipokrates, wpisując daną kandydaturę w odpowiedniej z 7 kategorii.
Drugi sposób: poprzez maila: hipokrates2016dz@gmail.com.
Współorganizatorem plebiscytu jest Śląski Uniwersytet Medyczny. Wywiad z rektorem SUM prof. Przemysławem Jałowieckim inauguruje naszą akcję.