Prof. Jerzy Bralczyk ma 68 lat. Wie, co to hejt i selfie, ale najchętniej spolszczyłby, co się da
Prof. Jerzy Bralczyk ma 68 lat i bez zadyszki dogania językowe trendy. Wie, co to hejt i selfie, ale najchętniej spolszczyłby, co się da.
Ma pan prezentację czy coś do powiedzenia? Pytają mnie czasem organizatorzy spotkań, bo erę mamy właśnie prezentacji, projekcji i pokazu slajdów - mówi prof. Bralczyk, zapraszany tu i ówdzie z wykładami o polszczyźnie. Kto był choćby na jednym spotkaniu z profesorem, ten wie, że tu nie ma miejsca na bajery, gadżety i efekty specjalne.
Na sali jest prof. Bralczyk, jego charakterystyczna broda, przyjemny tembr głosu i błyskotliwe uwagi o języku polskim, których słuchać chcą zawsze tłumy. Zresztą publikę pan profesor miał od dziecka i wtedy nie chodziło jeszcze o 21 lutego i Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego.
Wychowany w rodzinie nauczycieli mały Jurek nie stronił od książek i sporo zapamiętywał. - Ja się nie popisywałem wierszykami, to rodzice popisywali się mną - śmieje się prof. Bralczyk.
Dziś, choć profesor już nie powtarza wierszyków, to o języku mówi w całej Polsce i za każdym razie podkreśla, że najważniejszą funkcją języka wcale nie jest informacja.
- Język sprawia, że jesteśmy razem, że czujemy, śmiejemy się, smucimy razem, wywołuje emocje, dzieli i jednoczy, służy prawdzie i kłamstwu, to niepowtarzalne narzędzie - wylicza profesor i podkreśla, że w Polsce to mężczyźni powinni poczuwać się do ogromnej odpowiedzialności za język.
- Na całym świecie mówi się o języku macierzystym, w Polsce język jest ojczysty, zatem panowie, pamiętajmy że my także go kształtujemy - apeluje profesor.
Jaki powinien być ten nasz język ojczysty?
- Ja bym wolał, żebyśmy tak wszystkiego nie pożyczali od innych, ale to już chyba nieuniknione. A poza tym nie wszystko w tym nowym języku polskim, tonącym w zapożyczeniach, mi się nie podoba, np. takie "selfie", ten wyraz nawet moją sympatię zdobył - mówi pan profesor o modzie na fotografię autoportretową, zazwyczaj wykonywaną z trzymanego w ręku aparatu cyfrowego, kamery lub telefonu komórkowego. Co innego, jeśli chodzi o "słit focię". Za tym określeniem prof. Bralczyk zdecydowanie nie przepada.
- Przyznam też, że problem mam z zakupami, które mało kto już robi w sklepie, idzie się do shopu albo marketu, z dwojga złego ten market jeszcze ujdzie, ale martwi mnie, że takich jak ja, co chodzą do sklepu, jest coraz mniej - mówi prof. Bralczyk, jak zawsze, z przymrużeniem oka, bo o hejtowaniu nie ma tu mowy, choć oczywiście profesor zjawisko to bardzo dobrze zna. - Ja nie hejtuję, ale kariera hejtu jest dziś u nas zawrotna, obłaskawiliśmy sobie hejt i hejterów z języka angielskiego, bo "hejtować" jest łatwiej, nienawidzić brzmi już poważnie, srogo, więc mamy hejterów zamiast nienawistników i hejty zamiast nienawistek - mówi prof. Bralczyk.
O zjawisku hejtowania, czyli obraźliwych, negatywnych komentarzach w internecie pod okiem profesora Bralczyka powstaje już nawet praca doktorska. - Kiedyś bluzgi, przekleństwa czytało się w publicznych toaletach, dziś twórczość z szaletów wyprowadziła się do internetu - komentuje prof. Bralczyk i dodaje, że naukowcy wzięli już hejt w sieci pod lupę i okazuje się, że właściwie co piąty komentarz internauty jest obraźliwy.