Prof. Jerzy Vetulani: mózg wcale nie służy do myślenia
Myślimy, ale co to znaczy? Mózg człowieka, to wciąż zagadka... dla człowieka. I paradoksalnie - zbyt sprawny może stanowić dla niego zagrożenie - rozmawiamy z prof. Jerzym Vetulanim.
W którym zakątku mózgu powinniśmy szukać duszy?
Jeśli w ogóle coś takiego istnieje, to pewnie siedzi w całym mózgu. A jeśli traktować duszę, jako coś sprawczego, co robi różnicę między żywym a martwym, to powinna znajdować się w neuropilu kory przedczołowej. Herofilus, pierwszy neuroanatom ze starożytnej Grecji, uważał, że dusza to coś takiego, co łączy ciało i mózg, wobec czego powinna znajdować się w miejscu, gdzie rdzeń kręgowy łączy się z mózgiem. Czyli w czwartej komorze mózgu. To była chyba pierwsza lokalizacja duszy, zupełnie sensownie umotywowana, skoro dusza ma łączyć ciało i umysł. Descartes „uniezależnił” duszę od mózgu, ale przyznał, że jest takie miejsce, w którym dusza komunikuje się z mózgiem i to miała być szyszynka. Z kolei profesor Jan Piltz, twórca krakowskiej szkoły neurologii z przełomu XIX i XX wieku przekonywał, że aktywność elektryczna mózgu, dusza i świadomość, to właściwie są synonimy. I gdyby tak podejść do rzeczy, to my możemy taką duszę oglądać z pomocą technik obrazowania mózgu.
Spodziewałem się, że pan profesor poleci mi najpierw zdefiniować, co to takiego dusza, o którą pytam.
Koncepcji duszy było tak wiele, że nie bardzo wiadomo, jak ją definiować. Stare koncepcje zakładały, że dusza nie jest jednolita, Egipcjanie mieli po pięć dusz. Homeryccy Grecy mieli trzy dusze czynne - noos, menos i thymos. I jeszcze czwartą - psyche, która działała, kiedy spaliśmy. Arystoteles miał duszę wegetatywną, duszę wrażliwą i duszę myślącą. Niech nam będzie, że dusza, to taki stan aktywności umysłowej, która pozwala nam na łączenie postrzegania świata z działaniem na ten świat. A skoro tak, to najlepszym miejscem dla duszy jest nasza kora przedczołowa, czyli w naszym centralnym narządem wykonawczym mózgu. I proszę zwrócić uwagę, że uszkodzenie tej części mózgu, np. w wyniku wylewu albo uszkodzenia mechanicznego, może powodować poważne zaburzenia psychopatyczne, może wręcz diametralnie zmienić osobowość człowieka. Przez taki uraz człowiek staje się kompletnie inną osobą, przy pełnym zachowaniu swojej cielesności. Więc co się w nim zmieniło? Może dusza? A w ogóle przyjmijmy, że słowo „dusza”, to taki wytrych. Wszystkie kultury zdawały sobie sprawę, że jest różnica między żywym a martwym i wymyśliły, że to, co różni żywego od martwego, nazwą sobie duszą.
Czego nauka chciałaby się w pierwszej kolejności dowiedzieć o funkcjonowaniu mózgu. I czy w ogóle wie, czego szukać?
Pewnie nie wie. A co chcielibyśmy wiedzieć? Jak człowieka uczynić lepszym. Tylko, co to znaczy - lepszym? W zasadzie nauka ma instrumenty, by genetycznie uczynić człowieka doskonałym, tylko nie mamy pojęcia, jaki powinien być człowiek idealny. Mądry, dobry, silny, nieśmiertelny? I podobnie jest w przypadku mózgu, przecież chcemy, by był bardzo sprawny. Tylko jeśli ta sprawność sięgnie za daleko, to może to uniemożliwić człowiekowi spokojne życie.
To po co Stwórca lub Natura, niepotrzebne skreślić, wyposażył nas w tak potencjalnie potężne narzędzie?
Jestem biologiem, nie lubię pytań teologicznych, nie pytam - dlaczego. Nasz mózg w stanie obecnym jest efektem ewolucji, a ewolucja nie planuje, nie patrzy w przyszłość, ewolucja jest głupia. Nie planuje, że za 300 lat organizm ludzki zacznie produkować chlorofil i uniezależni się od pokarmu. Ewolucja polega na tym, że w pewnych okolicznościach drobna nawet zmiana w organizmie daje temu organizmowi pewną korzyść i osobniki z tą korzyścią mają lepiej. Z mózgiem też tak jest. Przecież podstawowym celem jest przetrwanie genetyczne gatunku, więc człowiek ze sprawniejszym mózgiem ma większe szanse na reprodukcję. Bo mózg wcale nie służy do myślenia, on służy do przeżycia. Był taki moment w dziejach ludzkości, że neandertalczyk rywalizował z „człowiekiem mądrym” i rywalizację tę do pewnego momentu wygrywał. Był silniejszy, szybszy, większy, miał większy mózg. I w tym wielkim mózgu zachodziło - można założyć - dużo procesów logicznych. Tymczasem stało się coś dziwnego: być może w wyniku mutacji mózg homo sapiens nabył zdolność kreatywnego myślenia, które obce było neandertalczykowi. Co o tym świadczy? Ano zaczął uprawiać sztukę, mazał obrazy po ścianach jaskiń, zdobił naczynia… I homo sapiens, z mniejszym mózgiem, więc teoretycznie głupszy, ale dysponujący zdolnością kreatywnego myślenia, zupełnie zdominował neandertalczyka i wytłukł go doszczętnie. Większy mózg neandertalczyka był tak dobry, że przegapił albo zlekceważył zagrożenie ze strony małego, ale kreatywnego mózgu homo sapiens. I wracamy do twierdzenia, że zbyt dobre może być jednak złe, a nawet niebezpieczne.
A jednak nauka pędzi, by nam mózgi usprawnić. Właśnie kanadyjscy uczeni wymyślili, jak z pamięci myszy wymazać złe wspomnienia. Na myszach może się nie skończyć. Świat nauki ma etyczne granice postępu?
Normy etyczne mamy, choć zwracam uwagę, że modyfikacje pamięci człowieka już dawno są dokonywane. Generalnie na temat stron etycznych badań naukowych winni wypowiadać się filozofowie nauki, to oni powinni nakreślać etyczne granice. To problem stary i od dawna dyskutowany, czy nauka powinna rozwijać się bez żadnych granic.
Tym bardziej, że uczula pan wszystkich, że „mózg może prowadzić na manowce”, więc powinniśmy wątpić we wszystko, co widzimy, słyszymy i w ogóle myślimy.
My nawet w ogóle nie wiemy, dlaczego postępujemy tak, jak postępujemy. Owszem, pewnie każdą swoją decyzje, każde zachowanie potrafimy umotywować, ale w dalszym ciągu nie wiemy, co takiego dzieje się w mózgu, co sprawia, że działamy w taki, a nie inny sposób.
Może pod wpływem intuicji, która w mózgu znajduje się może gdzieś koło duszy?
No i to jest szalenie interesujące, bo czym w zasadzie jest intuicja, która odpowiada za część naszych życiowych decyzji? Może to jest mieszanina naszych doświadczeń, o których pamięć kumulujemy gdzieś w mózgu w sposób zupełnie nieświadomy. Bo chyba wiele rzeczy, procesów, zdarzeń, dziejących się w naszym mózgu w ogóle nie dochodzi do poziomu naszej świadomości. A jednak w pewnym momencie w procesie decyzyjnym zupełnie nieświadomie sięgamy do tej „bazy danych”, jaką zbieramy również nieświadomie. Wielką zasługą Freuda jest pokazanie nam, jak wielką rolę w naszym życiu odgrywa nieświadomość.
Nawet, jeśli „wiemy, że nic nie wiemy” o naszym mózgu, to czyni on nas stworzeniem wyjątkowym w świecie przyrody.
O czym w zasadzie decyduje liczba neutronów w naszym mózgu, która stanowi o jego sprawności. A ta jest efektem ewolucji. Mózg psa zawiera ich 760 milionów, kota - około miliarda, ale nie będziemy wdawać się niekończące się dysputy psiarzy z kociarzami, które z tych stworzeń jest mądrzejsze. Dość, że mózg człowieka ma 86 miliardów neuronów, więc jest na tyle efektywny, że zdolny jest do kreatywności, abstrakcyjnego myślenia, pozwolił stworzyć skomplikowany system porozumiewania się wewnątrz gatunku. Choć akurat przy tym argumencie okazuje się, że nie jesteśmy tacy bardzo wyjątkowi ze swoimi mózgami, bo w oceanach żyją delfinowate grindwale, które mają zwyczaj wystawiać pyski ponad wodę i przez kilka godzin porozumiewać się w stadzie systemem gwizdów, świstów. Nie mamy pojęcia, co do siebie mówią, może plotkują, może recytują sobie poematy, ale badania wskazują, że mówią do siebie rozbudowanymi zdaniami. Żyją obok nas, możemy je badać, a ich mózgi są dla nas kompletną zagadką. Choć o własnych też wiemy raczej niewiele.
I przy całej tej niewiedzy próbujemy modyfikować ich działanie środkami psychoaktywnymi. Pana liberalny stosunek do psychostymulantów nieco szokuje konserwatywną część społeczeństwa.
Wywołują zaburzenia funkcjonowania mózgu, ale niepoprawnie politycznie jest głosić, że to bywają także pozytywne zaburzenia. Pozytywne dla nauki i dla sztuki. I nie zawsze były traktowane jako zło piekielne. Mój ukochany przykład, to manna, którą żywili się Żydzi, prowadzeni przez Mojżesza do ziemi obiecanej. Prawdopodobnie silny halucynogen, skoro po spożyciu widzieli glorię Pana we wschodzącym słońcu. Zresztą już w Biblii nagminnie występuje kolejny środek psychoaktywny, czyli wino. Mirra też była halucynogenem, podawano ją skazańcom przed ukrzyżowaniem, bo uśmierzała cierpienia na krzyżu. Swiątynne kadzidło też dawało ekstatyczne uniesienia. Amfetamina i kofeina naprawdę usprawniają myślenie, o ile się ich nie przedawkuje. Piloci drugiej wojny po obu stronach konfliktu używali czekoladek z amfetaminą. Druga połowa XIX wieku to okres ogromnego entuzjazmu Europy dla kokainy. Podobno papież Leon XIII nie rozstawał się z flaszeczką Vin Mariani. Może napisana przez niego encyklika „Rerum novarum” powstała pod wpływem kokainy. W ogóle grono ówczesnych poetów, pisarzy, intelektualistów, naukowców europejskich, to wielki klub kokainistów. To środki powodujące odmienne stany świadomości, a ludzkość od zawsze poszukiwała takich odmiennych stanów. Głównie z pobudek religijnych, żeby wejść głębiej w sferę ducha, odnaleźć w człowieku cząstkę Boga. Pozareligijnie pobudzają kreatywność. To z mojej strony nie pochwała środków psychoaktywnych, raczej wskazanie na niekonsekwencje. Przecież z błogosławieństwem społecznym i państwa zażywamy bez społecznej krytyki alkohol, który jest środkiem silnie psychoaktywnym i też uzależniającym.