Prof. Joanna Zajkowska: Jesteśmy przygotowani na pojawienie się epidemii koronawirusa
Rozmowa z prof. Joanną Zajkowską, zastępcą kierownika Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, o tym, kiedy wirus szalejący w Chinach dotrze do naszego regionu i czy będziemy na niego przygotowani.
Obrazy z odciętego od świata Wuhan robią niesamowite wrażenie. Wyludniona 11-milionowa aglomeracja, która na co dzień na mostach, chodnikach, ulicach była zatłoczona, dziś przypomina miasto duchów. Jeśli już widzimy na filmach ludzi, to są to lekarze w specjalistycznych kombinezonach, a ludzie obowiązkowo w maskach. Do tej pory takie sceny serwowali nam scenarzyści filmów apokaliptycznych.
Rzeczywiście, widoki z Wuhan są niezwykle sugestywne. Ale nie powinny dziwić. Bardzo dobrze pamiętam walkę z wirusem SARS w 2002 roku. Chińczycy niezwykle boleśnie przeżyli tamtą epidemię. Wyciągnęli z niej dużo wniosków, nabyli doświadczeń, które teraz procentują. Ponadto wiedza na temat przenoszenia się wirusa czy też zapobiegania jego przenoszeniu jest zdecydowanie większa niż dwie dekady temu.
Stąd izolowanie ludzi, a miasto poddanie kwarantannie?
Tak. Chińczycy, korzystając z bagażu poprzednich działań z innymi wirusami, nie mieli innego wyjścia, jak ograniczyć migrację w rejonie strefy zero. Przedłużyli okres świąteczny związany z Nowym Rokiem według swojego kalendarza, przerwy na uczelniach, nakazali mieszkańcom pozostanie w domu. To katalog podstawowych działań, by ten wirus nie rozprzestrzeniał się w tak ogromnym kraju. Choć jego wypełnienie zapewne będzie trudne, bo ludzie muszą w jakiś sposób mieć dostarczaną żywność.
Czy w takim razie rozsądnym było ewakuowanie zagranicznych turystów i odprawianie samolotów z Wuhan, skoro można było się spodziewać, że w ten sposób wirus rozniesie się po świecie?
Okres wylęgania wirusa to maksimum 14 dni. Jeżeli przez dwa tygodnie nic się nie dzieje, nie ma objawów chorobowych, brak jest kontaktu z zarażonymi, to takich turystów można wypuścić. Pod warunkiem, że dalej śledzimy, co się z nimi dzieje.
Porównanie z filmami grozy nasunęło mi się także dlatego, że dzięki rozwojowi technologii komunikacyjnych (internet, komórki, serwisy społecznościowe) możemy w zasadzie na bieżąco i na żywo śledzić to, co dzieje się kilka tysięcy kilometrów stąd. I to mimo tego, że Chiny w przypadku takich sytuacji w zasadzie szybciej byłyby określane raczej jako państwo niedostępne niż skore do dzielenia się pełną informacją.
To jedna strona rozwoju technologii informatycznych. Drugą, można powiedzieć medyczną, jest to, że w przypadku tej epidemii – zwłaszcza jeśli zestawimy ją z walką z SARS – bardzo przyspieszył przepływ informacji między laboratoriami na świecie o nowo wykrytych przypadkach zarażeń. Naukowcy z całego świata dzielą się informacją o budowie wirusa, o postępach prac nad ewentualną szczepionką, środkach dezynfekujących. Ta wiedza jest natychmiast przekazywana, podobnie jak dane epidemiologiczne. Bo nie ma co ukrywać, że sytuacja jest bardzo dynamiczna.
W porównaniu do przednich epidemii śmiertelność wydaje się mniejsza. Natomiast nie da się ukryć, że tempo rozprzestrzenia się obecnej epidemii jest niezwykle szybkie
W filmach apokaliptycznych zawsze na końcu ktoś wytwarza antidotum. W przypadku chińskiego koronawirusa jesteśmy zdani na….
Na razie pozostaje nam leczenie objawowe. Plus kwarantanna, izolowanie, dezynfekcja samolotów. Poznana jest budowa wirusa, co jest podstawą do dalszych prac, jednak wytworzenie szczepionki to długi proces.
Koronawirus, czyli ...
Nazwa ta wynika z klasyfikacji taksonomicznej i związana jest z budową wirusa. Jego wygląd pod mikroskopem przypomina koronę. To nie jest grupa spokrewniona z wirusami grypy. Koronawirusy są dość liczne, ale do tej pory tylko sześć było groźnych dla ludzi. Ten z Wuhan jest siódmym.
Co najbardziej zaskoczyło panią w przypadku tego wirusa?
Jeśli chodzi o liczbę ofiar, które były pokłosiem SARS, MERS, to w porównaniu do przednich epidemii śmiertelność wydaje się mniejsza. Natomiast nie da się ukryć, że tempo rozprzestrzenia się obecnej epidemii jest niezwykle szybkie.
No właśnie. Nie trzeba być w Chinach, by się zarazić. Wystarczy mieć kontakt z osobą, która wcześniej spotkała się z podróżnym z tamtego kraju. Tak jak w przypadku chorych w Bawarii.
Udowodnione jest przekazywanie wirusa z człowieka na człowieka. To jeden z tych wirusów, który pochodzi ze środowiska zwierzęcego, ale nabył zdolności zakażania człowieka od człowieka.
A od przedmiotu na człowieka? Wiele osób kupuje na chińskich portalach i zastanawia się, czy można się zarazić od nabytego towaru lub samej paczki.
Wydaje się, że jest to niemożliwe. Już opublikowano prace naukowe badające wytrzymałość wirusa z tej grupy. By przetrwał wymaga specyficznych warunków: czyli właściwej temperatury i odpowiedniej wilgotności. Towary, które są zakupione na portalach aukcyjnych, zazwyczaj transportowane są drogą morską. Długa podróż nie sprzyja przetrwaniu wirusa. Bardziej bym się obawiała o żywność, która może być skażona.
Trudno się spodziewać, by wirus nie dotarł do Polski. Pytanie tylko kiedy?
Z pewnością epidemia jest w okresie wylęgania, a dynamika rozwoju bardzo duża.
A skąd do nas dotrze? Pytam o to także dlatego, że jesteśmy regionem przygranicznym. Białoruś ma bardzo ożywione kontakty z Chinami. Podobnie jej obywatele z naszym regionem przygranicznym. Czy pod tym względem granica też jest monitorowana?
Nie można wykluczyć takiej możliwości. Ale Białorusini też zapewne są przygotowani na wykrywanie przypadków zachorowań spowodowanych przez koronawirusa. Zresztą jednego pacjenta już izolowali, ale podejrzenia się nie potwierdziły. Myślę jednak, że przeniesienie epidemii do Europy na taką skalę, jaka jest teraz w Chinach, wydaje się być niemożliwe. Przywleczone przypadki z pewnością mogą się zdarzyć, mimo wprowadzonych kontroli w transporcie lotniczym, a nawet kolejne przypadki. Istnieją już wdrożone procedury, które mają ograniczyć możliwość takich zdarzeń do minimum.
Także Polska, nasz region, Białystok?
Doświadczenia z SARS-em przygotowały nas na taką możliwość. Każde województwo ma swoje plany postępowania w razie epidemii, nawet tych najgroźniejszych. Tak było w przypadku możliwości wystąpienia gorączki krwotocznej. Plan ma także szpital zakaźny USK w Białymstoku. Mamy pomieszczenia izolacyjne oraz takie, które spełnia szczególne wymogi – z zamkniętym obiegiem powietrza.
Ilu pacjentów mogłoby być hospitalizowanych w szpitalu na Żurawiej?
Na naszym oddziale jest to pięć izolatek ze śluzami, podobnie jak na sąsiednim oddziale. Plus to specjalne, dwuosobowe pomieszczenie kwarantannowo-izolacyjne. W zależności od potrzeb można zaadaptować sale, które obecnie służą innym chorym.
Objawy tego wirusa, czyli gorączka, kaszel, trudności z oddychaniem w gruncie rzeczy są takie same jak w przypadku grypy. A przecież za chwile rozpocznie się sezon zachorowań na nią.
Dokładnie. W krajach europejskich szczyt zachorowań przypada na przełom stycznia i lutego. Na pewno duże znaczenie będzie miał właściwy wywiad epidemiologiczny. Przede wszystkim należy rozeznać się, czy w ostatnim czasie nie mieliśmy kontaktu z osobami, które wróciły z Chin. Albo z tymi, które miały taki kontakt.
Jak się nie dać zagrożeniu?
Tak jak w przypadku sezonowego wirusa grypy źródłem zakażenia są wydzieliny z nosa i górnych dróg oddechowych, czyli kichanie i kaszel. Zawierają krople z cząstkami wirusa. Często kichamy zasłaniając się rękoma. Dobrym i pożądanym zwyczajem powinno być zasłanianie się łokciem. Należy unikać zatłoczonych miejsc, a przede wszystkim często myć ręce mydłem. Zawsze po powrocie z miejsc, gdzie jest dużo ludzi. Kropelki z wirusem osadzają się na rękach, a dotykamy klamek, przedmiotów w sklepach, wózków na zakupy, poręczy, wind. Nie należy też spożywać surowego mięsa czy ryb. Ponadto w przypadku realnego niebezpieczeństwa służby sanitarne wydadzą specjalne komunikaty, w których będą zalecały określone zachowania.
Część osób już wieszczy globalny scenariusz o czarnej śmierci, która co kilka stuleci niszczy populację. Nawiązują tym samym do ostatniej tak dużej pandemii, czyli epidemii grypy sprzed 100 lat. Zwana hiszpanką pociągnęła za sobą kilka razy więcej ofiar niż ledwie co zakończona wtedy czteroletnia I wojna światowa.
Sposób rozprzestrzenia się wirusa jest podobny, ponieważ jest to epidemia przenosząca się drogą kropelkową. Jednak nie z tak dużą śmiertelnością jak tzw. hiszpanka. Inne były wówczas warunki i sposoby leczenia, podróżowanie, ale i wiedza o rozprzestrzenianiu się choroby, zapobieganie. Jednak pojawianie się takich zagrożeń dla człowieka jak epidemie gorączek krwotocznych Ebola, nowe warianty grypy, które mogą być bardzo groźne dla człowieka należy brać pod uwagę. Pojawianiu się takich zagrożeń sprzyja też działalność człowieka tzw. antropopresja, czyli wkraczanie w bliski kontakt ze światem zwierzęcym. Zarówno w przypadku MERS, SARS, jak i obecnego koronawirusa podejrzewa się, że źródłem wirusów, które mogą ulegać pewnej zmienności i nabywać nowych cech są nietoperze. Przebywają w dużych skupiskach, w których występuje duża transmisja wirusa, zbliżają się do ludzkich domostw, czasem są wykorzystywane jako żywność w niektórych kulturach. Bezpośrednio lub pośrednio doszło do zakażenia produktów mięsnych i ryb na rynku w Wuhan. W przypadku SARS-u źródłem były cywety, które zostały też, jak wynika z obecnych badań genetycznych, zakażone od nietoperzy. W przypadku MERS od nietoperzy pochodzą wirusy, którymi są zakażone teraz wielbłądy.
Z kolei inni mówią, że to strachy na lachy. Że w przeszłości kilka razy bito na alarm bezpodstawnie. Tymczasem grypa sezonowa co roku zbiera coraz poważniejsze żniwo, a ludzie nadal nie chcą się szczepić.
W każdej chorobie zakaźnej występują przypadki bezobjawowe, łagodnie przebiegające i ciężkie. Te ostatnie często dotyczą ludzi starszych. Ich układ immunologiczny nie jest już taki odporny, często obciążeni są innymi chorobami. To oni najbardziej powinni przygotować się na wirusa grypowego i bronić się za pomocą szczepień. Szkoda, że szczepienia są poddawane w wątpliwość przez ruchy antyszczepionkowe, ale w gruncie rzeczy szczepienie to nic innego jak jeden z najbardziej genialnych pomysłów, by oszukać naturę. Podać układowi odpornościowemu niebezpieczny wirus w postaci bezpiecznej. To swoistego rodzaju list gończy z podobizną wirusa, który rozsyłamy z nadzieją, że zostanie rozpoznany i zwalczony własnymi siłami.
Był SARS, MERS, teraz koronawirus. Można się zatem spodziewać, że za jakiś czas usłyszymy o kolejnym, być może jeszcze bardziej groźnym?
Nie możemy tego wykluczyć. Wirusy mnożą się bardzo szybko, dochodzi do ich mutacji. Powstają nowe warianty grypy, łagodniejsze albo bardziej groźne. W łagodnym znanym wirusie mogą dokonać się takie zmiany, które mogą okazać się bardziej groźne dla człowieka. Tak było zresztą z wirusem Zika. Wirus znany od co najmniej trzydziestu lat, wywołujący chorobę w przebiegu raczej łagodną, w pewnych regionach świata nabył cechę, która stała się niebezpieczna dla rozwijającego się układu nerwowego dziecka w czasie ciąży matki. Nadal krążą w środowisku zwierzęcym, na szczęście nie w naszym regionie geograficznym, takie wirusy niebezpieczne dla człowieka, jak te które wywołują gorączki krwotoczne Ebola czy Lassa.
Tym bardziej że rezerwuar zwierzęcy jest ogromny.
Tak, z potencjalną dużą liczbą wirusów, które nie mają do tej pory kontaktu z człowiekiem. Ten zaś wycina lasy, puszcze, wchodzi w tereny dziewicze. I ma kontakt ze zwierzętami, z którymi nie wcześniej miał tak bliskiej styczności. Inne powody to szybkie przemieszczanie się ludzi dzięki transportowi lotniczemu miedzy kontynentami. Jeszcze inny powód to przemysłowa produkcja żywności. Każda z tych przyczyn może mieć wpływ na powstanie jakiejś nowej epidemii. Może nie takiej jak ta sprzed 100 lat, bo od tego czasu bardzo dużo się zmieniło i już mamy wiedzę, jak ograniczać jej rozprzestrzenianie, a także bardzo szybki przepływ informacji, który pomaga tą wiedzą się dzielić. ą