Prof. Ryszard Tadeusiewicz: Czy „naukowy” oznacza „pewny”?
Nauka odgrywa ogromną rolę w rozwoju cywilizacji. Dzięki odkryciom naukowym znacznie lepiej rozumiemy przyrodę, tworzymy podwaliny techniki, zwiększamy skuteczność medycyny i poznajemy tajniki naszej własnej psychiki. Wszystko to powoduje, że argument: „To wykazano naukowo!” kończy wiele dyskusji. I słusznie, bo dobrze sprawdzone wyniki naukowe są najpewniejszym fundamentem, na którym można opierać wiele działań, mając pewność, że działania te będą miały przewidywany skutek.
Przez stulecia nauka rozwijała się w ten sposób, że gdy jakiś badacz coś odkrył i opublikował wynik - natychmiast inni badacze podejmowali próbę potwierdzenia owego wyniku. Jeśli się to udawało w wielu laboratoriach i w wielu krajach - to zbliżaliśmy się do pewności, że owo odkrycie rzeczywiście przynosi wartościową nową wiedzę. Ale jeśli owe badania kontrolne nie potwierdzały opublikowanego wyniku - to przyjmowano, że wynik ten był następstwem zbiegu okoliczności i nie wchodził do tworzonej i rozwijanej wiedzy.
Trzeba przyznać, że rygorystyczne przestrzeganie naszkicowanej drogi postępowania sprawiło, że w wielu dziedzinach nauki można postawić znak równości między określeniami „naukowy” oraz „pewny”. Stosunkowo najłatwiej uzyskać ten efekt w naukach technicznych. Jeśli nowe urządzenie ma mieć jakieś właściwości - to albo je ma, albo nie - i łatwo się przekonać, która z tych dwóch możliwości zachodzi. Działa albo nie działa. Tu żadna pokrętna argumentacja nic nie zmieni.
Podobnie kategoryczna jest matematyka. Jak ktoś przeprowadzi dowód jakiegoś twierdzenia, to nie ma żadnych szans, by ktoś inny dowiódł, że jest inaczej. No chyba że wykryje błąd w dowodzie.
Podobnie jest w naukach ścisłych. Albo jakieś wykryte zjawisko fizyczne czy chemiczne ma miejsce, albo nie.
Trochę trudniej jest w naukach przyrodniczych z medycyną włącznie. Pojedyncza obserwacja nie ma tam żadnej wartości, bo jest zależna od mnóstwa czynników przypadkowych. Jeśli jednak zbierze się dużo obserwacji i ich wyniki opracuje się statystycznie - to można uzyskać bardzo solidne naukowe dowody.
Nauk humanistycznych nie będę tu dotykał, bo ich nie uprawiam, ale wiem, że tam także różne formy kontroli odkryć naukowych przez innych badaczy mają zastosowanie.
Opisany wyżej system został rozregulowany przez czynnik rywalizacji, który pojawił się we współczesnej nauce. Ten, kto wykrywa bardzo nieoczekiwane zjawiska naukowe, spieszy się bardzo, żeby owe sensacyjne wyniki opublikować. To działa trochę tak jak „newsy” w mediach społecznościowych. Jak ktoś zamieści jakąś wstrząsającą informację w jednym z takich mediów, to może liczyć na wiele kliknięć, komentarzy oraz „like’ów” - a to jest klucz do intratnych kontraktów. Naukowiec, który pierwszy doniesie o bardzo niezwykłym odkryciu - może liczyć na wiele cytowań, ma szanse na korzystne finansowanie następnych badań, uzyskuje sławę. No więc w pogoni za tymi beneficjami badacze trafiający na jakiś sensacyjny wynik pospiesznie go publikują, często nie dbając o należytą kontrolę procedur badawczych, wystarczającą liczbę potwierdzających się obserwacji, odpowiednio mocną analizę statystyczną wyników itp. W efekcie cały międzynarodowy system badań naukowych zostaje wpuszczony w poszukiwanie czegoś, czego tak naprawdę nie ma.
Najgorzej jest, gdy badacz z góry założy, co chce udowodnić. Wtedy nawet bardzo słaba obserwacja potwierdzająca jego z góry przyjęte tezy będzie rozdmuchana do rozmiarów przełomowego odkrycia naukowego. Z fatalnym skutkiem!
Carl Sagan, amerykański astronom, sformułował 30 lat temu zasadę: „Nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów”. Miał rację!
Tylko że nikt się do tego nie stosuje...