Prof. Spodaryk: Z dziecka nie można robić idioty
O tym, czy warto pielęgnować w sobie dziecko i jak znaleźć wspólny język z maluchem- mówi pediatra profesor Mikołaj Spodaryk
Dzień Dziecka to również święto Pana Profesora?
Jak najbardziej! W każdym z nas drzemie dziecko, a we mnie jest ono wyjątkowo aktywne. I nie chodzi tu o poczucie, że wszystko mi wolno, ale o specyficzną, dziecięcą ufność i naiwność. Tak zostałem wychowany i staram się to pielęgnować. Oczywiście wiążą się z tym pewne zagrożenia, bo naiwnego człowieka łatwiej wykorzystać. Patrzę z ufnością na świat i coraz więcej rzeczy nie mieści mi się w głowie, wkurza. Dorosłemu nie wypada jednak usiąść w kąciku jak malec i płakać. Trzeba się sprzeciwić i to sprzeciwić mądrze. Tak jak wtedy, kiedy usłyszałem, że Śwince Peppie zarzucono kanibalizm, bo grillowała kiełbasę, a Kubuś Puchatek wydaje się podejrzany, bo chodzi bez majtek. Dzieci potrzebują swoich bajkowych bohaterów i nie wolno im ich zabierać. Dlatego na przekór wytatuowałem sobie Peppę na przedramieniu.
Był taki konkretny moment, kiedy podjął Pan decyzję, że poważnieć nie zamierza?
Ten wewnętrzny Piotruś Pan tkwi we mnie od początku, chociaż nie zawsze zdawałem sobie z tego sprawę. Pamiętam, że kiedy przed 40. rokiem życia habilitowałem się, to jeden z moich kolegów profesorów powiedział do mnie „jesteś już docentem, czas spoważnieć, dorosnąć i zacząć zachowywać się jak prawdziwy szef oddziału”. I ja wtedy pomyślałem - a nigdy w życiu! Pediatria zresztą wymaga takiego specyficznego podejścia. My musimy patrzeć na świat oczami naszych małych pacjentów, być dla nich wyrozumiali i przyjmować wszystko z uśmiechem. Internista nigdy przecież nie usłyszy od chorego „Pan jest taki gruby, bo pewnie zjadł Pan piłkę”, „ma Pan wąsy jak szczotka”, albo „jest Pan fajny, bo ubiera się Pan na różowo”.
Pediatria była naturalnym wyborem dla Piotrusia Pana?
Nigdy nie brałem pod uwagę innej specjalizacji. Miałem w domu fajnego mistrza, który często też nie zachowywał powagi. Mój ojciec był pediatrą i miał bardzo podobną filozofię tego zawodu. Zawsze powtarzał, że to mieszanka dobroci i wrażliwości, a cała reszta jest w książkach. Trzeba być dobrym, bo dziecko nie potrafi się obronić. Trzeba mówić prawdę, bo dziecko raz okłamane już nigdy nie będzie miało zaufania do swojego lekarza. Mam to szczęście, że udało mi się wyselekcjonować zespół współpracowników, co do których jestem w stu procentach pewien, że reprezentują te same wartości. Na moim oddziale nikogo nie dziwi, że szef przychodzi na różowo, na łysiejącej głowie ma kokardkę i niesie balonik z Hello Kitty, bo obiecał pacjentowi, że odwiedzi go kot, więc ten kot musi się pojawić.
Czytaj więcej:
- Jak mali pacjenci zwracają się do Pana Profesora?
- Pediatrze łatwiej sprawdzić się w roli ojca?
- To sukces wychowawczy czy porażka, że żaden z synów nie poszedł w Pana ślady?
- Siła może być argumentem wychowawczym?
- Istnieje uniwersalna instrukcja, jak wychować dziecko i nie zwariować?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień