Prof. Wojciech Śleszyński: Na dalekiej Syberii też jest Białystok
- Ludzie sami jechali na Syberię, by szukać swego szczęścia i dobrobytu. Liczyli, że tam będzie im lepiej niż tutaj. I taki jest początek osady Białystok na Syberii - mówi prof. Wojciech Śleszyński, dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru w Białymstoku i współautor książki „Syberyjski Białystok “.
Mimo rozlicznych akcji medialnych - związanych z pomocą w odbudowie spalonego drewnianego kościoła we wsi Białystok - wydaje się, że wiedza mieszkańców stolicy województwa podlaskiego o tej osadzie w głębi Syberii jest nadal niewielka. Z reguły słyszymy, że Sybir to nieludzka ziemia, jednak w wypadku syberyjskiego Białegostoku okazuje się, że był to świadomy wybór wielu Podlasian. Co ich skłoniło do wyjazdu? Możliwości rozwoju, bogacenia się?
Prof. Wojciech Śleszyński: Na przełomie XIX i XX wieku, po reformie uwłaszczeniowej w Rosji, na obszarze Polski pod zaborem rosyjskim zaczyna brakować ziemi, którą można by było podzielić. Rozpoczynają się migracje. Najlepiej znamy kierunek Ameryka - północna czy południowa, a zapominamy, że w tym samym czasie mamy silną emigrację w obrębie zaboru rosyjskiego na tereny Syberii. Władze carskie stworzyły cały szereg udogodnień, na czele z reformą Stołypina, która zachęca ludzi z części europejskiej do przenoszenia się na Syberię. To jest dobrowolne osadnictwo - zupełnie coś innego niż to, z czym zwykle kojarzy się nam Syberia, czyli cierpieniem. Ludzie sami jechali na Syberię, żeby szukać swego szczęścia i dobrobytu. Liczyli, że tam będzie im lepiej niż tutaj. I taki jest początek osady Białystok na Syberii.
Wydaje się, że carskie władze miały dobrze opracowaną machinę propagandową. Zwykle uważa się, że chłop przywiązany do ziemi bał się podróży - tymczasem pod koniec XIX wieku mamy do czynienia z emigracją z ziem polskich do obu Ameryk i właśnie w głąb Rosji.
Podstawowym udogodnieniem było zakończenie na początku XX wieku linii kolejowej ciągnącej się aż do Władywostoku. Była też cała akcja propagandowa - broszury w języku polskim zachęcające do osadnictwa na Syberii (pokażemy taką na wystawie w naszym muzeum), cały system urzędników w regionie - gdzie rozpoczyna się droga emigrantów - oferujących konkretne udogodnienia. Każda ruszająca na Syberię rodzina otrzymuje jeden wagon, do którego może zabrać swój dobytek. Ważne jest też, że zanim ludzie zdecydowali się na emigrację, wysyłani byli zwiadowcy, którzy sprawdzali teren, orientowali się, które działki są przeznaczone do osadnictwa, wybierali je, rezerwowali, wracali. Dopiero wówczas rodziny ruszały na Syberię. Te akcje były świetnie przygotowane. To widać choćby na przykładzie zdjęć umieszczonych w książce.
Rosjanie byli tak przemyślni, że zdawali sobie sprawę, iż mieszkańców puszcz lepiej osadzać w pobliżu tajgi, a nie na stepach.
To wszystko było dokładnie przemyślane. Nie chcieli problemów, chodziło o zysk ekonomiczny i o to, żeby emigranci szybko się zaaklimatyzowali. Trzeba pamiętać, że część osób jednak wracała, nie potrafiła odnaleźć się na Syberii. To było traktowane jako życiowa porażka.
Skąd zatem pochodzili osadnicy, którzy w 1899 roku zdecydowali się założyć wieś Nowo Rybałowską, którą później sami przemianowali na Białystok?
To przede wszystkim mieszkańcy ówczesnej guberni grodzieńskiej - opieramy się tu na badaniach Wasyla Haniewicza. Żadna z tych osób nie pochodziła z samego Białegostoku. Nie ma jednego wyjaśnienia, dlaczego osadę na Syberii nazwali właśnie Białystok. Wydaje się, że dla tych mieszkańców Białystok był symbolem sukcesu. Miasto, które na przełomie XIX i XX wieku rozwijało się błyskawicznie. Białystok to był przecież najszybciej rozwijający się w tej części kraju ośrodek przemysłowy, miasto sukcesu. Chcieli, żeby ich miejscowość rozwijała się tak samo szybko, jak wspomnienia, które pozostawili.
Wiemy, że zwiadowcą na Syberii był Aleksander Jocz - pojawił się w okolicy przyszłej osady Białystok już na przełomie roku 1896 i 1897. Czy wiemy skąd pochodził?
To rodzina wywodzącego się z Białegostoku na Syberii wspomnianego już Wasyla Haniewicza. On pochodził z okolic Siedlec. Bo na Syberii nie osiedliła się zwarta grupa ludności z jednej miejscowości. Warto też pamiętać, że do powstających wsi napływały kolejne fale osadników. Kiedy mamy wioskę katolicką, to katolicy ciągną do katolików.
W książce można odnaleźć fotokopię spisu nazwisk mieszkańców sporządzonego podczas spisu rolnego w 1916 roku. Kiedy w Europie trwała I wojna światowa, a Białystok okupowali Niemcy, na Syberii chyba nadal żyło się spokojnie?
Kilka lat temu miałem przyjemność popracować w Archiwum Obwodowym w Tomsku, widziałem te dokumenty, zrobiłem ich fotokopie. I właśnie w 1916 roku mamy też bieżeńców w Tomsku. To przede wszystkim urzędnicy i osoby z miast, które docierają aż na Syberię. Z jednej strony - trwa wojna, ale na Syberii trwa normalne życie i przeprowadzany jest spis rolny.
W tymże roku syberyjski Białystok liczył sobie 516 mieszkańców żyjących w 95 gospodarstwach. Czy z perspektywy guberni grodzieńskiej, którą opuścili, to była duża wieś?
Była to duża wieś. Nie tyle liczba domów miała znaczenie, co sam obszar. Bo w guberni grodzieńskiej brakowało ziemi i budulca, o w miarę dobre drewno z lasu trzeba było walczyć z dworem. Na Syberii las był wokół. Domy są budowane z drewna najlepszej jakości. Jeśli chodzi o mit terenu, na którym szukamy swojego obszaru, używamy takiego cytatu od jednej z pierwszych osób, które przyjechały na Syberię (w tym wypadku do Wierszyny, drugiej miejscowości stworzonej przez Polaków, o jakiej opowiemy w Muzeum Pamięci Sybiru) i wysłała list do domu, w którym pisze: „Tam drzewa rosną tak blisko, że kiedy się je ścina, właściwie same wpadają do pieca”. To miało największe znaczenie - na Syberii było takie bogactwo, dostępne bez ograniczeń.
Niezwykle ciekawie przybliża pan stosunek caratu do religii katolickiej. Na terenach, które przed zaborami były Polską - katolicyzm był gnębiony, zaś osadnicy mieli wolność wyznania. Stąd właśnie pojawiła się możliwość wzniesienia katolickiej świątyni?
To był element polityki. Po powstaniu styczniowym następuje likwidacja zakonów, mamy całkowity zakaz budowy kościołów, aż do ukazu tolerancyjnego z 1905 roku, a na Syberii, w morzu kultury rosyjskiej, prawosławnej, pojedyncze kościoły nie stanowią żadnego problemu. Społeczność polska nie miała kłopotów z budową kościołów w miejscach osiedlania się. Na naszej ekspozycji w kiosku multimedialnym będziemy oglądali polskie kościoły na Syberii. Nie używamy pojęcia „kościół katolicki”, bo do dziś na Syberii nie używa się takiej nazwy. Wiadomo, że nie wszyscy Polacy byli katolikami. Byli i Litwini, i Łotysze, i Białorusini, ale określenie „kościół polski” jest nadal powszechnie używane. Ta nieliczna społeczność nie potrzebowała też takiej ilości świątyń, jak w Polsce. Część tych budowli dotrwała do dziś, jak choćby kościół w Tomsku czy Irkucku. Pierwszy w czasach sowieckich został zamieniony na planetarium, a drugi - w salę koncertową, którą zresztą pozostaje do dzisiaj.
Swoboda nie trwała jednak długo. Po rewolucji bolszewickiej najpierw Sowieci zaatakowali kościół, zmuszając do wyjazdu już w 1923 roku księdza, a w 1935 roku nasi osadnicy musieli przystąpić do kołchozu. Co to oznaczało?
To, o czym rozmawialiśmy do tej pory - ten mityczny obszar szczęścia, bogactwa kończy się definitywnie wraz z rewolucją październikową. Przychodzi nowy porządek, nowe obostrzenia, budowa nowego socjalistycznego człowieka, co oznacza, że rola świątyni zostaje najpierw zmarginalizowana, a później zamknięta. To, co stanowiło bogactwo tego obszaru - olbrzymie nadziały ziemi - teraz zaczyna być problemem. Tworzy się nową kategorię „wrogów ludu” - bogatych chłopów, kułaków. Tworzą się kołchozy, a lokalna społeczność przestaje być zainteresowana pracą, bo to już nie jest ich ziemia, tylko ziemia wspólna. Do tego dochodzi wspólna tragedia wszystkich miejscowości zamieszkanych przez Polaków, czyli okres wielkiego terroru w Rosji Sowieckiej. To lata 1937-38, kiedy większość mężczyzn polskiego pochodzenia w Białymstoku zostaje w nocy z 11 na 12 lutego 1938 roku aresztowana, a następnie zgładzona. I to jest koniec rozwoju tej miejscowości, przede wszystkim tego pięknego marzenia o budowie tego miejsca.
Sowiecka władza paradoksalnie pomogła mieszkańcom w kultywowaniu polskości. Chcąc propagować komunizm powołała szkołę z polskim językiem nauczania.
Trzeba pamiętać, że to było na początku lat 20. XX wieku, kiedy po śmierci Lenina następuje czas walki o władzę. W pierwszym okresie Stalin używa haseł narodowych. Zezwala na swobodę narodową, oczywiście w duchu i ideologii komunistycznej, ale jest to wykładane w językach narodowych. To skończy się w połowie lat 30. XX wieku, kiedy Stalin umocni się u władzy i zacznie prowadzić całkowicie odmienną politykę. Białystok na Syberii podlega tym wszystkim prawom, którym podlegał cały obszar Związku Sowieckiego.
Maleńkiej, zagubionej na Syberii osady nie ominęło jednak sowieckie ludobójstwo. Rodziny z syberyjskiego Białegostoku przez lata nie wiedziały nic o losach aresztowanych.
Mało tego, bały się dopytywać. Zastanawiając się, jakie zdjęcie wybrać, żeby ilustrować na naszej wystawie Białystok syberyjski, ostatecznie doszliśmy do wniosku, że najlepsza będzie fotografia z lat 60. XX wieku przedstawiająca grupę starszych kobiet. Została podpisana: „Żony i matki „wrogów ludu””. To są te kobiety, które przez lata żyły samotnie, tylko wspomnieniami. Bały się nawet pytać, co się stało z ich mężami, synami.
II wojna światowa dodatkowo zdziesiątkowała osadę
To prawda. Do dziś w centralnym miejscu syberyjskiego Białegostoku mamy dwa pomniki stojące obok siebie i pokazujące tragizm dziejów tej miejscowości. To pomnik ofiar nazistów - żołnierzy, którzy giną w walce z Wehrmachtem, a obok - ustawiony już w latach 90. XX wieku z inicjatywy Wasyla Haniewicza - pomnik ofiar zbrodni komunistycznej.
Właściwie tamtejsi Polacy nie mieli szansy powrotu w rodzinne strony, bo nic nie pozostawili, a Polska chyba o nich wolała nie pamiętać?
Te osoby nie miały nawet formalnych podstaw, żeby wrócić do Polski. Repatriacje z roku 1944 czy 1945, które trwały do 1956 roku, obejmowały tylko obywateli polskich. Ale te osoby formalnie nigdy nimi nie były. Były Polakami, ale wyjechały z obszaru Polski, kiedy jej nie było. Im prawo repatriacji w wydaniu komunistycznym po 1944 roku po prostu nie przysługiwało.
Jak bardzo przez lata zmieniła się bryła kościoła? Pisze Pan, że młodzi mieszkańcy osady myśleli, że to jest klub.
Warto pamiętać, że tradycja ustna obejmuje tylko dwa, trzy pokolenia wstecz. Młodym ten budynek kojarzył się z klubem, a nie kościołem. Zmiana nastąpi wraz z reaktywacją parafii katolickiej. Sama bryła, do pożaru w 2017 roku, nie została mocno zmieniona. Komuniści zlikwidowali wieżę, którą później odtworzono, natomiast cała struktura kościoła została zachowana. Dlatego w latach 90. XX wieku stosunkowo łatwo było go odtworzyć. Trzeba go było tylko wyremontować.
Parafia katolicka została w Rosji ponownie zarejestrowana w 1990 roku. Myśli pan, że wtedy wzmogło się w potomkach osadników poczucie polskości?
Nie oczekujmy, że będą się uważali za Polaków. Dzisiejsi mieszkańcy syberyjskiego Białegostoku uważają się za Rosjan. Wiedzą, że mają polskie korzenie, ale są Rosjanami. W odtworzeniu parafii uczestniczyło starsze pokolenie, ale też dzieci i młodzież. Wokół kościoła prowadzone były zajęcia. Ten nowy, budujący się kościół, który ma być konsekrowany w czerwcu 2021 roku, będzie się składał z dwóch części - sakralnej i domu spotkań. Bo taka jest potrzeba na miejscu.
Dlaczego białostockie Muzeum Pamięci Sybiru zdecydowało się publikację książki „Syberyjski Białystok“? Co chcecie osiągnąć oprócz zapoczątkowania nowego cyklu?
Chcemy mieszkańcom Białegostoku i osobom, które będą zwiedzały nasze muzeum, dać możliwość kupienia publikacji, z której będą mogli się w bardzo przystępny sposób dowiedzieć o historii syberyjskiego Białegostoku. O innym obrazie Syberii - nie o represjach, ale o nadziei, którą ta Syberia dawała osadnikom. Nadzieja jednak kończy się tragedią sowieckich zbrodni.
Archiwalne zdjęcia, które pozwalają prześledzić przykładową drogę osadników, wyglądają jak prawdziwy pictorial. Jak do nich dotarliście?
To efekt naszej współpracy z innymi muzeami z Rosji. Cały czas prowadzimy badania naukowe i mamy podpisaną umowę choćby z drugim co do wielkości muzeum etnograficznym na świecie, czyli rosyjską Kunstkamerą w Sankt Petersburgu. Większe jest tylko British Museum. Wśród wielu porozumień mamy też z Muzeum Obwodowym w Tomsku, skąd uzyskaliśmy niesamowitą kolekcję- i, śmiem twierdzić, że nigdy w Polsce nie publikowaną - całej drogi osadników. Mamy cały reportaż ukazujący, jak było organizowane osadnictwo na Syberii. To tylko część zdjęć. Udało nam się ich pozyskać około tysiąca. Ale i my do Tomska zawieźliśmy zdjęcia z Białegostoku - rodziny polskich przemysłowców z Tomska, których los po rewolucji październikowej rzucił aż do naszego podlaskiego Białegostoku. Musieli zostawić swoją pierwszą na Syberii mechaniczną fabrykę czekolady i uciekać, najpierw do Wilna, a potem do Białegostoku. O niezwykłych losach rodziny Borodziczów z Tomska i smaku syberyjskiej acz polskiej czekolady, ostatecznie możecie Państwo poczytać w naszym muzealnym czasopiśmie „Sybir”.
Pracownicy muzeum i Pan sam odwiedzaliście syberyjski Białystok. Jak Was przyjmowano?
Bardzo sympatycznie, to były ciepłe spotkania w miejscowym domu kultury przy skromnie, ale zawsze zastawionym stole. Długie, przemiłe rozmowy. W końcu jesteśmy w Białymstoku i nie ma znaczenia, że nazwa jest pisana cyrylicą. My i nasi gospodarze przecież jesteśmy mieszkańcami miejscowości o tej samej nazwie.
Co może zmienić w życiu potomków Polaków ponowne wyświęcenie odbudowanego tam kościoła?
To, co bez wątpienia świadczy o polskości, o korzeniach tych mieszkańców to fakt, że jest tam świątynia katolicka. Ten kościół będzie też stanowił centrum integracji miejscowej społeczności - zarówno tych, którzy mają polskie korzenie, jak i potomków późniejszych osadników, już Rosjan. Bo dziś Białystok na Syberii to już miejscowość w dużym stopniu mieszana. Kościół będzie symbolem pokazującym korzenie tej osady i bez wątpienia oddziaływać będzie na charakter miejscowości.