Profesor od muszek, szczawiu, ćwoków, a także prostaków
Stefan Niesiołowski odszedł z Platformy Obywatelskiej. Stwierdził, że „PO najprawdopodobniej skończy tak, jak wszystkie ruchy, które spaja jedynie cynizm”
Jedni go kochają, drudzy nienawidzą. Przez ostatnie 11 lat był pistoletem Platformy, równał z ziemią, nie przebierając w słowach, wszystko i wszystkich, którzy byli przeciw niej. Teraz opuścił PO z przyczyn zasadniczych: partia pod butem Grzegorza Schetyny nie walczy z „wrogami Polski, z Kaczyńskim i Macierewiczem”, tylko zajmuje się sobą, rozwiązuje struktury regionalne, przestaje mieć cokolwiek wspólnego z zasadami demokracji, ponieważ Schetyna zajmuje się tylko wewnątrzpartyjną dintojrą. Region lubuski PO, z którego Niesiołowski posłuje, też został przez zarząd partii na polecenie Schetyny rozwiązany. I to wtedy, gdy obowiązki szefa regionu pełnił tu Niesiołowski.
Chciał wysadzić mauzoleum Lenina
21 września 2016 r., kiedy Niesiołowski ogłosił, że opuszcza PO, to jest także data symboliczna dla niego z innych powodów. To dokładnie 45. rocznica rozpoczęcia procesu konspiracyjnej organizacji Ruch, do której kierownictwa należał Niesiołowski. Wtedy – w 1971 r. – Niesiołowski był już dobrych parę lat po studiach biologicznych na Uniwersytecie Łódzkim. Ruch w gomułkowskiej Polsce był najbardziej zakonspirowaną i najbardziej radykalną grupą. Jej członkowie nie uznawali PRL za legalne państwo. I mieli pomysły walki z reżimem, jakich potem PRL-owska opozycja już nie miewała.
Udało się zrzucić z Rysów tablicę poświęconą Leninowi, ale już wysadzenie w powietrze leninowskiego mauzoleum w Poroninie zakończyło się fiaskiem. Służba Bezpieczeństwa w przeddzień akcji zaczęła aresztowania członków Ruchu. Podczas śledztwa Niesiołowski dzielił się z esbecją informacjami na temat Ruchu, jednak po latach twierdził, że nie powiedział niczego, czego esbecy już by nie wiedzieli. Zresztą, obok Andrzeja Czumy, za próbę obalenia siłą ustroju PRL dostał w tym procesie najwyższy wyrok – 7 lat więzienia. Wyszedł w 1974 r. po amnestii. Kilka lat później zakładał Solidarność na Uniwersytecie Łódzkim. Internowano go po wprowadzeniu stanu wojennego.
Z piękną opozycyjną kartą, jako współzałożyciel Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, został posłem na Sejm kontraktowy. Pojawił się w głośnym filmie Jacka Kurskiego „Nocna zmiana”, który pokazuje kulisy odwołania rządu Jana Olszewskiego w 1992 r. Mimo że brał udział w rozmowach przed głosowaniem wotum nieufności dla rządu, z trybuny sejmowej skrytykował decyzję o odwołaniu rządu Olszewskiego. Potem wielokrotnie protestował, że film doczepił mu łatkę wroga Olszewskiego. W różnych prawicowych formacjach posłował do 2001 r., gdy AWS przegrała wybory parlamentarne.
Platformę spaja hipokryzja i konformizm
Na dwa miesiące przed tymi wyborami w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” padły jego głośne słowa na temat Platformy: „PO najprawdopodobniej skończy tak, jak wszystkie ruchy, które spaja jedynie cynizm, hipokryzja i konformizm. Ciekawe tylko, czy nastąpi to jeszcze przed wyborami, czy zaraz po”. Pomylił się podwójnie. Po latach i jemu wytyka się konformizm i hipokryzję. PO na zwycięstwo czekała jeszcze 6 lat. Potem rządziła dwie kadencje, a rozpada się dopiero teraz. On sam zaś cztery lata po swej recenzji poświęconej Platformie... z jej listy został łódzkim senatorem.
Oralna szpara, śliwki oraz mirabelki
Okres jego medialnego prosperity zaczął się jednak dwa lata później, gdy po skróconej kadencji za rządów PiS został posłem z Lubuskiego. Został wicemarszałkiem Sejmu, a do studia zapraszała go (zresztą zaprasza po dziś dzień) każda większa stacja. Jego kontrowersyjne i brutalne bon moty dzienniki publikowały na pierwszych stronach. Obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu nazywał „kandydatami do kliniki psychiatrycznej”, o Zbigniewie Ziobrze, że „na jego widok przewracają mu się flaki”. Duet Ryszarda Kalisza i Aleksandra Kwaśniewskiego mianował „sojuszem pornogrubasów”. O Mirosławie Orzechowskim, niegdyś wiceministrze edukacji, powiedział tak: „W LPR jest minister podobny do nutrii. Gdyby powiększyć nutrię i postawić ją na tylnych łapach, wyglądałaby jak ten minister”.
O Michale Kamińskim, znów powtórzmy – koledze z nowego koła Europejscy Demokraci, lat temu siedem powiadał tak: „To człowiek inteligentny, ale cyniczny, nastawiony na robienie kariery. Kamiński na pewno w żaden sposób nie zaatakuje Kościoła. Innych ideologii, którym by hołdował, u niego nie widzę. No oczywiście oprócz tej: ciągłego podlizywania się braciom Kaczyńskim”.
Styl wypowiedzi Andrzeja Dudy to według Niesiołowskiego „pokłady chamstwa wydobywające się z jego szpary oralnej”, zaś Beata Szydło „stęka”, a ministrowie Witold Waszczykowski i Krzysztof Jurgiel „są obrzydliwi”.
Z kolei krytycy posła sami zarzucają mu chamstwo i odizolowanie od rzeczywistości. Inny Kamiński, a mianowicie Mariusz Antoni, były już poseł PiS z „frakcji madryckiej”, tak oto charakteryzował Niesiołowskiego z sejmowej mównicy: „Wypisałem więcej słów z cytatów pana posła Niesiołowskiego, których używał w ciągu ostatnich dwóch lat, mianowicie: szaleńcy, paranoicy, kanalie, dureń, pornogrubasy, hołota, szkodnicy, karły moralne, ćwok i prostak. Panie pośle Niesiołowski, chciałem zapytać w związku z tym, czy jako marszałek Sejmu będzie pan w podobny sposób zwracał się do posłów, czy też przy okazji każdych obrad będziemy mieli spektakl pod tytułem: kogo dziś obrazi Stefan Niesiołowski? Pytam Bardzo poważnie”.
Dla przykładu: są nagrania posiedzeń Sejmu prowadzone przez marszałka Niesiołowskiego, gdzie wyraźnie słychać, jak zwraca się do jednego z posłów słowami „precz nieuku”. Tyle że przy jego charakterze i słownictwie była to wręcz pieszczota. Z drugiej strony padają spostrzeżenia, że styl jego retoryki nie współgra z wykształceniem i pochodzeniem: Niesiołowskiego wychowano w kulcie Kościoła i Rzeczypospolitej. Jego dziadka Bronisława Łabędzkiego w 1905 r. zesłano na Syberię za organizowanie strajku szkolnego. Wuj, Tadeusz Łabędzki, był jednym z przedwojennych przywódców Młodzieży Wszechpolskiej, po wojnie został zamordowany przez UB w czasie przesłuchania. Ojcem Stefana Niesiołowskiego był Janusz Myszkiewicz-Niesiołowski, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. i kampanii wrześniowej w 1939 r., potem żołnierz Armii Krajowej.
Niesiołowski jest profesorem nauk biologicznych, specjalizującym się w entomologii, stąd pod adresem posła padają często ironiczne przytyki, że jest „badaczem robactwa”. Danuta Hojarska z Samoobrony publicznie podzieliła się kiedyś podejrzeniem, że skoro Niesiołowski zawodowo i profesjonalnie bada muszki, „to one mu rozum wyjadły”.
Do historii polskiej polityki może przejść jednak nie jako zasłużony opozycjonista czasów PRL lub wybitny parlamentarzysta. Do łódzkiego polityka przylgnął bowiem cytat, który wciąż jest z nim kojarzony. Gdy poproszono go o komentarz do raportu jednej z fundacji zajmującej się pomocą dzieciom, która oszacowała ilość niedożywionych dzieci w Polsce na 800 tys., Niesiołowski powiedział tak: „pamiętam jak ja chodziłem do szkoły, to wtedy rzeczywiście jeśli ktoś miał bułkę, kawałek czekolady, to było daj gryza. Myśmy grali w piłkę, bo była przerwa, to wyjedliśmy cały szczaw z nasypu i wszystkie śliwki ulęgałki, mirabelki jedliśmy. Dzisiaj te wszystkie gruszki, śliwki leżą i nikt tego nie zbiera. Chłopaki grają w piłkę na tych samych boiskach, szczawiu nikt nie zjada. Ja nie mogę słuchać o przynajmniej 800 tys. głodnych dzieci”.
Dla wielu to był szczyt bezczelności i symbol alienacji partii rządzącej. Poseł stał się królem memów, wypominano mu kilkumilionowy majątek, w kraju zaczęła panować narracja, że za rządów PO „bogacze stają się biedniejsi, a biedni biednieją jeszcze bardziej”. Nie jest jednak tak, że Niesiołowskiego nic nie rusza, wręcz przeciwnie. Na punkcie opinii na swój temat jest bardzo wyczulony. Bywało, że wytaczał procesy. A każdy, kto go widział w akcji, wie, że reaguje emocjonalnie. Prawicowej, niegdyś zwanej „niepokornej” prasie, zawsze kojarzył się ze słowem „szał”. W tym środowisku mitycznym wręcz filmem jest ten, w którym Niesiołowskiego nagrywa Ewa Stankiewicz. W oku szarpiącego się z nim posła wyraźnie widać błysk, jaki miał Michael Douglas w filmie „Upadek”. To obraz o samonakręcającej się furii. Tyle że ekspresja Niesiołowskiego nie doprowadziła go jeszcze do autodestrukcji. Na razie. Bo są opinie, że oderwanie się od szyldu PO oznaczają trzy ostatnie lata w polityce dla Stefana Niesiołowskiego.
Jego ekspresja często kojarzona jest z emocjami, które wyprzedzają myśl. Niesiołowski bowiem mimo ciętego języka i często błyskotliwych ripost staje się zakładnikiem nieprzemyślanych wypowiedzi. Gdy wyrzucano z PiS Ludwika Dorna, stwierdził, że gdyby aspirował on do PO, to rzuci się pod drzwi jak Rejtan. Nic z tego. Niesiołowski milczał, gdy Dorn dostał się na mazowiecką listę PO. Jana Tomaszewskiego nazwał zwykłym ćwokiem, a potem pośredniczył w jego przejściu z PiS do PO.
Dziś PiS może podziękować mu za jedno: parę lat temu powiedział, że „jak PiS wygra wybory, to będzie sobie przegłosowywał co chce”. Politycy PiS te słowa przypominają dziś w mediach bardzo często...
Autor: Marcin Darda (ZEB)