Kolejni naukowcy protestują przeciwko reformie oświaty. Wczoraj pikietę zorganizował ZNP. Tymczasem rząd nie zamierza zmieniać zdania.
- Ta reforma jest jak walec, który niszczy to, co dobre, a zatrzyma się dopiero, gdy natrafi na przeszkodę nie do pokonania. Nie obędzie się bez ofiar - mówi krótko prof. Jarosław Płuciennik z Uniwersytetu Łódzkiego.
Podobnie jak 80 naukowców z innych uczelni podpisał się pod „Listem profesorów uniwersytetów polskich oraz ośrodków naukowo-badawczych przeciwko chaotycznym zmianom w oświacie”. - To wyraz solidarności z nauczycielami i całym środowiskiem, które nie zgadza się na reformę oświaty planowaną przez rząd - mówi prof. Jarosław Płuciennik. - W liście chcemy wyrazić ostry sprzeciw i apel o opamiętanie się, bo nie ma żadnych merytorycznych przesłanek, aby ta reforma została wprowadzona.
Przypomnijmy, że już we wrześniu 2017 roku ma rozpocząć się wygaszanie gimnazjów. W ich miejsce zostanie wprowadzona 8-klasowa SP.
Naukowcy podkreślają w liście, że „nie ma żadnych badań naukowych potwierdzających konieczność np. likwidacji gimnazjów i funkcjonującego od kilkunastu lat toku kształcenia. Według wielu niezależnych badań przynosi on coraz lepsze efekty i jest stawiany za wzór innym krajom (patrz: Raport PISA 2012)”.
- Tymczasem rząd powołuje się na anonimowe opinie bliżej nieokreślonych nauczycieli akademickich, którzy krytykują obecny system - dodaje prof. Jarosław Płuciennik. - Tymczasem dopiero w tym roku dociera na studia pierwszy rocznik uczniów, którzy uczą się od początku według nowej podstawy programowej. Trudno więc już teraz oceniać ich wiedzę i umiejętności. Niezadowalający poziom studentów bierze się raczej z umasowienia studiów.
Prof. Płuciennik zwraca uwagę, że wprowadzenie gimnazjów było ogromnie kosztowne. - Zainwestowano nie tylko w budynki, ale również w kształcenie nauczycieli. Teraz jednym gestem chce się to wszystko zmarnować - mówi.
Naukowcy są również przeciwni późniejszemu rozpoczynaniu nauki przez polskie dzieci. Dodają, że na dalszych etapach edukacji powinny mieć one takie same szanse jak ich rówieśnicy z innych krajów. „Źle przygotowana „reforma” systemu edukacji osłabi szanse przyszłych absolwentów z Polski, pociągając za sobą negatywne skutki społeczne i cywilizacyjne” - piszą.
Profesorowie przesłali swój list do ZNP, który zdecydowanie protestuje przeciwko wprowadzeniu reformy. Na wczorajsze popołudnie związkowcy zaplanowali pikietę przed Sejmem.
- Projekty ustaw zostały w ubiegłym tygodniu przyjęte przez Radę Ministrów i można było przypuszczać, że staną one na najbliższym posiedzeniu Sejmu - mówiła wczoraj Magdalena Kaszulanis, rzecznik ZNP. - Tak się nie stało. Nie odwołaliśmy jednak pikiety, którą traktujemy jako wstęp do sobotniej manifestacji. Chcemy pokazać, że te projekty ustaw nam się nie podobają.
Na sobotniej manifestacji w Warszawie ZNP spodziewa się około 30 tys. osób. Wśród protestujących znajdą się także nauczyciele i pracownicy oświaty z regionu. - Planujemy, że pojedziemy do stolicy ponad 30 autokarami - szacuje Ryszard Kowalik, prezes Kujawsko-Pomorskiego Okręgu ZNP w Bydgoszczy.
Na razie nie wiadomo, na którym z posiedzeń Sejmu odbędzie się pierwsze czytanie projektów ustaw dotyczących reformy oświaty. - Sądzimy, że nastąpi to na posiedzeniach grudniowych, być może bliżej świąt - przewiduje Magdalena Kaszulanis. - Wtedy na pewno będziemy przed Sejmem.
Aby ustawa weszła w życie na początku stycznia, musi zostać podpisana przez prezydenta najpóźniej do końca tego roku kalendarzowego.
Wprowadzeniu reformy sprzeciwiają się również m.in. przedstawiciele środowisk akademickich zajmujących się badaniem języka polskiego, Nauczyciele Roku wybrani w konkursie MEN oraz samorządowcy, w tym Związek Miast Polskich.