Sprawa dofinansowania in vitro w Gdańsku w poniedziałek wróci na sesję Rady Miasta. Miasto ma opinię, której brak wytknął wojewoda, unieważniając uchwałę. Czy zrobi to ponownie?
- Mamy to! Właśnie otrzymaliśmy opinię Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji dotyczącą gdańskiego programu in vitro! Jest pozytywna z uwagami. Wracamy teraz z programem do Rady Miasta po to, by jeszcze w tym roku pomóc gdańskim parom długo oczekującym na dziecko! - ogłosiła wiceprezydent Aleksandra Dulkiewicz.
A w środę szef klubu PO złożył wniosek o zwołanie nadzwyczajnej sesji w tej sprawie. - Zorganizujemy ją w poniedziałek- zapowiedział Bogdan Oleszek, szef Rady Miasta.
Program dofinansowania in vitro trafi pod obrady radnych już po raz drugi. Pierwsza uchwała w tej sprawie została unieważniona przez wojewodę pomorskiego. Oficjalnie z powodu „istotnego naruszenia prawa” - wojewoda punktował m.in. brak opinii AOTMiT, którą teraz miasto zdobyło. Nieoficjalnie chodziło o powody ideologiczne. PiS, do którego należy wojewoda, od początku ostro sprzeciwiało się finansowaniu metody in vitro przez miasto, podkreślając, że jest ona niezgodna z nauką Kościoła.
- Wskazany przez wojewodę brak formalny został uzupełniony. AOTMiT pozytywnie oceniła to, że poza dofinansowaniem in vitro położyliśmy w naszym programie nacisk na wsparcie psychologiczne i edukację. Programu nie zmieniamy. Tak jak zapowiadaliśmy, dofinansowanie będziemy przyznawać do 3 prób na parę, do 5 tys. zł na próbę. Program będzie obejmował tych, którzy płacą w Gdańsku podatki - informuje wiceprezydent Dulkiewicz. - Dostaliśmy dużo pochwał za dodatkowe elementy niespotykane w innych programach w Polsce. Agencja wskazała też na drobne niedociągnięcia, które wyprostujemy, m.in. mierniki skuteczności działania programu.
Uchwała będzie identyczna jak ta pierwsza, tylko uzupełniona o brakującą opinię. Uwagi agencji radni chcą wprowadzić już na etapie realizacji. Chcą w ten sposób uniknąć sytuacji, jaka ostatnio miała miejsce w Bydgoszczy.
Tam, podobnie jak w Gdańsku, uchwała ponownie trafiła na sesję. I ponownie została zakwestionowana przez wojewodę, bo zawierała poprawki. Wojewoda uznał więc, że nie jest tym samym dokumentem, który oceniała AOTMiT. Jak podkreśla Borawski, już wystarczająco dużo czasu zostało stracone przez działania wojewody ws. programu. - Nie chcemy tracić ani dnia więcej! Jeśli wojewoda znów nie zakwestionuje uchwały, to gdański program dofinansowania in vitro zacznie obowiązywać już od września. Mamy nadzieję, że teraz wojewoda nie będzie miał już żadnych wątpliwości. Że w tej sprawie będzie jak najmniej polityki, a jak najwięcej chęci pomocy ludziom, którzy na to wsparcie czekają. Przepychanki polityczne niczemu tu nie służą - mówi szef klubu PO.
- Po panu wojewodzie możemy spodziewać się wszystkiego, ale w ocenie naszej i prawników trudno będzie znaleźć jakiś wybieg, żeby tym razem to uchylić- podkreśla Dulkiewicz.
Pomorski Urząd Wojewódzki na razie jest oszczędny w komentarzach: - Nowa uchwała zawierająca właściwą opinię zostanie zbadana pod kątem zgodności z prawem, jeśli zostanie przyjęta przez Radę Miasta - mówi tylko Małgorzata Sworobowicz, rzeczniczka wojewody.
Politycznej wojny ws. in vitro uniknąć się jednak nie da. Radni PiS już zapowiadają, że nie poprą uchwały.
- Nie udawajmy, że chodzi tutaj o dobro gdańszczan. To po prostu kolejna okazja do zadymy politycznej, przesłaniania innych problemów w mieście. Szkoda, że kosztem gdańszczan, a zwłaszcza tych, którzy mają problem z zostaniem rodzicami , którym wmawia się, że in vitro to jedyna metoda, by to się zmieniło - komentuje Łukasz Hamadyk, radny PiS.
Podczas lutowego głosowania nad pierwszą uchwałą ws. in vitro klub PO nie był jednomyślny.
Uchwała przeszła stosunkiem głosów 16:13. Przeciwko programowi zagłosowało wówczas dwóch radnych PO, dwóch wyjęło karty do głosowania, a jeden się wstrzymał.
- Mam obawy, że ci z PO, którzy wtedy zagłosowali zgodnie z sumieniem, tym razem będą mocno naciskani, zwłaszcza przez lewacką cześć klubu. Ten program to wchodzenie w kompetencje władz państwowych i kolejne prowokowanie konfliktów społecznych - mówi Hamadyk. - Nie jestem w żadnym wypadku przeciwny rodzicom, którzy szukają ratunku w in vitro, ale uważam, że nie powinno odbywać się to z pieniędzy podatnika.