Prokurator pomaga matce trójki dzieci odzyskać dom
27-latka twierdzi, że padła ofiarą gdańskiej mafii mieszkaniowej. Podobnych sytuacji mogą być setki. Śledczy i Małgorzata Sieńko domagają się w sądzie unieważnienia umowy fatalnej pożyczki.
Z powództwem o unieważnienie umowy notarialnej dotyczącej pożyczki „z przewłaszczeniem mieszkania” w imieniu pani Małgorzaty Sieńko wystąpiła prokuratura. Samotna matka trójki dzieci przekonuje, że padła ofiarą dobrze zorganizowanej mafii mieszkaniowej. Śledczy jej przypadek badają w postępowaniu dotyczącym dziesiątek lub nawet setek pożyczek oznaczających w praktyce utratę nieruchomości za ułamek wartości.
- 7 tysięcy złotych poszło na spłatę długu w spółdzielni, a do ręki otrzymałam 28 tys. zł, ale warunkiem był podpis na umowie notarialnej w gdańskiej kancelarii, gdzie jako kwota pożyczki wpisane było 62 tys. zł - wylicza Małgorzata Sieńko z Augustowa. Twierdzi, że dokumenty podpisywane były w pośpiechu i stresie - po to, by nie zorientowała się w rozbieżnościach i nie zauważyła, że zabezpieczeniem zwrotu długu jest 36,6-metrowe mieszkanie przechodzące na własność pożyczkodawców. - Później nowi właściciele „dokwaterowali” do mnie i trójki dzieci, dziś w wieku 2-7 lat, dwóch bezdomnych. Żeby się od nich uwolnić, zgodziłam się zapłacić ponad 24 tysiące złotych. Bałam się i nie myślałam racjonalnie, chciałam po prostu jak najszybciej się ich pozbyć - dodaje.
Nowi właściciele „dokwaterowali” do mnie i trójki dzieci, dziś w wieku 2-7 lat, dwóch bezdomnych. Żeby się od nich uwolnić, zgodziłam się zapłacić ponad 24 tysiące złotych. Bałam się i nie myślałam racjonalnie.
Teraz sprawa wątpliwej umowy trafiła do gdańskiego sądu, który na wniosek augustowskich śledczych, reprezentowanych przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Wrzeszcz, rozpatrzyć ma powództwo o unieważnienie dokumentu.
Przed wydaniem wyroku sędzia chce zapoznać się z materiałami wielokrotnie opisywanego na naszych łamach tzw. dużego śledztwa w sprawie mafii mieszkaniowej, prowadzonego przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku. To postępowanie dotyczy już ok. 70 lokali, a śledczy analizują kolejne 600 wątpliwych aktów notarialnych dotyczących pożyczek pod zastaw.
- Chodzi o nieruchomości położone m.in. w Wejherowie, Rewie, Rumi, Pelpinie, ale również Giżycku, Świeciu, Gliwicach, Rudzie Śląskiej, Zabrzu, Kielcach, Białymstoku, Bydgoszczy, Warszawie iczy Piotrkowie Trybunalskim - wymieniała w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” prok. Tatiana Paszkiewicz, rzeczniczka prasowa gdańskiej okręgówki.
Wszystkie te przypadki łączą powtarzające się trójmiejskie kancelarie notarialne i nazwiska 5 osób, m.in. Łukasza Z. To jego Małgorzata Sieńko wskazuje jako osobę w praktyce stojącą za pożyczką, przez którą straciła mieszkanie.
Reprezentująca przed sądem pożyczkodawców, którzy przejęli własność mieszkanie Małgorzaty Sieńko: Zdzisława P. i Szymona M. (ze względu na groźbę pozwu nie zdecydowaliśmy się na publikację pełnych nazwisk) adwokat odmówiła nam komentarza, tłumacząc, że w sprawie występuje w zastępstwie innego mecenasa. Kancelaria tej drugiej prawniczki nie odpowiedziała na przesłaną w czwartek prośbę o stanowisko, ani na piątkowe telefony.
Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że podobnie jak w przypadku 27-latki z Augustowa, do sądu trafiło powództwo o unieważnienie umowy pożyczki, której stroną było małżeństwo T. z Rewy. Para emerytów (których przypadek również jest elementem „dużego śledztwa”) twierdzi, że przez pożyczkę 17,5 tysięcy złotych straciła dom i działkę warte... 600 tys. zł. W tym przypadku stroną umowy (gdzie zamiast 17,5 tys. zł wpisano 300 tys. zł) miał być bezpośrednio Łukasz Z.. Wkrótce po wyprowadzce państwa T. z domu - 1 stycznia 2016 roku - budynek zniszczył pożar i eksplozja.
- Biegły z dziedziny pożarnictwa uznał, że przyczyną pożaru było podpalenie, a dom zajął się ze względu na fakt, że ktoś rozlał na wszystkich kondygnacjach budynku łatwopalną substancję, prawdopodobnie benzynę. W dolnych partiach budynku powstała mieszanina wybuchowa benzyny z powietrzem i gdy dotarła na piętro, nastąpił wybuch przestrzenny - relacjonował w rozmowie z „DB” prok. Sławomir Dzięcielski, szef Prokuratury Rejonowej w Pucku.
Choć na miejscu zabezpieczono kanistry, po pół roku śledztwo zostało umorzone ze względu na niewykrycie sprawcy.
Do sprawy wrócimy.