I chce umorzenia sprawy mężczyzny, który zabił przypadkowego przechodnia.
W środę szczeciński sąd zdecyduje, czy 31-letni Łukasz M. powinien trafić do zamkniętego zakładu psychiatrycznego, bo pozostając na wolności mógłby znów komuś zrobić krzywdę. Przed wydaniem decyzji sąd jeszcze raz wysłucha opinii trzech psychiatrów. Rodzina ofiary twierdzi, że do zbrodni by nie doszło, gdyby podejrzany, który od lat zmaga się z problemami psychicznymi, był lepiej kontrolowany.
W czerwcu 2016 r. na ul. Ku Słońcu w Szczecinie Łukasz M. zaatakował nożem przechodnia, Roberta W. Cios w okolice mostka okazał się śmiertelny.
- Brat był na spacerze z psem. Rozmawiał przez telefon z narzeczoną. Zdążył jeszcze krzyknąć „pomocy” do zatrzymującego się kierowcy i upadł. Mimo reanimacji zmarł - opowiada pan Ireneusz, brat.
Policjanci zatrzymali podejrzanego dwie godziny później w jego mieszkaniu. W śledztwie okazało się, że Łukasz M. od kilku lat cierpi na poważną chorobę psychiczną. Był kilkakrotnie hospitalizowany. Były też skargi na jego zachowanie, bo bywał agresywny .
- Najdłużej w szpitalu spędził 4,5 miesiąca. Jakiejś rodzinie groził wówczas nożem, oblaniem kwasem, przebijał opony, zepchnął kobietę z wózkiem ze schodów, groził wielokrotnie śmiercią. Przyszedł nawet do sklepu, gdzie jedna z tych kobiet pracowała z jakąś dziwną substancją, by, jak twierdził, oblać ją kwasem. Nie spełnił groźby, ktoś go spłoszył, uciekł - opowiada brat ofiary.
Ma pretensje do osób, które opiekowały się podejrzanym, że zlekceważyły zagrożenie z jego strony.
- Niedawno złożyłem skargę do okręgowej izby lekarskiej na lekarkę prowadzącą Łukasza M. Napisałem pismo do prokuratury generalnej z prośbą o interwencję. Mój brat mógłby żyć, gdyby wcześniej ktoś poważniej podszedł do problemów Łukasza M - uważa.
Znajomi brata zamierzają w środę pikietować przed sądem. Brat ofiary ma wątpliwości, czy Łukasz M. był niepoczytalny w chwili zabójstwa. Według niego podejrzany przed wejściem do domu policji zacierał ślady, co świadczy, o tym, że wiedział co robi.
Prokuratura tłumaczy, że nie mogła podjąć innej decyzji niż wniosek do sądu o umorzenie, bo decyzja biegłych była jednoznaczna.
- Wobec stwierdzenia, że podejrzany nie popełnił zarzucanych mu przestępstw z uwagi na zniesioną poczytalność w chwili czynu. Biegli psychiatrzy uznali też, że przebywając na wolności podejrzany mógłby zagrażać życiu i zdrowiu innych osób. W takich przypadkach prokurator występuje z wnioskiem do sądu o umorzenie postępowania i umieszczenie osoby w zakładzie psychiatrycznym - wyjaśnia prokurator Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.