Prokuratura przyjrzy się fabryce Intersilesia McBride w Strzelcach Opolskich
Transportowy Dozór Techniczny odkrył, że Intersilesia McBride rozładowywała cysterny z groźnymi substancjami nie mając na to pozwoleń.
Sprawa dotyczy jednego z największych zakładów pracy w powiecie strzeleckim, który zatrudnia około pół tysiąca pracowników. W fabryce w Strzelcach Opolskich Intersilesia McBride zajmuje się produkcją różnego rodzaju środków czystości: od mydeł w płynie i szamponów, przez środki do mycia szyb i proszki do szorowania, po żrące płyny do dezynfekcji toalet.
Pod tym względem jest prawdziwym potentatem - firma produkuje środki nie tylko pod własnym szyldem, ale także jako tzw. marki własne, które można kupić m.in. w marketach Biedronki, Kauflandu, Lidla i Tesco. Sprzedaje produkty zarówno w Polsce jak i za granicą, m.in. na Słowacji, Węgrzech, w Czechach, Niemczech i Rumunii.
By zapewnić ciągłość produkcji do zakładu regularnie dostarczane są różne substancje - często niebezpieczne. Spora część z nich dostarczana jest cysternami, których zbiorniki opróżniane są przy specjalnych stanowiskach. Warunkami w jakich się to odbywa zainteresował się niedawno Transportowy Dozór Techniczny - państwowy urząd, który nadzoruje bezpieczeństwo różnych sprzętów i instalacji.
To co odkryli inspektorzy TDT wprawiło ich w osłupienie. Okazało się, że firma użytkowała jedno ze stanowisk bez aktualnych badań. Drugie stanowisko do opróżniania cystern działało natomiast nielegalnie, bo w ogóle nie było zarejestrowane w TDT.
- W tej sytuacji sporządzono protokół z badania i wystawiono decyzję wstrzymującą eksploatację stanowiska do rozładunku cystern - mówi Antoni Mielniczuk, rzecznik prasowy Transportowego Dozoru Technicznego. - W wyniku podjętych czynności, zostanie złożone do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.
Przepisy o dozorze technicznym w kwestii rozładunku cystern są rygorystyczne. Nakazują szczegółową kontrolę nad takimi urządzeniami, bo nawet drobna awaria może spowodować zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi - nie tylko pracowników, ale także okolicznych mieszkańców.
W tym przypadku pikanterii sprawie dodaje fakt, że firma rozładowywała cysterny z różnymi substancjami w bliskim sąsiedztwie domów i kamienic. Sprawą zainteresowała się także Państwowa Inspekcja Pracy w Opolu.
Za nielegalne użytkowanie urządzeń do opróżniania cystern przepisy przewidują karę grzywny, której wysokość ustala sąd lub ograniczenia wolności. Zawiadomienie złożone przez TDT dotyczyło firmy. Prokuratura będzie natomiast musiała ustalić kto dokładnie w fabryce odpowiadał za stan urządzeń.
Wczoraj redakcja nto zwróciła się do kierownictwa Intersilesii z prośbą o wyjaśnienie. Dowiedzieliśmy się, że pani dyrektor była jednak zbyt zajęta. Odpowiedź na pytania ma przesłać w tym tygodniu.
O sprawie kategorycznie nie chciał natomiast rozmawiać były prezes Intersilesii McBride, który kierował firmą do 26 września br.
- Nie chciałbym zajmować stanowiska w tej sprawie, bo nie odpowiadam już z tę firmę - stwierdził.
Obecnie firma zalegalizowała już jedno ze stanowisk do opróżniania cystern. Niezależnie od tego sprawą nieprawidłowości zainteresowała się Państwowa Inspekcja Pracy w Opolu.
- Kontrola już trwa - informuje Monika Krawczyk, zastępca okręgowego inspektora pracy. - Obecnie sprawdzamy bezpieczeństwo pracowników nie tylko na stanowisku do opróżniania cystern, ale w całym zakładzie.
To nie pierwsze kłopoty Intersilesii McBride w Strzelcach Opolskich. W czerwcu 2008 r. w zakładzie zginął 19-letni Łukasz - pracownik sezonowy, który został zmiażdżony przez maszynę do odlewania butelek. Do wypadku doszło po tym, jak maszyna się zacięła. Chłopak otworzył drzwiczki i wszedł do środka by usunąć problem - myślał, że mechanizm stoi. Tymczasem urządzenie niespodziewanie ruszyło i nikt nie był w stanie pomóc 19-latkowi.
Jak ustaliła strzelecka prokuratura, do wypadku przyczynił się brak zabezpieczeń, które wcześniej wymontował zakładowy mechanik. W 2012 r. sąd skazał go na karę 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Wyroki usłyszeli także dwaj inni pracownicy - jeden był kierownikiem, a drugi odpowiadał za zacieranie śladów po wypadku.