- Niech ktoś nam pomoże! - błaga pani Danuta. Jest samotną matką. Opiekuje się chorym synkiem. Mieszkają na zagrzybionym strychu.
Danuta Szamlicka wraz z 8-miesięcznym synkiem Patrykiem żyją w fatalnych warunkach. W zagrzybionym pomieszczeniu przy ul. Jedności. Pokój i malutką kuchnię trudno nazwać mieszkaniem. To zaadoptowany strych, który już kilka razy był zalany. Przez nieszczelne okna wdziera się mroźne powietrze. Dyndają zawieszone na gwoździach firanki. Wcześniej wisiały tam karnisze, ale odpadły od mokrych ścian. Na środku stoi kołyska Patryka. Obok kaflowy piec.
- Najgorsze, że mamy tu tylko zimną wodę - opowiada pani Danuta i dosypuje węgla do pieca. - Synka kąpię w wanience, do której wodę podgrzewam w elektrycznym czajniku. Sama myję się w misce. Łazienki nie mamy. Toaleta na korytarzu, wspólna z sąsiadami. Najbardziej boję się jednak szczurów, które biegają po klatce schodowej.
W takich warunkach nie powinien mieszkać nikt. A już na pewno nie malutki Patryk, który urodził się w 25. tygodniu ciąży, z poważną chorobą płuc. Niedawno miał laserową operację oczu...
„Pani Danuta jest osobą po przebytej sepsie, zapaleniu i ropniaku płuc oraz niewydolności nerek - napisała w raporcie pielęgniarka Halina Głośnicka, która opiekuje się kobietą. - Stan zdrowia matki oraz dziecka jest zależny od warunków, w jakich mieszkają”.
- Patryk jest dzieckiem wcześniaczym i wymaga szczególnej opieki, a matka sprawuje nad nim wzorową opiekę - podkreśla Głośnicka. - Ale warunki, w jakich mieszkają, są uwłaczające. Bardzo proszę o pomoc w imieniu matki!
Pani Danuta nie może pracować, bo całą dobę opiekuje się chorym synkiem. Dostaje pieniądze od miasta, z PCK i rządowego programu 500 Plus. Razem to około 1700 zł na rękę. Od PCK dostała też 200 zł na węgiel na zimę. Po opłaceniu czynszu i rachunków za prąd resztę wydaje na leki dla dziecka i jedzenie.
Już w kwietniu kobieta złożyła podanie o zamianę jej mieszkania komunalnego na większe. Potrzebuje takiego z dwoma pokojami, kuchnią, łazienką i podstawowymi mediami: ciepła wodą i centralnym ogrzewaniem.
- Znam sprawę Danuty Szamlickiej - przyznaje Hanna Garbaj, kierowniczka biura gospodarki komunalnej i mieszkaniowej w urzędzie miasta. - Analizując jej sytuację, mogę powiedzieć, że ma szansę na zamianę mieszkania. Jednak nie mogę podać konkretnego terminu tej zamiany. Mamy osoby, które czekają w kolejce już od wielu lat. Nowe lokale albo budujemy sami, albo przejmujemy je, gdy najemca umrze lub opuści lokal. W urzędzie mamy dwie grupy osób oczekujących na mieszkania komunalne. Pierwsza to ludzie z listy uprawnionych, czyli tacy, którzy stracili swoje mieszkanie lub przebywają w noclegowniach. Oni mają pierwszeństwo, gdy decydujemy o przyznaniu nowego lokalu. Druga grupa to wszyscy pozostali, którzy starają się o przyznanie lub zamianę mieszkania.
Anita Kucharska-Dziedzic, prezeska Lubuskiego Stowarzyszenia na Rzecz Kobiet BABA: - Osobom w takiej tragicznej i niezawinionej przez nie sytuacji, jak w przypadku pani Danuty, należy się pomoc od miasta i od państwa. W wielu podobnych sytuacjach główną przyczyną trudności w znalezieniu odpowiedniego lokalu jest zbyt mała liczba mieszkań komunalnych w Zielonej Górze. Miasto powinno budować ich zdecydowanie więcej niż obecnie.
O problemie pani Danuty powiadomiliśmy wczoraj radnego Tomasza Nesterowicza. Obiecał, że zajmie się sprawą.