Proszę, pozwólcie mi wrócić do ojczyzny! Chcę w niej umrzeć

Czytaj dalej
Krystyna Trzupek

Proszę, pozwólcie mi wrócić do ojczyzny! Chcę w niej umrzeć

Krystyna Trzupek

Józef Kowalczyk opuścił Limanową w czasie wojny, gdy miał 16 lat. Po jej zakończeniu, jak wielu polskich żołnierzy walczących na Zachodzie, osiadł w Australii. W 2015 roku, po wypadku, w którym złamał miednicę, polski weteran został umieszczony w domu opieki społecznej i ubezwłasnowolniony. Walczy o powrót do kraju.

Kwiecień 2016 roku. Polski klub w Ashfield (Australia, obrzeża metropolii Sydney). Ciepłe, słoneczne, niedzielne popołudnie. W restauracji gwarno od radosnych śmiechów Polaków, którzy przyszli tu na obiad i polskie piwo. W rogu sali przy jednym stoliku siedzi samotnie staruszek, popijając kawę.

Mateusz Otrębiak, 30-latek z Orawy mieszkający w Australii od 6 lat, przysiada się do niego.

- Skąd pan jest? Gdzie pan mieszka? - zagaduje.

- Nazywam się Józef Kowalczyk, mam 93 lata, pochodzę z Limanowej, a mieszkam w domu starców w Marayong - odpowiada mężczyzna.

Za tydzień sytuacja powtarza się. Wśród kawiarnianego gwaru Mateusz odnajduje 93-latka. Znów się przysiada do niego.

- Ma pan jakąś rodzinę? Ktoś pana odwiedza? - pyta.

- Nikt, nie mam nikogo, jestem tu sam - odpowiada staruszek.

- To ja będę pana odwiedzał, żeby już pan nie był taki samotny - uśmiecha się ciepło Mateusz.

Zobaczyć Limanową

Chłopak zaprzyjaźnia się z 93-latkiem, od tamtej pory razem ze swoją koleżanką Melanie Payne, regularnie go odwiedza, zabiera do parku lub do swojego domu. Razem karmią kaczki, spacerują i grają w karty.

Staruszek opowiada mu swoją historię. Jest weteranem wojennym. Urodził się 10 marca w 1924 roku w Limanowej. Kiedy miał 16 lat, poszedł z bratem na wojnę. Brat zginął.

Pan Józef walczył na frontach Europy i Afryki. Po wojnie nie powrócił już do kraju. Trochę tułał się po świecie. W 1965 roku zamieszkał na stałe w Australii, która zawsze go interesowała i pociągała.

Zarabiał na życie, zbierając owoce i wykonując proste, sezonowe prace. Nie założył rodziny. Pracował aż do 86. roku życia, potem przeszedł na emeryturę.

Podczas jednej z kolejnych wizyt 93-latek zdradza Mateuszowi swoje wielkie marzenie.

- Chciałbym jeszcze, przed śmiercią, zobaczyć swoją ojczyznę - wyznaje Kowalczyk. - Zawsze myślałem, że kiedyś wrócę do domu. Chcę tam umrzeć i być tam pochowany. Chciałbym ostatni raz popatrzeć na moją rodzinną Limanową, na polskie góry i powiedzieć: jak się macie... - dodaje staruszek łamiącym się głosem.

Józef Kowalczyk jeszcze nie wie, jak trudne do spełnienia będzie to jego życzenie.

Zabrana wolność

Jest rok 2015. Józef Kowalczyk nieszczęśliwie przewrócił się. Z powodu tego upadku doznał między innymi złamania miednicy i poważnych urazów głowy. Lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie. No bo w tym wieku każdy uraz jest groźny...

- Nie przeżyje operacji - mówili, a jeśli nawet, to już nigdy nie będzie chodził. Józef nie poddawał się. - Muszę wyzdrowieć, bo jak pojadę do Polski? - pytał siebie, pytał personel szpitala. I udało się.

Rehabilitacja trwała rok. Lekarze przecierali oczy ze zdziwienia widząc, jaką ogromną determinację i wolę walki ma ten 93-latek.

Nieoczekiwanie losem Józefa zainteresowali się ludzie z opieki społecznej. Zrobili z nim wywiad. Kiedy dowiedzieli się, że mieszka samotnie, postanowili umieścić go w domu opieki, zapewnić lekarza. I znaleźć mu opiekuna prawnego.

Ktoś przyszedł, podsunął jakieś papiery. Józef podpisał i został umieszczony w specjalnym ośrodku.

Kiedy podpisywał tajemniczy papier, nie miał pojęcia, że tak naprawdę podpisuję na siebie wyrok, który na zawsze uwięzi go w Australii i uniemożliwi powrót do ojczyzny.

Od tamtej pory mężczyzna nie może dysponować własną emeryturą, nie wolno mu też swobodnie podróżować.

2016 rok. Mateusz jak co roku wybiera się na wakacje do Polski. 30-latek mieszka na Orawie (gmina Jabłonka)

- Mamo, chciałbym zabrać ze sobą pana Józefa, chciałbym, żeby z nami zamieszkał, zaopiekujesz się nim? - pyta mamę.

- Przyjeżdżajcie - odpowiada pani Bożena.

Ciepły dom na Orawie

Dom Mateusza jest na wsi, zaledwie 80 kilometrów od Limanowej. Rodzice posiadają niewielkie gospodarstwo rolne, w którym uprawiają ekologiczną żywność. Przed domem leży piękny ogród z drzewami owocowymi. Niedaleko są ośrodek zdrowia, szpital, kościół.

Mateusz jedzie do 93-latka przekazać mu dobrą wiadomość. - Jadę do Polski, zabiorę cię ze sobą, a jak ci się spodoba, to zostaniesz tam na stałe.

- Polska? Limanowa? Józef patrzy na Mateusza szklącymi oczami. Postanowione, lecą razem. Pozostaje drobiazg, musi otrzymać zgodę opiekuna prawnego.

Długa walka z wiatrakami

Sydney. W środku Józef Kowalczyk, po prawej Mateusz Otrębiak
Józef jako żołnierz

Niestety, takiej zgody nie dostaje. Opiekun twierdzi, że stan zdrowia Polaka absolutnie nie pozwala na tak długą podróż. Żadne prośby, błagania nie przynoszą rezultatu.

Konsekwencje ponosi Mateusz Otrębiak. Opiekun Józefa zabrania mu dalszych kontaktów ze staruszkiem.

Niedługo potem pojawia się jednak nadzieja. Na wniosek samego ośrodka opieki zmienia się opiekun pana Józefa. 93-latek otrzymuje nowego, z urzędu. Niestety, sytuacja nie ulega zmianie. Dalej nie ma zgody na wyjazd weterana do Polski.

Wtedy Mateusz wraz z Melanie rozpoczynają kampanię społeczną.

Wspólnie z zaprzyjaźnioną dziennikarką nagrywają filmik i wrzucają do Internetu (wideo można zobaczyć na stronie: www. facebook.com/ Jozefsfinalwish/). W ramach prowadzonej przez nich akcji zbierane są podpisy pod apelem o pomoc staremu Polakowi, zbierane są także pieniądze.

Chciałbym ostatni raz popatrzeć na rodzinną Limanową. Walczyłem za wolną Polskę, a teraz zabrania mi się w niej umrzeć

Petycja z podpisami 25 tysięcy osób z prośbą o zniesienie opiekuna ma trafić do lokalnych władz. W przypadku odmowy pieniądze umożliwią wynajęcie adwokata do walki w sądzie.

Mateusz robi, co może. W polskim konsulacie stara się wyrobić polski paszport 93-latkowi. I znowu wiatr w oczy. Okazuje się, że to niemożliwe, bo staruszek nie ma nadanego numeru PESEL.

- Proszę nam pomóc - zwraca się Mateusz do urzędniczki. - Przecież on walczył za naszą wolność, żebyśmy mówili po polsku. Gdyby nie on, to może mówiłaby pani dziś po rosyjsku lub po niemiecku - Mateusz nie daje za wygraną.

Trafia kulą w płot.

- Wie pan co, jest mi to zupełnie obojętne... - urzędniczka wzrusza obojętnie ramionami.

Jak w więziennej klatce

Dom opieki w Marayong. Dzień jak co dzień.

Pan Józef siedzi na krześle i tępo wpatruje się telewizor. Plan dnia sztywny. Posiłki: zawsze o 9, 12, 17. Czasem po południu staruszek wychodzi na mały spacer przed ośrodek. Z niecierpliwością wygląda przez okno, wypatruje Mateusza.

Chłopak pracuje, nie ma dużo czasu, ale kiedy tylko może, wsiada w samochód i jedzie te 50 kilometrów do swojego „dziadka”. Minimum jest raz, dwa razy w tygodniu. W każdy weekend obowiązkowo.

Dwa tygodnie temu Mateusz i Melanie złożyli dokumenty do urzędu (Public Guardian) z prośbą o zniesienie opiekuna prawnego i zgodę na podróż Józefa Kowalczyka do ojczyzny.

Dołączyli zaświadczenia od lekarza, że ich przyjaciel może podróżować, a także list od mamy Mateusza, w których kobieta zapewnia, że weźmie na siebie opiekę nad staruszkiem.- Jeśli się zgodzą, to kupujemy bilety i jedziemy, a jak nie, czeka nas walka w sądzie.

Adwokaci odradzają drogę sądową. Po pierwsze, to olbrzymi koszt, po drugie - przecież pan Józef może nie mieć tyle czasu…

- Jeśli się nie powiedzie, Józef umrze w domu opieki, samotnie i nigdy więcej nie zobaczy swojej ukochanej ojczyzny. Boimy się, że nie wygramy z przepisami, nie wygramy z ludźmi, nie wygramy z czasem - wtrąca Melanie.

Józef popada w depresję.Jego nadzieja i determinacja topnieją.

- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie mogę umrzeć u siebie, dlaczego nie mogę ucałować polskiej ziemi? Co ja zrobiłem, za co mnie tak karzą, dlaczego mnie tu uwięzili? - pyta 93-latek z rozgoryczeniem.

Mateusz wymarzył sobie, że gdy dolecą do Polski, to na lotnisku w Balicach będzie czekała na pana Józefa kapela góralska. Brat chłopaka obiecał, że wszystko zorganizuje.

Człowiek o gołębim sercu

Józef Kowalczyk. Pogodny, uśmiechnięty, prawdziwy dżentelmen, zawsze całuje kobiety w rękę. - Takich ludzi już nie ma - śmieją się koleżanki Mateusza.

Mężczyzna często opowiada historie ze swego życia. Na przykład taką:

Pewnego razu na wojnie znalazł rannego niemieckiego żołnierza z głęboką ranę w nodze. Polak opatrzył go. Zabrał do samochodu. Zawiózł do obozu. - Kapitanie, mam żołnierza niemieckiego. - To pan nie wie, co się z jeńcami wojennym robi? Od czego ma pan karabin? - pyta zwierzchnik

- Mój Boże, nie mogłem zabić - szepce staruszek, wspominając tamte chwile.

W pokoju leży teczka, w niej zdjęcia z okresu wojny. Czasem, jak przez mgłę wracają też wspomnienia z limanowskiej ziemi, gdzie jako dziecko pasał krowy i barany na zielonych łąkach, z których z daleka widać było wieżę limanowskiego kościółka, gdzie na bicie dzwonów na Anioł Pański klękało się w trawie, odmawiając modlitwę.

- Walczyłem za wolną Polskę, a teraz zabrania mi się w niej umrzeć - mówi łamiącym się głosem. I po chwili zaczyna recytować: „Jestem jak ten pielgrzym, co się w drodze trudzi... Co nie wie, gdzie się w mogiłę położy - cytuje Słowackiego. - Smutno mi Boże...” - staruszek drżącą ręką ociera łzy płynące po policzku.

Ministerstwo nie poda ręki

Sprawą weterana zainteresowaliśmy polskie MSZ. Oto fragment pisma, jakie dostaliśmy:

„W przypadku, gdy Public Guardian wyda zgodę na podróż, formalnie nic nie będzie stało na przeszkodzie wyjazdowi p. Józefa Kowalczyka do Polski. Jednocześnie pragniemy zauważyć, że pan Kowalczyk wyjechał z Polski 77 lat temu i od tamtego czasu nigdy Polski nie odwiedzał. Nie posiada w Polsce również żadnej rodziny ani znajomych. Zaznaczamy również, że p. Józef Kowalczyk jako obywatel Australii w Polsce nie miałby dostępu do podstawowej darmowej opieki zdrowotnej”.

Polska urzędowa nie pomoże. Ale to jeszcze nie koniec tej historii.

Krystyna Trzupek

Krystyna Trzupek – Absolwentka informacji naukowej i bibliotekoznawstwa, diagnozy i terapii pedagogicznej i historii. Dziennikarka i felietonistka ,,Gazety Krakowskiej". Moją pasją jest fotografia i umiejętność ,,czytania między wierszami". Prywatnie jesieniara, uzależniona od aromatu świeżej kawy. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.