Protestujący odwołali kolejne manifestacje. Teraz czas na wielką akcję
To była druga blokada mostu. Kolejnych nie będzie. Na razie. Bo zmieniono plany. Teraz ma być mocne uderzenie.
Koło mostu, na przejściu dla pieszych na ulicy Ariańskiej, zebrało się około 200 osób. Poniedziałkową akcję ponownie prowadził komitet protestacyjnego „Utraconej nadziei?” we współpracy z Komitetem Obrony Budowy Obwodnicy. Tym razem zbierane też były podpisy pod petycją, która zostanie wysłana do prezydenta, premier oraz Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. - Chcemy, aby w końcu nam ktoś konkretnie odpowiedział, czy będzie obwodnica, czy nie mamy na co liczyć - mówił Zdzisław Paduszyński, prowadzący manifestację.
Znów wśród pikietujących był burmistrz Marek Cebula, który powtarzał, jak ważna jest budowa obwodnicy dla miasta. - Most jest w coraz gorszym stanie. Można się przyjrzeć, jak sypie się podbudowa, jakie są pęknięcia w asfalcie. Jeśli nie odciążymy tej przeprawy, to wkrótce nie będziemy mieli żadnej - podkreślał.
Wtórowali mu mieszkańcy, wśród nich inżynier Jerzy Cedecki. - Jeśli obwodnica nie zostanie wybudowana, to będziemy mogli się pożegnać z powiatem. Jesteśmy obecnie najsłabszym powiatem w województwie. Dla naszego rozwoju przeszkodą jest tylko jedna przeprawa przez Odrę. Bez obwodnicy w ciągu ośmiu lat powiat zostanie zlikwidowany i wszystkie instytucje będą przeniesione - prorokował.
Pytanie, czy te apele zostaną wysłuchane. Krośnianie liczą, że poprzez protest dotrą do wysoko postawionych urzędników, którzy zauważą, jak poważny jest problem w Krośnie Odrz.
Sceptycznie na to jednak patrzy burmistrz Marek Cebula: - Manifestacje zostały zorganizowane zbyt szybko. Członkowie komitetu działali pod wpływem dużych emocji. Na szybko udało im się zrobić niezły wyczyn, ale tylko lokalnie. Wątpię, aby ktoś nas usłyszał poza województwem lubuskim, a nasze apele mają przecież dotrzeć do Warszawy. Bo tam zapadają decyzje. Wydaje mi się, że stolica jednak nic o tym proteście nie wiedziała.
Argumenty burmistrza dotarły do protestujących. Odwołali dwie kolejne blokady. Teraz przygotują coś większego.
Potrzeba większego rozgłosu
Zmiana planu była konieczna, ponieważ oddźwięk protestów nie był wystarczająco donośny. Ostrzegał przed tym wcześniej burmistrz Marek Cebula. - Zrobiłem spotkanie obu komitetów. Jednak komitet „Utraconej nadziei?” nie słuchał żadnych argumentów i przekazał informację, że w lutym będzie cztery razy organizował protesty. Mówiłem, że jeśli Warszawa nas po tym nie usłyszy, to wysiłek pójdzie na marne. Podkreślałem również, że potrzebne nam są znane twarze polityczne.
Burmistrz dodaje również, że namawiał komitet, aby zrobił pierwszą blokadę, a następną przygotował w marcu. - Byłoby to uderzenie na całą Polskę. Zorganizowalibyśmy wielką akcję. Przecież potrafimy się zebrać, jak pokazaliśmy chociażby przy okazji konsultacji społecznych w sprawie zmiany nazwy powiatu. Przed mostem musi się zebrać 700 osób i zablokować całą ulicę, a nie 200. Muszą się wypowiadać znane twarze. Próbowałem na szybko zaprosić europosła Dariusza Rosatiego. Będę z nim o tym rozmawiał, postaram się namówić, żeby wystąpił w Krośnie, ale nie będzie to możliwe już teraz, zaraz - podkreśla Cebula.
Te argumenty nie przemówiły do organizatorów manifestacji
Najpierw odbyła się jedna blokada, teraz druga, na której zbierano podpisy pod petycją. Podczas protestu kilku mieszkańców obserwowało blokujących, ale się nie dołączyło. - Co to tak naprawdę da?Były już kiedyś podobne akcje i tak wszyscy mieli nas w nosie - mówiła jedna z mieszkanek.
Zbyt grzeczni
Prowadzący akcję Zdzisław Paduszyński również zauważył, że protest powinien wyglądać inaczej. - Chciałbym zwrócić się do ogólnopolskich mediów. Prowadzimy tutaj kulturalny protest. Pozwalamy ludziom w miarę normalnie funkcjonować. Walczymy w słusznej sprawie, jednak najwyraźniej nie jesteśmy wystarczająco stanowczy. Nie będziemy teraz palić opon, żeby zrobić wielkie widowisko. Proszę tylko, aby poświęcić temu poważnemu problemowi chwilę uwagi - wypowiadał się podczas drugiej blokady.
Trzeba przyznać, że protestujący faktycznie byli „grzeczni”. Cała akcja była koordynowana przez policję. Kiedy pojawiał się sygnał, most był zamknięty z obu stron. Wtedy na pasy wychodzili mieszkańcy z flagami i transparentami i pikietowali przez 10 minut. Po tym czasie schodzili na pobocze i czekali 10 minut na kolejny sygnał.
- Nie chcieliśmy powodować całkowitego paraliżu drogowego. Gdybyśmy w ogóle nie schodzili z przejścia, to korek z jednej strony sięgałby do Dąbia, a z drugiej do Radomicka - stwierdza Paduszyński.
Komitety połączyły siły
Krzysztof Pobiedziński, były wojskowy, który również był jednym z organizatorów przyznał, że trzeba zmienić formułę protestu. - Podjęliśmy decyzję, że zawieszamy następne akcje, które wcześniej zaplanowaliśmy. Także pozostałe dwie blokady w lutym się nie odbędą. Dwa dni po drugiej blokadzie dwa komitety połączyły się. Zmieniony został zarząd i trwają przygotowania do jednej, wielkiej akcji protestacyjnej. Termin jeszcze nie został ustalony, ale najpewniej będzie ona miała miejsce w marcu.
Burmistrz Marek Cebula uważa, że to dobra decyzja
- Trzeba przygotować coś dużego - mówi. - Owszem, pojawiły się już głosy parlamentarzystów z naszego regionu, którzy podkreślają, że zajmują się tą sprawą. Poseł Marek Ast już wspominał, że w czerwcu będzie pewne, czy dalej jesteśmy na liście krajowych inwestycji, ale to dla nas za mało. Po pierwsze, już byliśmy na tej liście. Po drugie, musimy sami dotrzeć do ministrów, do pani premier i jedyny sposób, w jaki to zrobimy, to poprzez dużą akcję, z ogromnym wsparciem naszych mieszkańców - podkreśla Cebula.