Prywatne leczenie i szczęśliwy pacjent. List Czytelnika
Jeszcze nie chodzę po lekarzach, bo na szczęście nie muszę. Ale właściwie od zawsze jestem niepokojony listownymi zaproszeniami na badania. Jestem z powiatu słubickiego, więc zaproszenia dostaję i od szpitala i od innych, nieznanych mi bliżej firm.
Służba zdrowia ma takie problemy, ludzie czekają w wielomiesięcznych kolejkach - to po co szukać kolejnych chorych dusz, skoro jest ich już dużo? Tyle głosów słychać o niedofinansowaniu służby zdrowia, kolejkach itp. Skoro od lat nie ma na to „lekarstwa”, ja poszukałbym gdzie indziej. Myślę o odwróceniu sposobu płacenia za usługi medyczne. Wymyśliłem to tak: wszystkie gabinety są prywatne. Pacjent płaci lekarzowi za wizytę, a potem z tym paragonem zwraca się do Narodowego Funduszu Zdrowia i ubiega o zwrot wydanych na leczenie pieniędzy.
Uważam, że gdyby wprowadzono ten system, zmieniliby się lekarze. Każdy byłby miły, dyspozycyjny, kompetentny itp. Bo walczyłby o klienta-pacjenta. W szpitalach byłoby tak samo - można by było robić badania „na miejscu” i wychodzić do domu, a nie leżeć przez trzy dni i zajmować łóżko. Teraz według mojej szczątkowej wiedzy, byłby to lepsze rozwiązanie. Nikt by na nikogo nie furczał, nie trzeba by było czekać miesiąc na zdjęcie gipsu, jak to kiedyś opisywała „GL” albo pół roku na pilną wizytę u lekarza. Dla mnie pilne to jest dziś, najpóźniej jutro. Bo za pół roku to już można tylko z wiązanką kwiatów pójść na pogrzeb, a nie do specjalisty. Dział służby zdrowia zmienia się dynamicznie, dlatego potrzebne są na te sprawy holistyczne, wnikliwe i bardzo konkretne spojrzenia.
Eugeniusz z Białkowa