Przed neofitami chroń nas, Panie
Ręce opadają, jak propaganda robi Polakom budyń z mózgów, sprowadzając globalny problem migracji do rzekomo prostej decyzji: przyjmować czy nie przyjmować uchodźców.
- Jestem tu radykalna: zero uchodźców - rzuciła w TVP Magdalena Ogórek, wczoraj kandydatka postkomuny na prezydenta Polski i komentatorka TVN, dziś gorliwa tępicielka postkomuny, III RP i mediów niezależnych od władzy (z TVN-em na czele). Zero uchodźców - powtarza cały obóz żyjący z dobrej zmiany. Jakby to zależało to od jednej unijnej pieczątki. Od jednego szczytu, na którym międzynarodowe lewactwo wreszcie posłucha naszej bohaterskiej pani premier i zagłosuje: nie dla uchodźców w Europie. 28:0. Brawo!
Tylko co dalej? Załóżmy, że szefem Komisji Europejskiej nie jest „pijak Juncker”, ale jakiś do bólu trzeźwy PiS-owiec, a może i sama pani Ogórek. I co? U wybrzeży Lampedusy czy Lesbos postawimy strażników z psami, a może i harpunami, którzy będą bohatersko strącać do morza tych nieszczęśników, których dziś Europa ratuje przed zatonięciem?
Cóż, z pewnością znaleźliby się zwolennicy i takiego rozwiązania. Łudzę się jednak, że większość powiedziałaby: wyciągamy ich z wody, karmimy, kąpiemy i odsyłamy najbliższym samolotem do domów. To pewnie zadziałałoby odstraszająco na kolejnych desperatów.
Ale na krótką metę. Bo świat kipi. Jeśli ktoś widzi więcej, niż pokazują w „Wiadomościach”, wie, że nasz glob wchodzi w turbulencje, przy których konflikt w Syrii, choć straszny, jest ledwie jednym z wielu powodów wędrówki ludów. Głównym są potężne nierówności i aspiracje wzbudzone gwałtownym rozwojem komunikacji masowej. Dziś nawet w zacofanych afrykańskich wioskach oglądają telewizję i używają komórek. Wiedzą, że w „szerokim świecie” można żyć lepiej. Bez wojny. Bez suszy. Bez głodu. Dlatego zrzucają się na przemytników i migrują.
Kampanię przeciwko obcym łatwo się nakręca, znacznie gorzej tonuje
Cóż, świata z roku na rok nie naprawimy. Ograniczenie globalnych nierówności to robota na dekady, jeśli nie utopia. Jednak możemy próbować ograniczać wędrówkę ludów i wpływać na to, jak Europa asymiluje przybyszów. Polska, jako prawie 40-milionowy kraj z dużą liczbą własnych migrantów na Zachodzie, mogłaby lobbować za rewizją unijnej polityki wobec już mieszkających tu milionów muzułmanów. Za twardym egzekwowaniem przestrzegania przez nich prawa. Za aktywizacją zawodową. Mogłaby, gdyby nie ustawiała się na marginesie Unii.
Prawda jest banalna, choć dla propagandy niewygodna: Europa nie poradzi sobie bez migrantów. Stanie się bez nich domem starców.
Programy typu 500 plus, ważne i potrzebne, są w stanie spowalniać, ale nie odwracać, kulturowe zmiany. Bo czy pani redaktor Ogórek i jej koleżanki (nowe z TVP i stare z TVN) mają może zamiar w ramach dobrej zmiany rodzić po 3-4 dzieci? Nie sądzę.
Oznacza to konieczność otwarcia się na migrantów. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli sobie w nich przebierać, jak w jabłkach na targu. Dzień dobry, poproszę pół miliona katolików. Nie ma? No to mogą być prawosławni. Byle młodzi, zdrowi, robotni... Okazuje się jednak, że i Ukraińcy są w Polsce coraz gorzej widziani. Cóż, kampanię przeciwko obcym łatwo się nakręca, znacznie gorzej tonuje.
Dr Magdalena Ogórek wie, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż hasło „zero uchodźców”. Mimo to w programie TVP powtarzała tezy, które były zbyt radykalne nawet dla współprowadzącego Łukasza Warzechy. Być może dlatego, że on niczego udowadniać nie musi. Kiedy pani doktor robiła za paprotkę byłego sekretarza KC PZPR, Warzecha był niezależnym dziennikarzem o prawicowych poglądach. Dziś stać go na niuansowanie tam, gdzie neofitka musi rąbać siekierą. Co miałbym w głębokim poważaniu, gdyby nie fakt, że społeczne koszty podobnych rąbanek będą trudne do odkręcenia.