Rozmowa z Robertem Bartczakiem, którego firma wpadła w tarapaty finansowe z powodu trzech niekończących się kontroli Urzędu Skarbowego.
Tygodnie mijają, a pan wciąż koczuje pod skarbówką...
Tak, tak... To już czwarty tydzień, niestety.
Wobec tego rozumiem, że nic się nie zmieniło w Pana sprawie?
Sytuacja jest bez większych zmian, dialogu w dalszym ciągu nie ma. Ale mój mecenas najprawdopodobniej wystąpił już do urzędu miasta o pozwolenie na manifestację. Więc na pewno będzie ostro. Oprócz tego, że jestem w OPZL, jestem już członkiem organizacji Niepokonani 2012 (stowarzyszenie zrzeszające przedsiębiorców pokrzywdzonych przez urzędników państwowych, m.in. urzędy skarbowe - przyp. red.) i te wszystkie ugrupowania już działają w tym temacie. Coś się dzieje. Tylko jeśli chodzi o pracę urzędu to jest cisza i spokój.
Czy od czasu tej pierwszej rozmowy z szefostwem skarbówki ktoś jeszcze z Panem rozmawiał?
Nie, nic takiego nie miało miejsca. W tamtym tygodniu była u mnie kolejna telewizja, widziałem tylko wypowiedź pana naczelnika przed ich kamerą, że „dołożą wszelkich starań”. Tylko, że ja na razie tego nie czuję. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że wszyscy pracownicy mają zakaz rozmowy ze mną.
Widziałem, że dostaje Pan spore wsparcie od przedsiębiorców z regionu.
Tak, duże wsparcie.
Pomaga to w jakiś sposób?
W sposób... duchowy, jak najbardziej. Ale to wszystko jednak za mało. Ludzie boją się postać obok, zaprotestować razem ze mną. Ale powiem szczerze, że po prostu nie dziwię się im.
Ale słów krytyki chyba Pan nie słyszał?
Nie, ani jednego! Wręcz przeciwnie, gratulują odwagi, podziwiają samozaparcie. Ani jednego złego słowa nie słyszałem. Powiem więcej, ludzie przychodzą do mnie i zwierzają się z tego, jakie mają problemy.
Gdy zaczynał Pan protest, to przeszło Panu przez głowę, że to może tyle trwać?
Liczyłem się z tym. Nie sądziłem, że zacznę protest, poproszą mnie na górę, podpiszemy dokumenty i będzie O.K. Liczyłem się z tym, że to potrwa, ale nie tak długo...
Czuje Pan, że to wszystko może potrwać jeszcze kilka tygodni czy nawet miesięcy?
Jeśli teraz zrezygnuję, to będę na przegranej pozycji. Teraz nie mam już nic do stracenia. Po prostu muszę zrobić wszystko, by firmę i załogę utrzymać.
Póki co żadnych zwolnień w planach nie ma?
Nie, nie, nie! Wiadomo, że będą tam jakieś przesunięcia w płatnościach... Na razie w firmie pomagają mi jak mogą, mam z ich strony wsparcie.