Przejażdżka elektrycznym rowerem? Polecam! Ten pojazd żyje własnym życiem [WIDEO]
Mikołowska rozkopana, na placu Wolności też trwają jakieś roboty, na Rudzkiej ciągle jeszcze malują pasy. W godzinach szczytu przejazd przez Rybnik, znów niestety przypomina koszmar. Za darmo zaparkować auta też nie ma już bardzo gdzie. Postanowiłam więc sprawdzić, czy warto czasem zrezygnować z czterech kółek i przesiąść się na dwa.
Na testowanie miejscowych ścieżek rowerowych wybrałam się na rowerze. A ponieważ jestem miłośniczką motoryzacji i najlepiej czuję się za kierownicą swojego ukochanego czerwonego volkswagena garbusa, no i nie chciałam się zbytnio zmęczyć pedałując, na przejażdżkę po naszym urokliwym mieście wybrałam się na rowerze elektrycznym.
Skąd go wzięłam? To proste. Po raz pierwszy zdecydowałam się skorzystać z działającej w Starostwie Powiatowym w Rybniku wypożyczalni rowerów. Miałam szczęście, bo w niewielkim garażu został tylko jeden rower elektryczny. Reszta od rana była już wypożyczona.
- Ma pani szczęście. Pozostałe rowery elektryczne zostały wypożyczone z samego rana i to na cały dzień - mówi nam szefowa referatu środowiska w starostwie powiatowym w Rybniku. To właśnie tam po wypisaniu krótkiego pisemka dostałam zgodę na wypożyczenie jednośladu. Zasady działania elektrycznego roweru? Banał. Wystarczy włączyć wszystkie czerwone przełączniki zainstalowane na kierownicy roweru i jego bagażniku i można już śmiało ruszać w trasę.
Na pierwszych metrach ambitnie stwierdziłam, że posiłkować siłą akumulatora zainstalowanego na bagażniku się nie będę. - Zostawię energię w nim zmagazynowaną na jakąś większą górkę - myślę sobie. Wsiadam i dziarsko zaczynam kręcić pedałami. Spod starostwa wyjeżdżam w stronę kompleksu Juliusz. Ścieżka rowerowa prowadzi w dół. Słońce grzeje. Dojeżdżam do targowiska i dalej kieruję się w stronę dzielnicy Smolna. Ścieżka wytyczona między domami. Kiedy więc pedałowanie zmusza mnie do coraz większego wysiłku, trasa wiedzie wyraźnie pod górkę, decyduję się na odpalenie wspomnianych trzech czerwonym przycisków. I co? To cudowne urządzenie zaczyna nagle żyć własnym życiem. - Uwaga, dziennikarka jedzie! - mam ochotę krzyczeć do przechodzących obok ludzi.
Rower elektryczny, mam wrażenie, został bowiem chyba wyposażony we własny rozum. Za każdym razem, kiedy pedałowanie sprawiało mi odrobinę kłopotu, elektryczny silnik sam dawał mu kopa. I w efekcie jednoślad płynnie gnał do przodu. Jazda pod górkę na pełnym gazie? Też jest możliwa! Wystarczy delikatnie wspomagać rower siłą własnych nóg i dokręcać manetkę gazu umieszczoną na kierownicy, a wtedy nawet zmachana i zziajana pani listonosz, którą mijamy, popatrzy na nas z zazdrością. Taką jazdę po Rybniku. polecam każdemu.