Rodzice skarżą się na szkolną agresję. Według kurator, po nagłośnieniu sprawy pobicia uczennicy na Chełmie, rozlała się fala innych skarg. Niepokojące sygnały o szkolnej przemocy i mobbingu trafiły także do naszej redakcji.
„Postanowiłam do Państwa napisać, bo to, co wydarzyło się kilka dni temu w przedszkolu, nie mieści mi się w głowie. Uważam, że obecna sytuacja powinna zostać nagłośniona, a robię to przede wszystkim z troski i obawy o własne i inne dzieci” - tak zaczyna się list do naszej redakcji od Czytelniczki Asi. Sygnałów o nieprawidłowościach w pomorskich placówkach edukacyjnych w ostatnim czasie przyszło więcej. A wszystkie trudne do zweryfikowania.
Skargi wpłynęły także do Kuratorium Oświaty w Gdańsku.
- Fala wniosków napłynęła tuż po pobiciu uczennicy z gimnazjum na gdańskim Chełmie. Moim zdaniem, rodzice uświadomili sobie, że można do nas zgłaszać przypadki jakiejkolwiek agresji - uważa Monika Kończyk, kurator oświaty.
Do brutalnych scen na Chełmie doszło półtora miesiąca temu. Uczennice biły i poniżały koleżankę. Wszystko nagrali rówieśnicy, którzy zamiast pomóc dopingowali agresorki. Pochwalili się tym w internecie. Sprawą zajęły się władze Gdańska, kuratorium, prokuratura. Kilku uczestników tego zdarzenia już siedzi w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. W ostatni piątek sąd wydał decyzję, że kolejne agresorki na czas trwania postępowania trafią do ośrodka.
Ciemna toaleta za karę
Ciąg dalszy listu od pani Asi:
„Od dawna słyszałam, że jedna z pań przedszkolanek absolutnie nie powinna pracować z dziećmi. W swojej grupie wprowadza terror, dzieci się jej boją, a swoim agresywnym zachowaniem zniechęca do siebie. Jeden z jej podopiecznych został przez nią zamknięty w ciemnej toalecie. Była to kara za wybryk 4-letniego dziecka. Wiem, że świadkami tego zdarzenia były inne panie pracujące w placówce. Nasuwa się pytanie, czemu żadna nie zareagowała. Odpowiedź jest bardzo prosta. Boją się dyrektor. W dzielnicy aż huczy, że stosuje mobbing wobec pracowników”.
W kolejnych rozmowach z panią Asią dowiadujemy się, że „chodzą słuchy”, iż kara zamykania w ciemnej toalecie nie jest tam niczym nowym. Kobieta opowiada też, że dyrektor w obecności dzieci miała krzyczeć do opiekunek: „ja was k... wszystkie pozabijam”, bo te źle przygotowały kanapki.
Dostajemy namiary na dwie byłe pracowniczki tej niepublicznej placówki (to przedszkole i szkoła). Jedna do dziś milczy. Druga nas zbyła słowami: „Już tam nie pracuję. Ten rozdział zamknęłam i nie chcę do niego wracać. Z jakiegoś powodu odeszłam, ale nie będę o tym mówić. Lepiej to zostawić”.
Przez portal społecznościowy docieramy do mamy dziecka, które uczęszczało do tej szkoły. Kobieta twierdzi, że zabrała stamtąd pociechę, bo „szkoła to piękne studium mobbingu i biernego poddawania się rodziców i nauczycieli pomysłom dyrektora”.
Dyrektor opisanej placówki w rozmowie telefonicznej o sytuacji związanej z 4-latkiem zamkniętym w toalecie mówi:
- Rozmawiałam z wychowawcą. Opowiedziała o dziecku, które bardzo często gasi światło innym dzieciom, gdy są akurat w toalecie. Te się boją, płaczą. Ich rodzice na to narzekali. Wychowawca wraz z opiekunką wzięły więc to dziecko do łazienki. A tam mu wytłumaczyły: „zobacz, kochanie, jak tu jest ciemno. Nie możesz tak robić swoim kolegom, bo się tego boją”. Było to coś w rodzaju lekcji wychowawczej. Zresztą wychowawca rozmawiał też z rodzicami tego dziecka. Matka za to podziękowała i przyznała, że sama z takimi żartami dziecka sobie nie radzi.
Dyrektor placówki o rzekomym mobbingu mówi: - Niektórych ludzi łatwo czymś dotknąć. Bywa, że są nadmiernie asertywni czy nawet mają bezczelną chęć szkodzenia. Może stąd te skargi. Bo do mnie nikt ze skargą nie przyszedł, choć jestem dostępna. Mam też zastępcę, który jest cały dzień w placówce i na wszystkie mniejsze czy większe smuteczki reaguje. Z całego serca mówię prawdę.
21 skarg
Pomorska kurator oświaty Monika Kończyk:
- Od czasu zdarzenia na gdańskim Chełmie do Kuratorium Oświaty w Gdańsku wpłynęło 21 zgłoszeń od rodziców uczniów i dyrektorów szkół dotyczących przemocy fizycznej lub psychicznej wśród rówieśników. Nie oznacza to, że w szkołach stało się bardziej niebezpiecznie. Myślę, że rodzice zobaczyli po prostu, że warto zgłaszać sytuacje, które ich niepokoją. Powinni oczywiście informować także dyrektora, organ prowadzący.
Rodzice muszą pamiętać, że szkoła - bez względu na chęci - nie rozwiąże wszystkich problemów
Maję zabrała karetka
Pani Jolanta, mama trojga dzieci w wieku szkolnym, jeszcze rozważa, czy swoją sprawę zgłosić do kuratorium. Na razie zdecydowała, że od września zmieni córce szkołę.
- To, że Maja jest malutka, nie znaczy, że może być bita. Ona nie jest workiem treningowym! Kiedy ktoś się tym zajmie? Gdy dziecko zginie? - pyta.
Pani Jolanta opowiada, że jej córka chodzi do szóstej klasy. To oddział integracyjny. Bić ma jedna z uczennic.
- W czerwcu ubiegłego roku Maję ze szkoły zabrała karetka. Tak ją pobiła koleżanka, która jest chora. Podobno nie dostała tego dnia leków. Ale to jej przecież nie usprawiedliwia.
Matka żali się, że jej córka w tym roku szkolnym nieraz wracała do domu posiniaczona, z guzami na głowie. Miała być m.in. kopana po brzuchu, popychana na ścianę. - Był tylko płacz. Maja mówiła, że nie pójdzie do szkoły i koniec kropka. Żeby nie iść, wymyślała, że boli ją głowa. Wypychałam ją na siłę.
Pani Jolanta twierdzi, że sprawę wielokrotnie zgłaszała wychowawcy i pedagog. Pod koniec roku była też u wicedyrektor. - Ta pani mnie wyśmiała. Dopiero jak zagroziłam, że zgłoszę to mediom i do kuratorium, zaproszono mnie na rozmowę. Nie poszłam. Nie widzę już sensu. Przenoszę dziecko do innej szkoły.
Dyrektor podstawówki, do której chodzi Maja:
- Sprawa jest monitorowana. Są w nią zaangażowane także odpowiednie instytucje zewnętrzne. Gwarantuję, że w naszej szkole podejmowane są wszelkie działania, by pomóc. Nie mogę udzielić więcej informacji na temat tej rodziny.
To, że Maja jest malutka, nie znaczy, że może być bita. Ona nie jest workiem treningowym!
Na pytanie, czy w czerwcu 2016 r. po Maję przyjeżdżała karetka, dyrektor odpowiada: - Jestem dyrektorką tej szkoły od 1 września 2016 r., więc nie mogę mówić o tym, co było wcześniej. Ale proszę mi wierzyć, że rodzina ma pełną opiekę. Wychowawcy i nauczyciele reagują w każdej sytuacji. Trudno znaleźć szkołę, gdzie jest tak rodzinna i miła atmosfera jak u nas.
Nic szczególnie poważnego
Jak przekonuje Monika Kończyk, na wnioski, które wpłynęły do kuratorium, organ nadzorujący reagował szybko.
- W każdym przypadku, gdy chodzi o bezpieczeństwo dziecka, kuratorium podejmuje niezwłoczną kontrolę. Kontrola doraźna trwa dwa dni, w wyjątkowych sytuacjach trzy dni. Polega na rozmowach z dyrekcją, nauczycielami, pedagogiem, uczniami. Jeżeli zauważymy jakiekolwiek zaniedbanie, sporządzamy zalecenia pokontrolne, które mają na celu podniesienie bezpieczeństwa uczniów. Jeżeli sytuacja tego wymaga, to zalecamy wykonanie wspólnie z kuratorium i organem prowadzącym programu naprawczego - mówi kurator.
I dodaje, że jeśli chodzi o ponad 20 kontroli po skargach zgłoszonych po pobiciu na Chełmie, to nie wykazały one nic szczególnie poważnego. - Zazwyczaj sprawy dotyczyły kłótni rówieśników.
Większej liczby skarg na szkoły nie odnotowali ostatnio natomiast urzędnicy z gdańskiego, gdyńskiego oraz starogardzkiego magistratu.
Naturalna reakcja
Przemysław Staroń, psycholog z Uniwersytetu SWPS i z Centrum Rozwoju Jump: - Zdarzenie w okolicy gimnazjum na Chełmie uświadomiło wielu osobom, że agresja wśród młodzieży jest realnym problemem. Pojawiło się naturalne pragnienie podejmowania prób zminimalizowania konsekwencji takiego zjawiska. Takie prośby wynikają ze sfrustrowanej potrzeby poczucia bezpieczeństwa i są zupełnie naturalną reakcją. Możemy obwiniać heurystykę dostępności, czyli proces umysłowy polegający na przypisywaniu zwiększonego prawdopodobieństwa zdarzeniom, o których się często słyszy, ewentualnie „głośno” słyszy, ale nie zmienia to faktu, że działania podejmowane z potrzeby kontroli agresji są zupełnie naturalną reakcją rodziców.
Psycholog jednak zastrzega: - Szkoła mimo wszystko nie rozwiąże pewnych problemów, zwłaszcza gdy problem z agresją ma swoje źródło w relacjach rodzinnych. Dlatego warto przyjrzeć się - nawet jeśli wydaje się to nieprawdopodobne - czy agresja nie jest problemem także naszej rodziny czy naszego dziecka.