Przemysław Zadura: Mecz w Okrąglaku to było cudowne przeżycie
Rozmowa z Przemysławem Zadurą, rozgrywającym Gwardii Opole, która zaczęła zmagania w nowym sezonie PGNiG Superligi od zwycięstwa 31-22 z Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski.
Na inaugurację sezonu wyglądaliście jak wygłodniałe lwy. Nie daliście Piotrowianinowi żadnych szans.
Nie mogłem doczekać się pierwszego meczu w nowym “Okrąglaku”, ponieważ bardzo byłem ciekaw, ile osób przyjdzie nas obejrzeć. W momencie wyjścia na boisko byłem pod wrażeniem. Obawiałem się, że frekwencja będzie niewielka, tymczasem okazała się ona naprawdę imponująca. Dla mnie, jako rodowitego opolanina, było to cudowne przeżycie.
Dokładając do tego wynik, możemy mówić o idealnym scenariuszu na otwarcie sezonu?
Nie do końca, bo w drugiej połowie mieliśmy mały przestój. Przed przerwą dyktowaliśmy warunki i wypracowaliśmy sobie dużą zaliczkę. Dopóki realizowaliśmy taktykę, wszystko było w porządku. Potem wkradło się rozluźnienie, ale na szczęście w końcówce wróciliśmy do prezentowania swojego optymalnego poziomu i odbudowaliśmy przewagę.
A jakie są pańskie wrażenia związane z wyglądem “Okrąglaka”?
W starym “Okrąglaku” byłem ostatnio bodajże w 2010 roku, kiedy nie można było już organizować imprez masowych. Nowy obiekt z zewnątrz prezentuje się dość podobnie, ale w środku jest zupełnie inny. Gołym okiem widać, że został stworzony niemal od początku.
Czujecie się w nim bezpieczniej niż w hali przy Kowalskiej?
Na pewno w “Okrąglaku” jest dużo szerzej i mamy do dyspozycji znacznie więcej miejsca. Przy Kowalskiej ściany były blisko boiska i w poprzednim sezonie zdarzały się tam niefortunne wypadki. Teraz już to nie grozi.
Przed startem ligi doświadczyliście jednak w nowej hali wielu cierpień.
Trochę potu rzeczywiście w niej wylaliśmy. Nie można wejść w ligę z marszu, ponieważ po pięciu kolejkach zabrakłoby nam sił. W okresie przygotowawczym harowaliśmy tak, że momentami aż odechciewało się żyć. Kolejne dni były identyczne. Ograniczały się do spania, jedzenia i trenowania. Było to jednak konieczne, by mieć siłę do walki przez 60 minut we wszystkich spotkaniach. I każdy z nas doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Do drużyny dołączyło kilku nowych, młodych graczy. Jak w skrócie przedstawiłby pan ich kibicom?
Zacznę od tego, że w poprzednim sezonie tacy zawodnicy jak Michał Lemaniak czy Karol Siwak też byli mało znani, a szybko zaczęli stanowić o sile naszego zespołu. Teraz dołączyli do nas dwaj kolejni mocno utalentowani skrzydłowi: Michał Milewski i Patryk Mauer. Przyszedł też obrotowy Jan Klimków, odznaczający się znakomitymi warunkami fizycznymi. Ze względu na ogromną posturę, aż strach do niego podchodzić. Trafili oni do dobrego zespołu, w którym dostaną dużo szans gry, co jest równoznaczne z możliwością właściwego rozwoju. I w dodatku mają od kogo się uczyć, ponieważ posiadamy też sporo doświadczonych szczypiornistów.
Teraz przed wami wyjazd do Elbląga. Macie rachunki do wyrównania? W minionym sezonie zagraliście tam chyba najgorszy mecz.
Nie myślimy pod kątem wyrównywania rachunków. To prawda, że nasz ostatni występ w Elblągu był koszmarny, ale do każdego spotkania podchodzimy z identycznym założeniem - żądzą zwycięstwa. Zresztą nie zrozumiałbym sytuacji, w której jakikolwiek sportowiec reprezentowałby inne podejście.