Przepisy z "Piekielnej kuchni" Piotra Ogińskiego
Piotr Ogiński, finalista programu kulinarnego Hell's Kitchen Polska pokazał nam swoje królestwo. 100 tysięcy nie wygrał, ale pomaga w otwarciu nowej restauracji. I nadal "Kocha Gotować"!
Siemanko, witajcie w mojej kuchni!
Piotr to mieszkaniec Tarnowskich Gór i Radzionkowa, absolwent szkoły gastronomicznej w Tarnowskich Górach, autor wideobloga "Kocham Gotować", uczestnik programów kulinarnych w TV Polsat - Top Chef i ostatnio finalista programu Hell's Kitchen Polska. Jego kuchnia nie jest duża. Za to dobrze wyposażona. Także przygotowana pod kątem nagrywania programów - specjalne lampy do oświetlenia to podstawa. Od niedawna w kuchni możemy też znaleźć słynną czarną bluzę z programu Hell's Kitchen. Wita nas nieco zmęczony - ma za sobą imprezę andrzejkową. Na którą oczywiście musiał przygotować menu. Czy jest rozczarowany, że przegrał i to w samym finale? - No pewnie, że trochę tak. Każdy chyba byłby. Zwłaszcza, że wygrana była tak blisko, a szef Wojciech Amaro do ostatniej chwili nie zdradzał, kto z finałowej dwójki ma większe szanse - mówi Piotr. - Ja byłem chyba lepszy w serwisie, ogarniałem pracę zespołu, szybciej i sprawniej wydawałem dania. Moja rywalka Monika za to wykazała się zapewne większą kreatywnością, jeśli chodzi o wymyślanie dań- mówi Piotr.
Lekcja gotowania i... charakteru
- Na początku nie byłem tak bardzo przekonany, czy chcę znaleźć się w tym programie. Pomyślałem, że jednak warto wykorzystywać szanse. I nie żałuję. To nie jest taki zwykły program o gotowaniu, w którym trzeba się oczywiście wykazać kreatywnością w kuchni, ale także dużą odpornością psychiczną, wytrzymałością, charakterem. Byliśmy przecież odizolowani od świata zewnętrznego. Nawet nie mieliśmy pojęcia, ile tak naprawdę trwa nagranie, bo cały czas coś robiliśmy - opowiada. Nie mieli przy sobie ani telefonów komórkowych, ani nawet zegarków. Piotr jest tylko w stanie przypuszczać tylko, że chodzili spać około godziny 1, 2, a wstawali o 8. Jak przegraliśmy wyzwanie to mieli karę, a jak wygrali - nagrodę. Po serwisie zawsze odpadała najsłabsza osoba. Cały czas pod obstrzałem kamer - taki trochę kulinarny big brother.
Największy problem? Zmęczenie. Padaliśmy jak muchy, a tu jeszcze trzeba było się uczyć przepisów, bo ściąg na serwisie nie było. Czasem wolałem się wyspać i odpuścić studiowanie składników - śmieje się Piotr. Ale same dania to było naprawdę coś wyjątkowego - jak kulinarna poezja. Przez innych uczestników był traktowany z dystansem, jako weteran (miał za sobą przecież udział w Top Chefie). - Szybko wyczuli we mnie poważną konkurencję i chcieli wyeliminować już na początku - opowiada Piotr. Ale to go nie zraziło. Jak również dynamika i ostre słowa szefa Wojciecha. - Pracując w angielskiej restauracji, przeszedłem tam szkołę życia, mało rzeczy mogło mnie wytrącić z równowagi - mówi. Ale nie oznacza to, że program go nie potrafił zaskoczyć. - My kogoś nominowaliśmy, a odpadała inna osoba. Albo ta i jeszcze jedna. W programie były testowane emocje i wytrzymałość, charaktery.
Poza umiejętnościami kulinarnymi oczywiście - mówi. Gorąco zachęca do udziału. Z wieloma uczestnikami jednak się polubił. Na przykład z Renatą, stomatolog z Krakowa. Super było, kiedy szef Amaro pochwalił jego tatara. Najmilej wspomina spotkanie na strzelnicy z Bogusławem Lindą i imprezę w stodole, gdzie specjalnie dla uczestników wystąpił zespół Enej .
Co planuje w przyszłości?
Piotr bierze udział w projekcie otwarcia restauracji "Molo" w Osieku. Właściciele to jego znajomi. Poprosili go, aby podzielił się swoją wiedzą - jako autor przepisów, ale i szef kuchni. Będzie także miejsce firmował swoją twarzą. - Cały czas pracujemy nad menu, a nie jest to proste - mówi Piotr. Chociaż znajdzie się tu sporo jego przepisów, to, jak zastrzega, będzie to wspólne dzieło kilku osób. - Samo miejsce lokalizacji jest wyjątkowe, restauracja, dwa piękna mola połączone ze sobą, hotel - opisuje Piotr. W menu na pewno znajdą się więc ryby, dziczyzna i sezonowe przysmaki. Generalnie - kuchnia polska. Czy wprowadzi coś śląskiego? - To już teren Małopolski, ale nie wykluczam wprowadzenia przysmaków z różnych regionów. Z naszego - wodzionkę - mówi Piotr. Planuje przeprowadzić się tam na 2 miesiące. Nie ukrywa, że po programie posypało się sporo propozycji z różnych restauracji. Ale na razie nie planuje z nich skorzystać. Swojej otwierać też nie. - To ciężka praca, po kilkanaście godzin - śmieje się. A on jest przywiązany do pewnej niezależności. I woli taką formę, jak do tej pory. Chociaż przyznaje, że teraz ma pracy więcej, właśnie ze względu na nowy projekt. - Miesięcznie przygotowuję 10 filmów,6 przepisów i 4 testy. Muszę więc teraz zrobić zapas.
Zimowy przepis Piotra Ogińskiego na "Malinowy grzaniec". Piotr zdradził, że stawia na nogi, kiedy na dworze mróz, a nas łapie przeziębienie
Składniki: 1 piwo jasne pełne
50 ml malinówki
50 ml soku malinowego
2 goździki
szczypta cynamonu
łyżka miodu
skórka z pomarańczy
Wszystko wymieszać i podgrzać. Uwaga - nie dopuścić do zagotowania