Przewodniczący PO przyjedzie gasić pożar
Ciemne chmury zbierają się nad bydgoskimi strukturami Platformy. Sytuacji w sobotę nie opanuje też zapewne szef partii Grzegorz Schetyna.
Lider regionalnej struktury PO, torunianin Tomasz Lenz, zamiast lać oliwę na wzburzone fale konfliktu bydgosko-toruńskiego, w piątek dolał jej do ognia. Wtedy to na forum Sejmu poseł PO Zbigniew Pawłowicz przedstawił w imieniu 160 tysięcy bydgoszczan argumenty za utworzeniem (a właściwie powrotem) uczelni medycznej, dziś Collegium Medicum UMK, do Bydgoszczy. Wykazał, że samodzielny uniwersytet nad Brdą będzie rozwijał się zdecydowanie lepiej i szybciej, aniżeli w strukturach toruńskiego uniwersytetu.
Nieoczekiwanie w imieniu klubu Platformy zabrał głos Tomasz Lenz, który sprzeciwił się takiemu rozwiązaniu. Twierdził, że prawo nie zezwala na takie rozwiązanie, gdyż naruszyłoby to autonomię UMK. Pierwszy raz w tej kadencji Sejmu zdarzyło się, by obywatelski projekt jednej partii torpedował… kolega z tego samego ugrupowania. Trudno nie wyciągnąć wniosku, że chodzi tu o partykularne interesy Torunia, a nie rzeczową dyskusję. W efekcie projekt ustawy obywatelskiej trafił na wiele tygodni do sejmowej komisji.
W sobotę w Bydgoszczy zebrały się miejskie władze PO - m.in. Tadeusz Zwiefka, Rafał Bruski, Paweł Olszewski, Dorota Jakuta i Teresa Piotrowska.
Bydgoszczanie zagrozili, że odejdą z partii, jeśli Tomasz Lenz i toruńskie parlamentarne lobby nie przestaną szkodzić Bydgoszczy.
Najdalej poszła Dorota Jakuta, która złożyła rezygnację z członkostwa w PO. - Wystąpienie pana Lenza w Sejmie przelało czarę goryczy - wyjaśnia. - W wojewódzkiej PO dochodzi od dawna do manipulacji, np. skandaliczne decyzje Rady Regionalnej o zmianie kolejności kandydatów do Sejmiku, desygnowanie na wicemarszałka osoby, która nie była kandydatem Bydgoszczy, no i ostatnie storpedowanie inicjatywy obywatelskiej. Jak pan Lenz mógł wystąpić w imieniu klubu PO, skoro od początku był przeciwny powrotowi uczelni medycznej do Bydgoszczy?! Nie ma mojej zgody na takie manipulacje.
Poseł Tomasz Lenz broni się, twierdząc, że trzy tygodnie temu kolegium sejmowego klubu PO podjęło decyzję, że to właśnie on będzie referował stanowisko partii. Ale czy to nie przypomina przysłowiowego lisa w kurniku? - pytamy posła.
- Nie, no jak „lis w kurniku”? - dziwi się Lenz. - Starałem się przede wszystkim wytłumaczyć, na czym polegają wady prawne projektu i jak to można zrobić. Sejm nie może po prostu podjąć takiej decyzji. Tłumaczyłem panu Pawłowiczowi i pani Piotrowskiej, że najpierw trzeba było usiąść do rozmowy z rektorem i ze mną. Nie robi się czegoś takiego z zaskoczenia, zza węgła.
Czy wobec tego grozi Platformie, że rozpadnie się bydgoska część partii? - Na razie ciśnienie im się podniosło, podenerwowali się - pokpiwa poseł Lenz.
- Nie rzucą legitymacji, to są emocje. Trudno się nie dziwić nerwom, ale są sobie sami winni.
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy i prominentny działacz PO, twierdzi, że groźby wystąpienia z partii części działaczy są realne: - Miarka się przebrała, natomiast myślę, że poczekamy, co dalej. Wiem jedno - siłą bydgoskiego projektu jest 160 tysięcy bydgoszczan, którzy pod tym projektem się podpisali.
Zbigniew Pawłowicz nie wypowiada się na temat partyjnych rozgrywek: - Nie jestem członkiem PO i tym się nie zajmuję - tłumaczy. - Wiem jedno - posłowi Lenzowi zależało na tym wystąpieniu w Sejmie ze względu na swój toruński elektorat.
Z kolei senator Jan Rulewski nie przewiduje rozpadu bydgoskich struktur PO, ale zdumiewa go, że wytypowano posła Lenza do przedstawienia stanowiska partii. Natomiast umiarkowanym optymistą jest szef bydgoskich struktur, europoseł Tadeusz Zwiefka: - Potwierdzam, że pani Dorota Jakuta odchodzi z partii, natomiast nikt poza nią nie deklarował takiej chęci. W sobotę przyjedzie przewodniczący Grzegorz Schetyna i będziemy rozmawiać.
Posłowie Teresa Piotrowska i Paweł Olszewski nie odbierali telefonu.