Przez lata spacerowaliśmy po galeriach handlowych. Czy zmienimy styl życia na chwałę wartości rodzinnych i religijnych?
Centra handlowe dokonały w Polsce konsumpcyjnej rewolucji. Czy dziś, tak jak chce tego Solidarność, następuje jej kres? Za nami pierwsza, a przed nami druga niedziela bez handlu.
To był początek lat 90., kiedy w Polsce zaczęto otwierać pierwsze supermarkety. Dla Polaków była to prawdziwa zakupowa odwilż. Po latach, gdy zakupy można było robić tylko na kartki, a na sklepowych półkach wiecznie brakowało towaru, przyszedł czas, gdy do naszego kraju zaczęły spływać produkty z zagranicy, wcześniej uznane za luksusowe. Sklepowe półki uginały się pod ilością towaru.
To była już nie tylko spożywka, ale także sprzęty gospodarstwa domowego, meble, gadżety, najbardziej wymyślne alkohole. To robiło wrażenie na ludziach. Podobnie centra handlowe pełne eleganckich butików, fontann, kręgielni i kin. Pomiędzy sklepowymi półkami można było jeździć wózkami, towar zgarniać do koszyka, pakować w papierowe torby. Kasjerki pracowały jak maszyny - produkty z taśmy kasowały jak zahipnotyzowane.
Po sklepach przechadzały się hostessy, oferując nowości. Prezentowano sprzęty, które do tej pory można było oglądać tylko na zagranicznych produkcjach filmowych. W skrócie - dostąpiliśmy zaszczytu posmakowania luksusu. Początkowo były one tworzone na modłę amerykańską, czyli na obrzeżach miast. Szybko zrozumiano jednak, że przyczynia się to do wyludniania centrów. Dlatego galerie zaczęto budować w sercach miast.
Antropolog Roch Sulima pisał kilka lat temu, podsumowując pierwszą dekadę przemian, o tym, że w latach 90. w Polsce „człowieka bazaru” zastąpił „człowiek hipermarketu”. Nagle życie z rynków i bazarków, gdzie co weekend można było pohandlować podrobionym towarem, imitującym zagraniczne cuda, utargować coś dla siebie, przeniosło się do centrów, gdzie handel zaczął kwitnąć. I kwitł do ubiegłej niedzieli.
Rodzinny spacer po galerii
W Poznaniu to najpierw Eleonora Woś z synami otworzyła delikatesy Piotr i Paweł, w 1990 roku przy ulicy Głogowskiej. Rok potem, na Naramowicach otwarto pierwszy supermarket w zachodnim stylu - Pozperito. W 1993 roku otwarto Halę Górecką - pierwsze w mieście centrum handlowe.
Na przestrzeni lat galerie i centra handlowe, zwłaszcza po przystąpieniu do Unii Europejskiej, zaczęły w Polsce wyrastać jak grzyby pod deszczu - Poznań jest „dobrym” przykładem miasta, które galeriami handlowymi stoi, mamy w naszej aglomeracji 20 centrów handlowych. Pierwsza setka hipermarketów została przekroczona w Polsce w 2000 roku. Potem wydarzenia nabrały tempa, dwusetny wybudowano w 2003 roku, dziś jest ich blisko 400.
Życie rodzinne zaczęło obracać się wokół niedzielnych zakupów. W sobotę sprzątanie, ewentualnie zakup spożywki, czasem jeszcze praca, niedziela - dla rodzin, owszem, ale spędzana w murach galerii handlowych. Ojciec wybiera buty, syn sprzęt do nurkowania, mama ogląda płaszcze, córka śledzi najnowsze nowinki modowe. Nierzadko po kościele, niedzielnym rosole następował spacer po galeriach handlowych, które zamieniły się w miasteczka zakupowe. Przecież rozerwać się tam można w kinie, skorzystać z oferty siłowni, wypić przy okazji latte w kawiarni i zjeść obiad z rodziną w Sphinxie. Po co wychodzić do miasta? Chodzić szarymi ulicami, gdy mamią kolorowe światła sklepów sieciowych, reklamy i banery promocyjne? Żyć nie umierać.
A jednak, przyszedł ten moment, kiedy w Polsce ktoś powiedział dość. Ja nie mam zamiaru harować, by kilkaset tysięcy polskich rodzin mogło w tym czasie robić zakupy. Nie mam zamiaru stać za sklepową kasą. I tak wprowadzono ograniczanie dotyczące zakazu handlu w niedzielę.
W dalszej części artykułu:
- Jak pierwszą niedzielę bez handlu komentują działacze Solidarności?
- Jaką ukrytą zasadzkę widzą w wolnych niedzielach pracownicy?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień