Przeżyli w zdrowiu ...70 lat, Kochają się jak dwa gołąbki
Prakseda i Jan Pietrzykowie z Kielc są jednym z nielicznych małżeństw w Polsce, które będzie obchodzić w święta „Kamienne Gody”, czyli 70 lecie pożycia małżeńskiego.
Kielczanie stanowią naprawdę wyjątkową parę, są ze sobą tyle lat, a sprawiają wrażenie jakby zobaczyli się wczoraj. Tyle mają w stosunku do siebie ciepła i miłości.
Prakseda i Jan Pietrzykowie mieszkają na kieleckim osiedlu Sady. Jan ma 90 lat, Prakseda 87, ale wyglądają o wiele młodziej, na trzydzieści lat mniej. Widać między nimi czułość i zainteresowanie. Nie ma ani cienia znudzenia. Mogą być przykładem dla wszystkich małżeństw.
Z niezwykłą parą spotykamy się w ich przytulnym mieszkanku w wieżowcu. Już na pierwszy rzut oka można zaobserwować, że darzą się tak wielką czułością, szacunkiem i miłością, że trudno oderwać od nich wzrok. Prakseda przynosi na stół własnoręcznie upieczone przepyszne ciasteczka, trzy rodzaje i kawę, a mąż odsuwa jej krzesła i ułatwia dojście do stolika. Można dostrzec, że jest mężczyzną o wysokiej kulturze osobistej, czarujący, przystojny, pełen ciepła, marzenie wszystkich kobiet. Ale dla niego jak podkreśla zawsze ważna była tylko jedna kobieta :Prakseda. Jego żona też prezentuje wszystko co najlepsze, elegancję, skromność i wdzięk, cenny u każdej kobiety.
Barwne życie
Oboje mówią, że całe ich życie było i jest tak barwne i ciekawe, że nie wiadomo od czego zacząć opowieść o tym co wspólnie przeżyli.
Oboje pochodzą ze Świętokrzyskiego, Prakseda z Ostrowca Św. a jej mąż z niewielkiej podkieleckiej miejscowości, ale wojna rzuciła ich rodziców do Wrocławia i tam się spotkali. – Swoją przyszłą żonę poznałem na zabawie, bo obydwoje lubimy tańczyć – śmieje się gospodarz domu. – Zobaczyłem drobną brunetkę jak siedzi pod ścianą i poprosiłem ją do tańca. Po kilku przetańczonych kawałkach już wiedziałem, że chcę z nią spędzić całe życie, chociaż wieczorem nie mogłem sobie za nic przypomnieć jej imienia, takie było skomplikowane. Pół nocy zajęło mi jego odtwarzanie, Parasia, Parada, ale ono nie było ważne, tylko ta niezwykła 17 letnia dziewczyna. – Niesamowite było też to, że 20 letni tata pobrał się z mamą zaledwie po trzech miesiącach znajomości – dodaje obecna przy rozmowie najmłodsza córka Krzysia. – Ale wyszło im to na dobre, rodzice są dla całej naszej rodziny i przyjaciół znakomitym przykładem dobrego małżeńskiego życia.
Stworzeni dla siebie
A po co było czekać, skoro nie mieliśmy wątpliwości, że zostaliśmy stworzeni dla siebie ?– odpowiada Jan. – Rodzice z obu stron zaakceptowali nasz wybór, ja nawet byłem pupilkiem teściowej- chwali się kielczanin. - I nie mieliśmy w małżeństwie ani jednego kryzysu, jak nasza miłość się zaczęła tak trwa i trwa. Bo w niej najważniejsza jest sztuka kompromisu, ciekawość drugiego człowieka, czułość, bliskość i szacunek. Doczekaliśmy się trzech wspaniałych córek, Zeni, Bogusi i Krzysi, siedmiu wnuków i siedmiu prawnuków, najstarsza prawnuczka Kinga ma już 21 lat. We Wrocławiu pracowałem jako elektronik w Polskim Radiu, natomiast żona była introligatorem w drukarni. Starsze córki zaprowadzaliśmy do żłobka, a najmłodszą Krzysię pomagały wychowywać starsze siostry, między nimi było 10 lat różnicy.
Prakseda mówi, że jej domeną była zawsze kuchnia, nauczyła się znakomicie gotować i piec z książek kucharskich i zarządzanie pieniędzmi, a mąż bardziej się skupiał na utrzymaniu domu. – Umie tylko ugotować wodę na herbatę i kluski z sosem śmieje się. – Ja całe życie gotowałam dwa dania, piekłam ciasta, dbałam o eleganckie ubranie męża, ale on, nie powiem, na co dzień odwdzięczał mi się ogromną miłością i dobrocią. – Nawet teraz tata non stop przytula i całuję mamę, a jak wychodzą na spacer to zawsze trzymają się za rączki jak gołąbki. – Ja bym powiedział, że choć jestem Skorpionem, a małżonka spod Bliźniąt, to jestem bardziej ugodowy, chociaż może powinno być odwrotnie. Ale mój jad został usunięty wraz ze ślubem i zakochaniem się w żonce.
Prawdziwa matka Polka
Córka Krzysia potwierdza, że mama jest prawdziwą matką Polką i znakomitą żoną, rodzina zawsze była u niej na pierwszym miejscu. Wszystkie córki urodziły się w domu. Mama dodaje, że w jej kuchni dominują warzywa, owoce, sery, mało mięsa i codziennie ziółka. Piją różnorodne, ale regularnie każdego dnia. Miętę, dziurawiec, pokrzywę, głóg na zmianę. Nie palili papierosów, mało kawy, niewiele mleka, okazjonalnie alkohol. Nie używali zbyt dużo kosmetyków. Prakseda ma złe zdanie zwłaszcza o pudrach. Lepiej jest pozostawić twarz tylko nakremowaną, wtedy lepiej oddycha. Preferują rodzinny styl życia. Wszystkie Wigilie całej rodziny były u nich. – Nigdy nie lubiłam biegać po przyjaciółkach czy plotkować, takie rzeczy mnie nie interesowały, ale staraliśmy się zawsze jak najwięcej wartościowych rzeczy przekazać córkom – podkreśla gospodyni.
Na pytanie skąd znaleźli się w Kielcach Prakseda odpowiada, że przeprowadzili się w 1962 roku ze względu na najmłodszą córkę Krzysię, bo miała problemy z płucami, a we Wrocławiu było nie najlepsze powietrze. – I jak tu przyjechaliśmy, najpierw mieszkaliśmy przy ulicy Sienkiewicz, to skończyły się moje choroby, chociaż rodzina miała trochę pretensji do mnie o to, że pozostawiliśmy Wrocław. Jan dodaje, że tak było na początku, bo potem na nowo pokochali region świętokrzyski i uważają Kielce za piękne miasto, położone w najpiękniejszym zakątku kraju.
Dziś mimo swojego wieku są całkowicie samodzielni, nie potrzebują żadnej stałej opieki, jedno drugie wspiera jak tylko może, choć nie ukrywają, że są szczęśliwi z tego powodu, że mają blisko siebie trzy córki. Wszystkie mieszkają w Kielcach, po świecie rozjechały się tylko wnuki, jedna wnuczka mieszka w Anglii, druga w Nowej Zelandii. Ich rodzina charakteryzuje się tym, że na pewno dominuje w niej płeć piękna, na świat przyszło tylko dwóch chłopców. W ciągu dnia lubią czytać, oglądać telewizję, spotykać się z najbliższymi. – Myślę, że w pewnym stopniu i nam rodzice zawdzięczają to, że tak długo żyją, bo są bardzo kochani i czują się nam potrzebni – uważa najmłodsza córka.- Mamy bardzo dobre, bliskie więzi.
Kamienne gody
Jan pamięta, że żona kilka razy uratowała mu życie. – Przeszedłem dwa zawały, mam wszczepiony rozrusznik i biorę sporo leków – mówi. – Chorowałem też na nerki i właśnie wtedy dostałem groźnej sepsy. – Pewnie bym już nie żył, gdyby żona nie zdecydowała o podaniu najwyższej dawki penicyliny, która mogła mnie zarówno zabić jak i uratować. Podjęła mądrą decyzję, bo żyję, a dawniej nie było innego sposobu leczenia sepsy. Praksedzie najbardziej dokuczała w życiu astma alergiczna, którą odziedziczyła po swojej mamie, a teraz dolegliwości typowe dla wieku, bóle kręgosłupa, czasami ma trudności z zasypianiem.
W drugi dzień świąt małżonkowie będą obchodzić 70 rocznicę swojego ślubu z całą rodziną, najpierw spotkają się z najbliższymi na mszy w Kościele Franciszkanów, potem na uroczystym obiedzie.
Teraz jak podkreślają najważniejsze jest dla nich zdrowie i samo życie. – Chcielibyśmy jeszcze długo żyć - mówią oboje.- Cieszyć się sobą, wnuczkami, prawnukami . Przeżyć jeszcze niejedną zimę, wiosnę e i lato. Modlimy się o ten niezwykły dar do Boga.