Takie cuda to tylko w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska w Szczecinie. Byłoby nawet zabawnie, gdyby nie chodziło o nasze pieniądze.
W tej tragikomedii politycznej wszystkie role grają mężczyźni z ważnymi tytułami związani z PO lub PiS.
Mamy więc Olgierda Geblewicza, marszałka województwa z PO, któremu podlega fundusz. Jest Tomasz Hinc, wojewoda zachodniopomorski z PiS, który poniósł właśnie porażkę w sądzie. Są i wreszcie trzej prezesi funduszu: Jacek Chrzanowski, Radosław Grzegorczyk i Paweł Mirowski. Pierwszy powołany za czasów PO, dwaj ostatni za PiS. Jest jeszcze przewodniczący rady nadzorczej funduszu - Stefan Tkaczyk, powołany już za PiS. A w tle prokuratura i banki współpracujące z funduszem.
Akt I
Fundusz to atrakcyjny kąsek dla polityków, bo co roku zarządza milionami złotych na różne ekologiczne przedsięwzięcia. Obraca też m.in. opłatami środowiskowymi, które płacimy. Rocznie to ok. 20 mln zł samych opłat.
Gdy rządziła Platforma Obywatelska szefem funduszu był Jacek Chrzanowski. Problem w tym, że według marszałka województwa Chrzanowski nie przestał być prezesem, bo PiS choć go odwołał, to wcale nie odwołał.
Dlatego kilka dni temu Chrzanowski zapukał do drzwi funduszu, ale nie został wpuszczony. Usłyszał, że już nie jest prezesem. Wrócił do domu, ale zapewne podejmie kolejną próbę wejścia do gabinetu, w którym urzęduje Paweł Mirowski. Zdążył jeszcze polecić głównemu księgowemu, aby nie wykonywał poleceń Mirowskiego, do czasu, aż uda mu się dostać do gabinetu i kontynuować rządy.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień