Wincenty Haduła, kierownik działu transportowego w kopalni „Pokój” nie chciał wziąć urlopu. Od tego zaczęły się jego kłopoty, głośny w latach międzywojennych proces i utrata posady. Po odmowie wypoczynku szefowie zaczęli mu się uważnie przyglądać. Tego Haduła na pewno żałował.
Wincenty Haduła, kierownik działu transportowego w kopalni „Pokój” nie chciał wziąć urlopu. Od tego zaczęły się jego kłopoty, głośny w latach międzywojennych proces i utrata posady. Po odmowie wypoczynku szefowie zaczęli mu się uważnie przyglądać. Tego Haduła na pewno żałował.
Urlop w nagrodę dostał latem i aż na dwa tygodnie, ale wolał ślęczeć za biurkiem. Twierdził, że ma papierkową robotę, na której mu zależy. W końcu jednak Haduła niechętnie zgadza się na wypoczynek. Bomba wybucha, gdy po pewnym czasie do dyrekcji zgłaszają się pracownicy jego działu; mówią, że kierownik nadal codziennie przychodzi do biura i coś poprawia w księgach. W dodatku zabiera do domu stosy dokumentów.
Dyrekcja huty „Pokój” jest już poważnie zaniepokojona. Nakazuje przeszukać biuro Hadłuły, co daje taki efekt, że tego samego dnia w mieszkaniu kierownika zjawiają się przedstawiciele Wydziału Śledczego w Katowicach oraz zarządu huty. Dokonują rewizji i w różnych domowych schowkach znajdują służbowe pisma, faktury i korespondencję służbową. Haduła zostaje aresztowany.
Huta Pokój w Nowym Bytomiu to w latach 30. XX wieku jedna największych hut w Europie. Konkurencja tylko czyha na jakiś skandal. O aresztowaniu kierownika ważnego działu transportowego i celnego, zatrudnionego na stanowisku kierowniczym od dziesięciu lat, piszą wszystkie śląskie gazety.
Prokurator zarzuca byłemu już kierownikowi, że do czasu wykrycia procederu zdążył sprzeniewierzyć co najmniej 20 tys. złotych, czyli około 20 pensji robotniczych. Ten zaufany wzór pracowitości, wielokrotnie nagradzany, fałszował w biurze księgi i dokumenty. Ukradzione sumy wydawał lekką ręką.
Haduła potwierdza, że miał ciężką pracę i brał na lewo trochę pieniędzy na hulanki. Ale głównie brał na łapówki.
- Dla celników, bo inaczej huta byłaby wciąż stratna - tłumaczył przed sądem. - Nie można u nas żadnego interesu ubić bez łapówek. Miałem zgodę dyrekcji, żeby sobie utworzyć na ten cel tajny fundusz ze zwrotów ceł.
Obecny na sali sądowej dyrektor huty „Pokój“ inż. Józef Dangel jest oburzony. Zeznaje, że Haduła nie miał prawa tworzyć żadnego funduszu. Wszystkie wydatki huty przechodzą przez dział finansowy, o płaceniu łapówek nie ma mowy.
Haduła wtrąca, jak to było, gdy huta musiała płacić karę kolei. Miał przecież załatwić to pod stołem. Dyrektor mówi, że chodziło mu tylko o ugodę zgodnie z prawem.
- Aha, pewnie - komentuje Haduła. Gdy chce mówić dalej, Dengel o mało nie dostaje apopleksji i sąd przerywa rozprawę. Wezwany następca Haduły zapewnia, że on żadnych łapówek nie daje, gdyż celnicy na granicy polsko-niemieckiej sami chętnie i sumiennie załatwiają sprawy przewozowe.
Sąd Okręgowy odrzuca listę osób, którym rzekomo Haduła wręczył łapówki, co podobno skrzętnie zapisywał. W 1936 roku skazuje kierownika na rok więzienia. Haduła nie ma wyjścia i musi się zgodzić, choć to wypoczynek bezpłatny i mało komfortowy.