Walczące o awans Wigry Suwałki na własnym boisku uległy Sandecji i spadły na siódmą pozycję.
Istne cuda dzieją się tej wiosny w I lidze. Zespoły z pierwszych miejsc nie punktują albo grają w kratkę, a mimo to pozostają w ścisłej czołówce. Nie inaczej było w minionej kolejce. Swoje mecze, i to u siebie, poprzegrywały liderująca Chojniczanka i trzecie w tabeli Katowice, a zremisował wicelider z Sosnowca.
Przedświąteczna klątwa własnego boiska dosięgła aż sześć zespołów, w tym niestety Wigry. Suwalczanie, chociaż zasłużyli przynajmniej na remis uległy Sandecji, która wyprzedziła ich w tabeli.
– Goście strzelili bramkę, zorganizowali się w obronie i nic nie chciało wpaść do ich siatki – narzeka Damian Kądzior, najskuteczniejszy strzelec w suwalskiej drużynie. – Podobnie było niedawno w meczu z Miedzią.
Różnica tylko taka, że na Zarzeczu legniczanie strzelili biało-niebieskim gola do szatni, a przybyszom z Nowego Sącza udało się to już w szóstej minucie. Na bramkę suwalczan strzelał Wojciech Trochim, Artur Bogusz niefortunnie wybił piłkę przed siebie, a Maciej Korzym z kilku metrów nie miał problemów z pokonaniem Hieronima Zocha.
Utrata gola nie wytrąciła suwalczan z równowagi, kontynuowali rozpoczęty z pierwszym gwizdkiem szturm. Dochodzili pod pole karne rywali, ale brakowało im zdecydowania. Za rzadko decydowali się na uderzenia z dystansu, sprawiali wrażenie, jakby chcieli wjechać z piłką do bramki przyjezdnych. Dosyć wspomnieć, że golkiper Sandecji Łukasz Radliński tylko raz zmuszony był do łatwej zresztą interwencji. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i zamieszaniu, w sam środek bramki uderzył Rafał Augustyniak, który pod nieobecność pauzujących za kartki Janusza Bucholca i Macieja Wichtowskiego, pełnił funkcję kapitana drużyny.
Suwalczanie, owszem, strzelali, ale niecelnie. Najlepszą okazję zmarnował Kamil Adamek, który po świetnej centrze Damiana Kądziora, uderzył głową z 10 metrów, ale piłka poleciała nad poprzeczką. W stuprocentowej sytuacji znalazł się także Frank Adu Kwame, ale za długo zwlekał ze strzałem i wracający obrońca zdążył wybić piłkę na róg.
Po zmianie stron Wigry atakowały już z mniejszym impetem, a gracze Sandecji nadal przerywali ich natarcia faulami. Trener suwalczan wprowadzał na plac ofensywnych zawodników, w końcówce jego drużyna grała dwoma obrońcami. I to oni byli najbliżej pokonania bramkarza przyjezdnych. Wykończenia indywidualnych akcji strzałem zabrakło Frankowi Adu Kwame, a Paweł Baranowski, który doczekał się ponownego debiutu, uderzył głową niecelnie.