– Liczyłem się z tym, że to nagranie trafi do „Gazety Lubuskiej” – przyznaje jeden z bohaterów naszego tekstu, który wywołał burzę wśród Czytelników
W środę opisaliśmy historię pana Pawła. 17 czerwca zauważył śmigłowiec ratowniczy koło zajazdu w Krzeszycach. Uznał, że robi za weselną atrakcję. Zadzwonił do dyspozytorni z pytaniem, czy pogotowie „nie zgubiło helikoptera”. Dyspozytorka nazwała go „konfidentem”. Powiedziała też, że „żal mu d... ściska”. Gdy skończyli rozmawiać, do pana Pawła zadzwonił drugi dyspozytor. Oświadczył, że śmigłowiec pilotowali alkoholicy i lądowali na kielicha. Szef pogotowia Andrzej Szmit po odsłuchaniu roz-mów stwierdził, że jego pracownicy zachowali się nieprofesjonalnie. Materiał na ten temat wywołał burzę wśród naszych Czytelników. Po publikacji skontaktował się z nami dyspozytor – ten od lądowania na kielicha. Zgodził się na rozmowę. Obiecaliśmy mu anonimowość.
Długo pracujesz w ratownictwie?
Mam 43 lata, w zawodzie od 22. Czyli dłużej niż pół życia.
Dlaczego oddzwoniłeś do pana Pawła, który wcześniej dzwonił do dyspozytorni i pytał, co helikopter medyczny robi koło zajazdu?
Ponieważ wściekłem się, że nie zależy mu na obywatelskiej postawie, tylko na zwykłej, chamskiej prowokacji. Tam wydarzyła się tragedia. Zmarła młoda kobieta. A on wykorzystał ten moment bezbłędnie i zaatakował mój czuły punkt. Według mnie bierze piękny przykład ze sceny politycznej, szczuje ludzi. Rozmawiając z nim, liczyłem się z tym, że to nagranie trafi do „Gazety Lubuskiej”. Jednak bardzo chciałem go jakoś dosięgnąć przez telefon, żeby prosto w gałki oczne powiedzieć mu, co myślę o takich prowokacjach. Dla mnie to łowca sensacji i ludzkich dramatów.
Jak teraz, na spokojnie, oceniasz tę sytuację?
Poniosło mnie. Przyznaję: powinienem być bardziej wyważony. W końcu, czy tego chcę, czy też nie – jestem ambasadorem swojej firmy. I chcę być pozytywnym ambasadorem. Dlatego wszystkich, którzy poczuli się zniesmaczeni tym, co usłyszeli, przepraszam.
Ile rozmów dziennie przeprowadzasz na jednym dyżurze?
Około setki dziennie. Najgorsze są weekendy. Alkohol leje się jak wodospad Niagara. Dopalacze są na porządku dziennym, jak guma do żucia. Tymczasem skoro alkohol odurza, powinien być na receptę w aptekach, a dopalacze winny być całkowicie wyeliminowane z naszego życia. Wiem, że to utopia. Więc dobrze – pacjenci niech sobie piją, ale powinni za to płacić. Obłożenie zespołów ratowniczych zmaleje o 60 procent, szpitalne oddziały ratunkowe staną się drożne, a społeczeństwo będzie zdrowsze. Zajmiemy się wtedy tym, do czego jesteśmy stworzeni. Ratownictwo uwolni swój cały potencjał.
Słyszę sporo goryczy. To taka ciężka praca?
Niesamowicie ciężka. Łatwo się wypalić. W rankingu najtrudniejszych zawodów ustępuje tylko kontrolerom ruchu powietrznego. W obu zawodach chodzi o życie wielu ludzi. Po dyżurze trzeba wrócić do domu, zrobić reset w głowie i poświęcić się tylko rodzinie. To nasza oaza. Gdy problemy zabiera się ze sobą do domu, wtedy one przenoszą się na życie rodzinne. Dlatego takie coś nie może mieć miejsca.
W komentarzach pod testem o historii z helikopterem padło wiele słów wsparcia dla Was – dyspozytorów i ratowników. Było też wiele historii o podłości dzwoniących. Jest aż tak źle?
Ludzie są wulgarni. Niemili. Często w tle słychać wyzwiska, prowokacje czy zapędy do użycia siły. Tak zwana patologia ma wręcz abonament na wyjazd karetki... Skoncentrowana dyspozytornia medyczna, w której pracuję, to stosunkowo nowy twór. Dużo trzeba tu zmienić. My, dyspozytorzy, wiemy co, ale decydentom nie wchodzimy w drogę. Dyrektor Andrzej Szmit krótko trzyma za mordę nasz zespół, jest świetnym szefem. Nawet gdyby mnie zwolnił, skarcił, udzielił nagany, to zdania nie zmienię.
Gdybyś Ty odebrał ten pierwszy telefon, który odebrała Twoja koleżanka z pracy, co byś odpowiedział?
Nic by to nie zmieniło. Choć na pewno nie użyłbym sarkazmu, że Lotnicze Pogotowie Ratunkowe to alkoholicy i wylądowali na kielicha. Ale przecież myślący ludzie wyłapali ten sarkazm! Myślący wiedzą, o co chodzi. LPR to ludzie, którzy ryzykują swoje życie, aby ratować innych. I w takich celach właśnie latają! Zawsze, bez wyjątku. To wszystko jest ściśle nadzorowane. Nie ma mowy o żadnych niepotrzebnych wylotach. Tam nie ma zabawy, jest megadyscyplina. Dlatego tak się uniosłem sugestiami, że helikopter poleciał na wesele. Co za bzdura... Choć powtarzam, że powinienem się powstrzymać i zachować inaczej... Podsumowując: powinniśmy być dumni, że po tylu latach starań miasta i zarządu województwa mamy w Gorzowie upragnione śmigło.
Dlaczego zdecydowałeś się zadzwonić do mnie i porozmawiać o tej sytuacji z Twoim udziałem, którą opisaliśmy w gazecie?
Nigdy nie chowam głowy w piasek. Lubię jasne sytuację, lubię trzeźwo myśleć. Lepiej takie historie wyjaśnić szybko i nie popełnić więcej błędów, mimo że cały czas uważam, że to nie było zwykłe zgłoszenie alarmowe, tylko wredna próba wpłynięcia na funkcjonowanie dyspozytorni.