Pstrągi z naszych hodowli mogą zniknąć
Projekt prawa wodnego rozkłada hodowlę ryb łososiowatych na łopatki. Gospodarstwo Rybackie z Charzyków protestuje z innymi.
Zawisł plakat „Pogotowie strajkowe. Ratujmy stawy i przyrodę. Zero opłat za wodę“.
Hodowcy ryb aż zaniemówili z wrażenia, gdy zobaczyli projekt ustawy z ministerstwa środowiska dot. opłat za pobór wody i zrzutu zanieczyszczeń. 30 maja było spotkanie rybaków w ministerstwie i nie doszło do porozumienia. Stąd ten protest. Zapytaliśmy Andrzeja Sosińskiego - prezesa Gospodarstwa Rybackiego w Charzykowach - o co chodzi?- Dostaliśmy nowy projekt ustawy prawa wodnego bez żadnych uzgodnień. Jest tam kilka ważnych dla nas zagadnień. Zmiany dotyczą także branży rybackiej - mówi. - Przedstawiciele naszych stowarzyszeń zaczęli wydzwaniać, dopytywać, kto jest autorem tego projektu, czy były konsultacje, na jakiej podstawie chcą wprowadzić te zapis? Trudno się cokolwiek dowiedzieć i nie ma z kim rozmawiać na argumenty, a projekt jest i rozkłada naszą branżę na łopatki. 1 czerwca była akcja protestacyjna przed siedzibą ministerstwa.
Bez konsultacji
Wiceminister Mariusz Gajda wyjaśnił wówczas, że sprawy rybaków nie ma co omawiać, gdyż już się z nimi porozumiał. Nie do końca jest to prawda, bo pozostaje horrendalnie wysoka opłata za ścieki. Ministerstwo środowiska powołuje się na zapisy z Ramowej Dyrektywy Wodnej, ale nie zauważa, iż są zapisy w RDW, że ustalenie za opłat za wodę należy poprzedzić analizą ekonomiczną. Jednocześnie wielokrotnie podkreśla się konieczność równego traktowania skutków społecznych, ekologicznych i ekonomicznych z uwzględnieniem rachunku finansowego. Mimo powołania się na RDW, ministerstwo nigdy nie przedstawiło wyników analiz ekonomicznych dotyczących chowu i hodowli ryb.
Jakie są argumenty hodowców ryb? Uważają, że przychody dla powołanego urzędu „Wody Polskie“ z tytułu opłat za pobór wody do celów chowu i hodowli ryb będą nową formą opodatkowania nieuzasadnionych ani wytyczonych Ramową Dyrektywą Wodną, ani innymi dokumentami krajowymi czy dokumentami z poziomu Unii. Zapisy RDW w ogóle nie mówią o konieczności wprowadzania opłat za wodę wykorzystywaną do celów chowu i hodowli ryb, a próby obalenia funkcjonującego od lat porządku prawnego w tej sprawie są nadinterpretacją w stosunku do zapisu RDW, szczególnie w sytuacji braku analizy ekonomicznej dotyczącej sektora rybackiego.
Zwiną interes
Żeby nie być gołosłownym, bo przeciętnemu zjadaczowi chleba trudno sobie wyobrazić, o jakiego rzędu opłaty chodzi, że w tej branży powstał taki szum. Andrzej Sosiński podaje konkretne przykłady i wyliczenia. - Według pierwotnego zapisu projektu ustawy, nas obowiązywałby stawka 82 gr za m sześc/s. To wychodzi 35 tys. zł za dobę, a jak łatwo policzyć, za rok stawka wynosiłaby 13 mln zł! Obroty naszej spółki wynoszą około 9 mln zł na rok. Możemy zwijać żagle i to szybko - denerwuje się prezes. - Na szczęście z tego zapisu już wycofano się, ale pozostaje nadal aktualny zapis o ściekach. Tu też stawki przyprawiają o ból głowy. Wyliczyliśmy, że według nowej ustawy zapłacimy 8 mln w skali roku.
Sosiński tłumaczy, że to są chore zapisy i nie wolno dopuścić do tego, aby weszły w życie. Gospodarstwo Rybackie do tej pory nie płaciło za ścieki. Branża rybacka zainwestowała w urządzenia do oczyszczania wody. Przestrzega ściśle określonych norm. - Mamy obowiązek dbać o środowisko. Robimy badania i płacimy za nie. Jeśli przez dwa kolejne lata cztery razy w roku nie przekraczamy wyznaczonych parametrów, wówczas badania są dwa razy w roku - dodaje. - Pilnujemy tego.
Prezes z Charzyków, który ma doświadczenie w tej branży, uważa, że niepotrzebne jest to zamieszanie i nerwy. Jeśli jest projekt, to powinny być uzgodnienia. - Dajemy ludziom pracę. W ministerstwie nie doczekają się tych opłat. Jeśli je wprowadzą, to branża się kompletnie zwinie, nikogo nie stać na takie opłaty. Nie będzie opłacalna hodowla pstrągów, ale to nie znaczy, że na rynku ich nie będzie. Będziemy sprowadzać z zagranicy - dodaje. - Nie chodzi tylko o naszą firmę, takich gospodarstw w kraju jest kilkaset. Gdy będę musiał zamknąć hodowlę pstrągów, muszę zwolnić ludzi, a jaki to zysk dla państwa?
Przytacza przykład sprzed kikudziesięciu lat na Węgrzech. Wprowadzono tam takie opłaty. Po sześciu latach wycofano się, ale kompletnie to rozłożyło branżę hodowców ryb i nie mogli się pozbierać przez kolejnych dziesięć lat. - Broniliśmy się do tej pory tym przykładem, nie wprowadzano opłat. On był obrazowy i przemawiał do wyobraźni - mówi Sosiński. - Miejmy nadzieję, że tym razem też tak będzie.
Unika konsultacji
Jak możemy przeczytać w proteście, ministerstwo środowiska ma świadomość braku możliwości poniesienia przez hodowców tak wysokich opłat, jednocześnie nie dąży do porozumienia, unikając konsultacji społecznych. Zaproponowane z kwietnia tego roku stawki opłat za pobór wody i zrzut zanieczyszczeń spowodują natychmiastowe zamknięcie wszystkich hodowli ryb w Polsce.
Sławomir Litwin, przewodniczący Komitetu Ogólnopolskiego Pogotowia Protestującego Rybaków stwierdza, że zapisy gwarantujące zwolnienie z opłat za wodę są jeszcze daleko i potrzebne są dalsza determinacja oraz działania branży rybackiej ramię w ramię, aby nie stało się najgorsze.