Psy rewolucji. Polacy w bolszewickich szeregach
Rewolucja bolszewicka była jednym z najbardziej krwawych przewrotów w historii. Niestety, znaczny wkład w jej triumf mieli także Polacy. Dziś jeden z nich jest nawet w naszym patriotycznym panteonie
Ci rodacy dla poparcia swej władzy przyprowadzili na nasze pola, na nasze nędzne miasteczka, na dwory i chałupy posiedzicieli, na miasta przywalone brudem i zdruzgotane tyloletnią wojną - obcą armię, masę, złożoną z ludzi ciemnych, zgłodniałych, żądnych obłowienia się i sołdackiej rozpusty. W pierwszym dniu wolności, kiedyśmy po tak strasznie długiej niewoli ledwie głowy podnieśli, całą Moskwę na nas zwalili. Na ich sumieniu leżą zgwałcenia przez dzicz sołdacką naszych dziewcząt i kobiet. Na ich sumieniu leży zniweczenie nie zasobów i skarbów materialnych, bo te mają wartość względną i mogą być powetowane, lecz zniszczenie zabytków przeszłości, unikatów, pamiątek po pradziadach, ojcach, dzieciach, potłuczenie kulami witraży i dzieł sztuki, bezmiernym trudem artystów wykonanych w kamieniu, drzewie, metalu, malowideł i tworów ludzkiego marzenia, utrwalonych w opornym materiale, które rzesza ciemna z moskiewskich rozłogów tutaj przygnana zdruzgotała, rozkradła, uszkodziła i uniosła, a które już nigdy ludzkich oczu cieszyć nie będą. [...] Za zniszczenie tych przedmiotów ci komisarze są odpowiedzialni. Oni to te wszystkie pisma, druki, zabytki i rzeczy sztuki podali do rąk nic nie wiedzącego motłochu”.
Tak „dokonania” bolszewickich dostojnikach polskiego pochodzenia, którzy brali czyny udział w inwazji na Polskę w 1920 r., opisał Stefan Żeromski w słynnym opowiadaniu pt. „Na probostwie w Wyszkowie”. O kogo mu dokładnie chodziło? Oto wybór najistotniejszych „czerwonych” renegatów z polskimi korzeniami.
Grupa z Polrewkomu
23 lipca 1920 r. w Smoleńsku bolszewickie władze utworzyły Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, czyli tzw. Polrewkom. Był to zalążek komunistycznego rządu przyszłej Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. Miała ona powstać na terenach II Rzeczpospolitej zajętych przez Armię Czerwoną w toku pamiętnej letniej ofensywy Tuchaczewskiego. Gdy w połowie sierpnia 1920 r. podczas walnej bitwy na przedpolach Warszawy ważyły się dalsze losy „wszechświatowej rewolucji”, do Wyszkowa przybyła grupa najważniejszych działaczy Polrewkomu. Tutaj, a dokładnie na plebanii kościoła św. Idziego, czekali na zajęcie stolicy Polski Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski i Feliks Kon.
Krwawy Feliks
Pierwszy z nich - obok Lenina, Stalina i Trockiego - pozostaje najbardziej rozpoznawalną postacią rewolucji październikowej. Nie miał bynajmniej proletariackich korzeni. Dzierżyński pochodził bowiem ze starego polskiego kresowego rodu szlacheckiego. Urodził się w 1877 r. w majątku Oziembłowo nieopodal Mińska (w 2004 r. białoruskie władze zbudowały tam poświęcone jego osobie muzeum). Po śmierci ojca, Edmunda Dzierżyńskiego, w 1882 r. mały Feliks z matką i ośmiorgiem rodzeństwa przeniósł się do Wilna. Żyli biednie, borykając się z kłopotami finansowymi. W czasie nauki w gimnazjum Feliks zaczął przejawiać coraz bardziej buntowniczą postawę w reakcji na przesadny kult caratu i drakońską dyscyplinę. Coraz częściej popadał w konflikty z władzami szkolnymi. Ostatecznie nie zdał nawet matury. Wybrał niebezpieczne życie zawodowego rewolucjonisty.
Działalność polityczną zaczynał w 1894 r. jako socjaldemokrata, zwolennik działalności legalnej, polski patriota i wierzący katolik. Potem dopiero się zradykalizował, skręcając coraz mocniej w stronę komunizmu i internacjonalizmu. W 1900 r. dzięki jego staraniom litewscy socjaliści połączyli się z partią Róży Luksemburg, tworząc Socjaldemokrację Królestwa Polskiego i Litwy (SDKPiL). W kolejnych latach Dzierżyński stał się czołowym działaczem partii w Warszawie, organizował m.in. strajki i manifestacje w czasie Rewolucji 1905 r. w Warszawie. Podczas zjazdu zjednoczeniowego SDKPiL z Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji (SDPRR) w 1906 r. w Sztokholmie poznał Włodzimierza Lenina. Przywódca frakcji bolszewickiej zrobił na nim potężne wrażenie, stając się jego mentorem. Od tamtej pory Dzierżyński został wyznawcą głoszonych przez niego doktryn, w tym przekonania o konieczności wprowadzenia w zrewoltowanej Rosji dyktatury proletariatu.
Ochrana nie spuszczała Dzierżyńskiego z oka. Coraz to był aresztowany i skazywany. Ogółem pomiędzy 1897 a 1917 r. przesiedział w ciężkich więzieniach i na katordze 11 lat. Represjonowano także jego żonę, Zofię Muszkat, która za murami Pawiaka urodziła ich jedynego syna, Jana. Więc gdy wiosną 1917 r. został uwolniony z więzienia w Moskwie, rzucił się w wir rewolucyjnych przemian z zamiarem zemsty na swoich prześladowcach. Po przewrocie bolszewickim, w grudniu tego samego roku, powierzono mu organizację policji politycznej - Wszechrosyjskej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, czyli tzw. Czeki. Instytucja ta stała się symbolem „czerwonego” terroru, przed którą drżeli zarówno „burżuje”, zbuntowani chłopi czy białogwardyjscy weterani, jak i sami członkowie partii bolszewickiej. Jej funkcjonariusze stosowali bestialskie tortury i przeprowadzali masowe mordy, np. topiąc barki z dziesiątkami związanych ofiar na pełnym morzu. Szacuje się, że w toku całej wojny domowej w Rosji, czyli do 1921 r., Czeka odpowiadała bezpośrednio za śmierć od 50 tys. do 250 tys. ludzi. Możemy tylko domniemywać, jak wielka byłaby skala mordów w Polsce, gdyby latem 1920 r. Polrewkom zainstalował się w Warszawie.
W Duecie z Różą
Kolejną osobą, która dotarła do Wyszkowa, był Julian Marchlewski. W odróżnieniu od „Krwawego Feliksa”, dziś ta postać jest kompletnie zapomniana. Rocznik 1866. Pochodził z Włocławka. Jego ojcem był Polak, a matką Niemka, dlatego też był dwujęzyczny. Do szkół uczęszczał w Warszawie. Tutaj, w gimnazjum, wstąpił do pierwszej polskiej partii marksistowskiej „Proletariat”. Za działalność w kolejnej partii o tym profilu, Związku Robotników Polskich, trafił do więzienia w warszawskiej Cytadeli. W 1892 r. wyjechał do Szwajcarii. Tam zrobił doktorat z prawa na uniwersytecie w Zurychu. Następnie przeniósł się do Monachium, gdzie założył oficynę wydawniczą. Wychodziły u niego dzieła kilku polskich autorów, m.in. Stefana Żeromskiego. W międzyczasie włączył się w działalność SDKPiL, stając się najważniejszym, obok Róży Luksemburg, ideologiem tej partii. Ugrupowanie to głosiło konieczność wywołania internacjonalistycznej rewolucji robotniczej, obalenia kapitalizmu, likwidacji państw narodowych i wprowadzenia rządów proletariatu. To powodowało, że piłsudczykowska Polska Partia Socjalistyczna trzymała się od niej z daleka. Jej sojusznikami były za to żydowski Bund i SDPRR.
W czasie Rewolucji 1905 r. Marchlewski wrócił do Warszawy. Znów został aresztowany i trafił do więzienia. Gdy wyszedł na wolność w 1907 r., wyjechał z powrotem do Niemiec. Tam działał m.in. w lewym skrzydle Socjalistycznej Partii Niemiec, a potem był współzałożycielem Związku Spartakusa - organizacji robotniczej, która zmierzała do wywołania rewolucji w Cesarstwie Niemieckim.
Po wybuchu rewolucji październikowej pojawił się w Rosji. Współtworzył m.in. Komintern, czyli międzynarodówkę ruchów komunistycznych. W 1920 r. powierzono mu stanowisko przewodniczącego Polrewkomu, namaszczając go pierwszym przywódcą przyszłej Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. Jak wiadomo, nie było mu jednak dane porządzić ani jednego dnia.
Zdrajca z PPS
Najstarszym gościem parafii w Wyszkowie był Feliks Kon. Rocznik 1864 r. Wywodził się z majętnej warszawskiej rodziny żydowskiej. Co ciekawe, jego familia miała silne tradycje patriotyczne. Ojciec brał udział w galicyjskiej Wiośnie Ludów, matka i jej brat brali czynny udział w powstaniu styczniowym. Nic więc dziwnego, że taka atmosfera udzieliła się także jemu. Już w gimnazjum Feliks Kon podpadał rosyjskim nauczycielom. Natomiast na kurs kolizyjny z carską władzą wszedł w czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim, gdy wstąpił do „Proletariatu”. Swoją działalność wywrotową przypłacił ciężkim wyrokiem. W 1884 r. skazano go na 10 lat katorgi na Syberii. Na zesłaniu poznał dwie ważne dla swego życia osoby: żonę Krystynę Grynberg i Włodzimierza Lenina, z którym potem blisko współpracował.
Powróciwszy do Warszawy w 1904 r. wstąpił w szeregi PPS. Zajmował się głównie propagandą, publikował m.in. w „Robotniku”. Znalazł się też wśród organizatorów legendarnej akcji z 24 kwietnia 1906 r., gdy dzięki sprytnemu fortelowi bojowcy partii uwolnili z Pawiaka 10 swoich kolegów, nie oddając przy tym ani jednego wystrzału.
Po rozłamie w PPS w 1906 r. związał się z frakcją PPS-Lewica. Stawiała ona rewolucję robotniczą w całej Rosji ponad walkę o niepodległość Polski. W czasie I wojny światowej znalazł się w Szwajcarii. W kwietniu 1917 r. dotarł do Piotrogrodu w tym samym słynnym zaplombowanym przez Niemców wagonie co Lenin i Karol Radek.
W dobie rewolucji działał w różnych komórkach bolszewickich zajmujących się odcinkiem polskim, głównie działaniami propagandowymi i wydawniczymi. W 1920 r. przydzielono go do Polrewkomu jako komisarza odpowiedzialnego za oświatę.
„Na odgłos wystrzałów, rozlegających się za Bugiem, dr Julian Marchlewski, jego kolega Feliks Dzierżyński, pomazany od stóp do głów krwią ludzką, i szanowany weteran socjalizmu Feliks Kon - dali drapaka z Wyszkowa. Pozostał po nich tylko wielki swąd benzyny...” - tak opisał we wspomnianym opowiadaniu Żeromski ucieczkę trzech panów po klęsce bolszewików pod Warszawą. Projekt Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad został reaktywowany dopiero dwadzieścia lat później. Tym razem skutecznie.
Można powiedzieć, że w kolejnych latach Dzierżyński, Marchlewski i Kon mieli szczęście. Przynajmniej było dane im umrzeć śmiercią naturalną. Reszta członków Polrewkomu, która nie dotarła pod Warszawę, została w przygniatającej większości rozstrzelana w czasie stalinowskich czystek w latach 30. jako „szpiedzy i kontrrewolucjoniści”. Tak skończył Józef Unszlicht, Jakub Hanecki, Edward Próchniak czy Bernard Zaks. Zresztą poza nimi uśmiercono wówczas tysiące Polaków, którzy zdradzili swój kraj dla służby „wszechświatowej rewolucji” Lenina.
Dwóch z Armii Czerwonej
Sporo Polaków służyło w szeregach rewolucyjnego wojska. Najsłynniejszym polskim czerwonoarmistą był Karol Świerczewski. Rocznik 1897. Pochodził z Warszawy, konkretnie z robotniczej Woli. W zawierusze I wojny światowej znalazł się w głębi Rosji. Pracował jako ślusarz, potem pojawił się w carskim mundurze na froncie, a wreszcie przeszedł w szeregi Armii Czerwonej. W czasie wojny domowej w Rosji walczył przeciwko wojskom atamana Skoropadskiego i „białym”, głównie na terenie Ukrainy. Za zasługi w boju obsypywano go orderami. Już w 1919 r. dowodził batalionem. Latem 1920 r. został przeniesiony na front polski na własną prośbę. Nie brał udziału w Bitwie Warszawskiej. W lipcu w czasie jednej z bitew został ciężko ranny.
W czasie stalinowskich czystek trafił do więzienia, ale udało mu się uniknąć rozstrzelania. Już w randze generała brał udział w wojnie ojczyźnianej, a potem w zajęciu Polski. Szczęście opuściło go dopiero w 1947 r., gdy został zastrzelony w Bieszczadach przez oddział UPA.
Zupełnie wyjątkowym przypadkiem spośród polskich kolaborantów w Armii Czerwonej był Bolesław Kontrym (pisaliśmy o nim szerzej w numerze „NH” z listopada 2017 r.). Urodził się w 1898 r. na Wołyniu. Już jako 17-letni kadet, w szeregach armii rosyjskiej, trafił na front. Szybko dosłużył się rangi porucznika. W 1918 r. dołączył do Armii Czerwonej. Uczestniczył w ciężkich walkach pod Archangielskiem, potem walczył z „białymi” w republice Komi i Estonii oraz brał udział w nieudanej kampanii polskiej w 1920 r. Później krwawo tłumił chłopskie powstanie tabowskie. Wszędzie, gdzie się pojawił, wyróżniał się odwagą i skutecznością. Dwukrotnie otrzymał Order Czerwonego Sztandaru. Awansowano go do rangi generała brygady. I nagle w 1922 r. porzucił dalszą karierę w służbie rewolucji i zbiegł do Polski. Tutaj zwalczał komunistyczne jaczejki jako funkcjonariusz Policji Państwowej. A w czasie II wojny światowej wyróżnił się jako „cichociemny” i dowódca podczas powstania warszawskiego. W 1953 r. został zamordowany przez UB. Mimo swojej służby u bolszewików, dziś zdecydowanie częściej mówi się o nim jako o bohaterze niż zdrajcy.