Putinversteher, czyli Niemcy koniem trojańskim Rosji w Europie
Polityka Niemiec w ostatnich kilkunastu latach wyjątkowo sprzyjała Rosji. Być może był to wyraz wdzięczności za zgodę Moskwy na zjednoczenie Niemiec po zakończeniu zimnej wojny. Jednak decyzje Berlina wzmacniały reżim Putina i wręcz zachęcały go do kolejnych agresywnych działań. Obecna wojna na wschodzie Europy ostatecznie obnażyła cele niemieckiej polityki, z tym najważniejszym na czele: po pierwsze Rosja.
„Dajcie nam więcej broni, byśmy mogli się bronić. Pomóżcie nam chronić nasze niebo. Pomóżcie nam zdobyć samoloty bojowe”. To apel szefa ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeby do Niemców, zamieszczony na łamach „Die Welt” 9 marca. Tego samego dnia Ukraina usłyszała odpowiedź. Kanclerz Olaf Scholz wypowiedział się przeciwko wysłaniu polskich MiG-ów na Ukrainę. „Rozwiązanie militarne nie ma sensu” - powiedział niemiecki przywódca komentując ideę wsparcia przez NATO Ukrainy polskimi samolotami. To kolejny przykład niemieckiej polityki, która sprowadza się do blokowania większej pomocy wojskowej dla kraju walczącego z Rosją, którą Niemcy uważają wciąż za strategicznego partnera na Wschodzie. I od której wciąż kupują ropę i gaz.
W konkluzjach szczytu UE w Paryżu nie znalazły się zdecydowane wezwania do dalszych sankcji wobec Rosji i jasny sygnał ws. szybkiego trybu przyjęcia Ukrainy do Unii, bo zablokowały to Niemcy. Ostatnie przyjęte sankcje mają zaś tak naprawdę charakter symboliczny. Część z nich łatwo ominąć. Berlin jest głównym, najbardziej wpływowym przeciwnikiem sankcji w sektorze energetycznym. Niemcy sprzeciwiają się też poważnemu militarnemu wzmocnieniu Ukrainy w wojnie z Rosją. Dostawa na początku marca na Ukrainę 500 systemów przeciwlotniczych Stinger i 1000 sztuk broni przeciwpancernej była wymuszona naciskiem Kijowa i sojuszników Niemiec zaraz po ataku Rosji na Ukrainę. Jednocześnie Niemcy finansują – i to coraz mocniej z racji na wzrost cen węglowodorów – inwazję Putina na sąsiedni kraj. Szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba w tekście opublikowanym 9 marca w dzienniku „Die Welt” napisał, że Niemcy wprawdzie skorygowały swoją politykę wobec Rosji, ale o wiele za późno i za słabo. „Przypuszczam, że przeraża was to, co widzicie i czytacie o wojnie na Ukrainie. Ale ostrzegaliśmy was przed tym wszystkim. Prosiliśmy was o broń, a w odpowiedzi słyszeliśmy opowieści o ‘odpowiedzialności historycznej’, która z jakiegoś powodu objęła Rosjan, ale nie Ukraińców. Prosiliśmy, byście nie budowali Nord Stream 2. Ale mówiliście, że to projekt czysto komercyjny” - pisze Kułeba.
Gaz, krew i ich cena
Premier Polski Mateusz Morawiecki powiedział, że gazociągiem przez Bałtyk z Rosji do Niemiec płynie dziś nie gaz a krew. Chodzi o Nord Stream. Berlin z wielką pompą ogłosił zamrożenie projektu Nord Stream 2, ale jego starszy brat działa bez przeszkód. - Wprawdzie trwają prace nad alternatywnymi rozwiązaniami wobec energii rosyjskiej, ale to jeszcze potrwa - powiedział 7 marca Olaf Scholz. - Dlatego jest to świadoma decyzja z naszej strony, aby kontynuować działalność przedsiębiorstw biznesowych w dziedzinie dostaw energii z Rosją – zaznaczył kanclerz Niemiec. Przeciwko wstrzymaniu importu węglowodorów z Rosji wypowiedzieli się też federalni ministrowie gospodarki i finansów. Szczególnie może niektórych rozczarować postawa ministra gospodarki, polityka Zielonych. Z wejściem tej partii do rządu wielkie nadzieje wiązała Ukraina, ale też inne kraje europejskie dążące do uniezależnienia Europy od rosyjskich węglowodorów. Wszak Zieloni najostrzej krytykowali Nord Stream 2 oraz import gazu i ropy z Rosji. Tymczasem minister gospodarki Robert Habeck (Zieloni) wypowiada się przeciwko zakazowi importu energii z Rosji w związku z wojną na Ukrainie. Także minister finansów Christian Lindner (FDP) odrzucił możliwość nałożenia embarga na rosyjską ropę i gaz.
Niemcy przez ostatnie kilkanaście lat dążyły do zamykania elektrowni atomowej, jednocześnie zwiększając zależność od gazu. Problem w tym, że gazu rosyjskiego. Nie budowano terminali LNG, budowano kolejne gazociągi łączące z Rosją. Stan umysłu Niemców, zaczadzonych „historyczną koniecznością” współpracy z Rosją drastycznie ukazują decyzje burmistrza Lubmina (land Meklemburgia-Pomorze Przednie), gdzie zbiegają się Nord Stream i Nord Stream 2. Axel Vogt zarządził, by w Lubminie nie organizowano ani nie zapewniano zakwaterowania uchodźcom wojennym z Ukrainy (zakaz dotyczy również zakwaterowania w sąsiednich gminach). Powód? Mieliby rzekomo zagrażać „infrastrukturze krytycznej”, czyli rosyjskim gazociągom. Taka postawa nie jest żadnym zaskoczeniem, skoro premier landu od dawna wspiera na wszelkie możliwe sposoby współpracę z Rosją.
8 marca szefowa dyplomacji RFN opowiedziała się przeciwko embargu na rosyjską ropę. „Natychmiastowe wstrzymanie importu ropy z Rosji do Niemiec wprowadziłoby chaos na ulicach i uniemożliwiłoby komunikację” - powiedziała minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock. Z przytoczonej przez dziennik „Tagesspiegiel” analizy organizacji ekologicznej Transport&Environment wynika, że „fakt, iż Niemcy nie zrezygnowały do tej pory z naftowego biznesu z Rosją, oznacza, że rząd federalny daje prezydentowi Rosji 65 mln dolarów dziennie”. Niemiecki rząd jest przeciwny bojkotowi importu paliw kopalnych z Rosji mimo licznych głosów podnoszących, że embargo np. na ropę wpłynęłoby na rosyjską gospodarkę „bardziej niż poprzednie sankcje”. Ambasador Ukrainy w RFN Andrij Melnyk wykluczenie wprowadzenia embarga, określił w wypowiedzi dla „Die Welt” jako „nóż wbity w plecy Ukrainy”.
Twierdzenia niemieckiego rządu ws. ropy są bałamutne. Jeśli w przypadku gazu faktycznie nie jest tak łatwo i szybko znaleźć inne źródło dostaw, to na rynku ropy jest inaczej. To rynek dużo bardziej elastyczny. Dużo szybciej i łatwiej przyszłoby zrezygnować Niemcom z rosyjskiej ropy, niż z gazu. A to ropa jest głównym źródłem dochodów Rosji, a więc i finansowania wojny. Ze sprzedaży ropy w UE (a Niemcy są tu największym rynkiem) Rosja czerpie nawet pół miliarda dolarów dziennie. Dla porównania, na gazie Moskwa zarabia 170 mln euro w UE. Wnioski? Po pierwsze, Rosja zarabia dużo dużo więcej na sprzedaży w UE ropy niż gazu. Po drugie, Unii, z Niemcami na czele, dużo łatwiej znaleźć alternatywę dla rosyjskiej ropy niż gazu. Dlaczego więc Berlin tego nie robi? Trudno oprzeć się wrażeniu, że wynika to z podstawowej zasady niemieckiej Ostpolitik: priorytetem są relacje z Rosją.
Jak Niemcy (nie)bronią Ukrainy
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz przed szczytem UE wypowiedział się przeciwko szybkiemu przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej. Kijów prosi wciąż Berlin o większą pomoc wojskową, ale na nic takiego się nie zanosi. Scholz wygłosił słynne przemówienie w Bundestagu kilka dni po ataku Rosji na Ukrainę. Zapowiedział wzmacnianie niemieckiej armii i ostrą politykę wobec Moskwy. Dziś widać, że były to tylko gołosłowne deklaracje wymuszone presją USA, Wielkiej Brytanii, Polski i innych sojuszników. Rząd Niemiec rozważa możliwość dalszych dostaw broni na Ukrainę, która odpiera rosyjską inwazję - powiedziała 8 marca minister obrony Christine Lambrecht we wspólnym programie telewizji ARD i ZDF. Ale… Sięgnęła po argument, że nie można przy tym osłabiać Bundeswehry. Wątpliwe, by Niemcy szybko zrealizowały ukraińską listę życzeń, która obejmuje systemy obrony przeciwlotniczej i broń przeciwdronową, ale także systemy broni ciężkiej, w tym okręty podwodne i czołgi.
Ukraina była zmuszona postawić na Niemcy w 2014 roku, gdy obalono reżim Janukowycza, a Rosjanie zajęli Krym i część Donbasu. Dlaczego? Barack Obama kwestie europejskie już w 2009 r. scedował na Berlin. Czyli USA nie były alternatywą. Polska? W Warszawie rządzili wówczas polityczni klienci Berlina, więc logiczne jest, że Ukraińcy woleli rozmawiać z szefem, niż z podwładnym. Niestety, sojusz z Niemcami nie pomógł Ukrainie, wręcz zaszkodził, bo Berlin wolał współpracować z Moskwą. W efekcie format normandzki obumarł, zaś projekt Nord Stream 2 w najlepsze się rozwijał. Jednak spór Donalda Trumpa z Niemcami, choćby w kwestii współpracy gazowej Berlina z Rosją był dla Kijowa korzystny. Co pokazała zmiana władzy w USA. Joe Biden poszedł w ślady swego byłego przełożonego, czyli Baracka Obamy, i znów z Niemiec zrobił swego „namiestnika” mającego pilnować spraw w Europie. Symbolem tego układu było memorandum z 22 lipca 2021 roku, w którym „Stany Zjednoczone i Niemcy niezłomnie popierają suwerenność, integralność terytorialną, niepodległość i wybór europejskiej drogi Ukrainy. Ponownie zobowiązujemy się dziś do odparcia rosyjskiej agresji”. W zamian za możliwość dokończenia Nord Stream 2 Niemcy wzięły na siebie odpowiedzialność za bezpieczeństwo Ukrainy.
Jako gwarant bezpieczeństwa Ukrainy Niemcy zawiodły kompletnie, niezależnie od tego, że w międzyczasie zmienił się rząd i kanclerz RFN. Mało doświadczony Olaf Scholz nie zmienił nic w polityce RFN wobec Ukrainy. Choć już od listopada rosło zagrożenie inwazją Rosji na Ukrainę, Niemcy nie tylko nie chciały wspomóc Kijowa bronią, nie tylko chciały dokończyć Nord Stream 2, ale na dodatek ich przedstawiciele publicznie dawali do zrozumienia, że Berlin stawia na Moskwę. Jak na przykład dowódca niemieckiej floty wojennej, wiceadmirał Kay-Achim Schönbach, który podczas styczniowej wizyty fregaty Bavaria w Indiach powiedział, że Krym został utracony dla Ukrainy na zawsze i nigdy do niej nie wróci, że Putin powinien być „szanowany”, a obawy o zbliżającą się inwazję rosyjskich wojsk na Ukrainę nazwał „absurdem”. A w ogóle to, zdaniem wiceadmirała, z Rosją należy „współpracować”. To, że Schönbach szybko stracił stanowisko nie oznacza, że coś w niemieckiej opinii się zmieniło.
Berlin sprzeciwiał się też przekazaniu przez Estonię Ukrainie dziewięciu haubic samobieżnych średniego kalibru odziedziczonych po armii NRD. Co więcej, Niemcy blokowały dostawy broni dla Ukrainy z natowskiej Agencji Wsparcia i Zamówień NATO (NSPA). Największą kompromitacją była jednak reakcja na wniosek Kijowa o wsparcie budowanej obrony terytorialnej 100 tysiącami hełmów i taką samą liczbą kamizelek kuloodpornych. Co zapewnił Berlin? 5 tys. hełmów. „Albo Niemcy staną się wiodącym narodem wspierającym Ukrainę i walczącym z rosyjskim złem, albo Niemcy poniosą nową historyczną winę za utracone życia i zniszczone miasta” - napisał w cytowanym wyżej artykule z „Die Welt” szef ukraińskiego MSZ Dmytro Kułeba. Dziś wszystko wskazuje na to, że Niemcy wybrały to drugie.