Pyffel: Dla Pekinu najważniejsza jest zasada „Jednych Chin”

Czytaj dalej
Fot. AP/Associated Press/East News
Dorota Kowalska

Pyffel: Dla Pekinu najważniejsza jest zasada „Jednych Chin”

Dorota Kowalska

Bogaty Zachód chciałby zachować status quo, natomiast są kraje, które z tego statusu quo, z tego jak świat wyglądał w XX wieku, czy też w ostatnich dekadach nie były zadowolone. Zawsze jest jakiś konsens, który z czasem staje się kruchy, a potem albo musi być obroniony, albo się rozpada – mówi Radosław Pyffel, komentator ds. polityki międzynarodowej, Instytut Sobieskiego. Autor książki „Biznes w Chinach - jak odnieść sukces w chińskim świecie”

Gorąco robi się wokół Tajwanu, prawda?
To prawda. Jeszcze nigdy nie było tak gorąco, jak teraz.

Trwają manewry wojsk chińskich wokół Tajwanu. Jaki sygnał wysyłają Chiny Stanom Zjednoczonym i Tajwanowi?
Znaleźliśmy się w tej sekwencji eskalacyjnej tak daleko, jak nigdy do tej pory. Ćwiczenia wojsk chińskich są bezprecedensowe – nigdy tak daleko wojska Chińskiej Republiki Ludowej się nie zapuściły. Co ważne, one otaczają wyspę – podpłynęły do niej od strony zachodniej i wschodniej. To odpowiedź na wizytę na Tajwanie Nancy Pelosi, czyli spikerki Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych. To była wizyta na prawie najwyższym szczeblu, bo Nancy Pelosi jest trzecia w sukcesji prezydenckiej po Joe Bidenie i Kamali Harris. Nie była to pierwsza wizyta przewodniczącego Kongresu, ale miała bardzo ostentacyjny charakter.

Dlaczego?
Dlatego, że poprzedni przewodniczący Kongresu, który odwiedził wyspę w 1997 roku zachowywał się jednak w sposób, w którym dawał władzom w Pekinie możliwość wyjścia z całej sytuacji twarzą. Najpierw poleciał do Pekinu, gdzie odbył szereg spotkań wysokiego szczebla, potem do Tokio i dopiero stamtąd do Tajpej. Wizyta Nancy Pelosi, jak już powiedziałem, miała bardzo ostentacyjny charakter. Przyleciała ona do Taipei wojskowym samolotem i mówiła rzeczy- z punktu widzenia Pekinu - nieakceptowalne.

A co takiego powiedziała Nancy Pelosi?
Przede wszystkim z punktu widzenia Pekinu najważniejsza jest zasada „Jednych Chin”, która mówi, że istnieje jeden rząd, rozciągający swoją władzę na terytorium zarówno kontynentu jak i Tajwanu i ten rząd ma monopol na relacje zewnętrzne. Sami Amerykanie od 1972 roku uznają taki stan rzeczy, czyli od czasów wizyty Henry Kissingera w Pekinie. Wtedy USA uznały, że istnieją jedne Chiny. Potem, w 1979 roku, uznano, że te jedne Chiny to Pekin – przeniesiono ambasadę amerykańską z Taipei do Pekinu, aby dzięki wsparciu między innymi ChRL obalić ZSRR, co jak wiemy się udało. Warunkiem ChRL było uznanie zasady „Jednych Chin” i takiej jej interpretacji, w której Tajwan jest częścią Chin. Wizyta Nancy Pelosi na Tajwanie, to uderzenie w tą zasadę. Uderzenie w czuły, być może najczulszy punkt Pekinu.

Tyle tylko, że wielu ekspertów twierdzi, iż ta odpowiedź Chin na wizytę Nancy Pelosi na Tajwanie jest do niej zupełnie nieadekwatna, zbyt gwałtowna, zbyt mocna.
Żyjemy w demokracji, ale bądźmy poważni. To nie eksperci, czy komentatorzy decydują o reakcjach, czy decyzjach Pekinu. Mnie osobiście ona w ogóle nie dziwi. I to nie tylko dlatego, że w tygodniu poprzedzającym wizytę, wysłano kilka bardzo mocnych sygnałów, a Pekin mówił wprost, że przylot Nancy Pelosi, zostanie odebrany jako prowokacja. Sama rozmowa Biden-Xi, która odbyła się przed wizytą Nancy Pelosi, trwała dwie godziny i dotyczyła głównie Tajwanu. Pekin uważa, że Tajwan jest nieodłączną częścią Chin i nie może dopuścić do tego, by ten stał się niepodległym państwem. A im więcej tego typu międzynarodowych inicjatyw i spotkań, tym bardziej Tajwan wychodzi z izolacji międzynarodowej i z punktów widzenia tej strategii, czy też zasady „Jednych Chin” gorzej. Wcale nie trzeba być ekspertem by wiedzieć, że - słusznie, czy niesłusznie - Pekin w przewidywalnej przyszłości nigdy nie pogodzi się z tym, by Tajwan stał się niepodległym państwem. A to oznacza, że nie pozwoli Taipei na utrzymywanie zwyczajnych, roboczych kontaktów międzynarodowych, na poziomie, który jest przywilejem oficjalnie uznawanych państw, takich jak np. Litwa, Polska, czy Słowacja. To, że wielu komentatorów powtarza słowa Antonyego Blinkena o tym, że nic się nie stało, nie zmieni faktu, że Pekin będzie wymuszać, lub egzekwować respektowanie zasady „Jednych Chin”. Świadczą o tym zarówno poprzedzające wizytę wspomniane wcześniej rozmowy Joe Bidena i Xi Jinpinga, ale także to, jakie są realia Chińskiej Republiki Ludowej, jak jest edukowane i formowane chińskie społeczeństwo – jak te sprawy wyglądają z perspektywy chińskiej codzienności.

A jak wyglądają?
W Chinach Kontynentalnych mamy kilkadziesiąt milionów funkcjonariuszy partyjnych i społeczeństwo, które wychowuje się w poczuciu, iż reunifikacja z Tajwanem, rozciągnięcie władzy nad wyspą – już nie de jure, czyli nie prawnie, ale faktycznie, zjednoczenie wszystkich ziem chińskich, jest najważniejszym celem politycznym. Przypomnę tylko, że Tajwan jest uznawany przez piętnaście krajów na świecie, w tym przez Stolicę Apostolską, chyba najbardziej w tym gronie wpływową. Pozostali to niewielkie państwa Oceanii, Afryki, czy Ameryki Łacińskiej. Wybór jest prosty – albo ktoś uznaje Pekin, albo Taipei, jako reprezentanta jednych Chin. Jeśli uznaje Pekin, to uznaje tym samym, że rozciąga on swoją władzę na terytorium Tajwanu. W praktyce Republika Chińska na Tajwanie posiada swój własny rząd, który rozciąga władzę nad terytorium wyspy, ale nie spełnia trzeciego kryterium istnienia państwowości, czyli uznania międzynarodowego. I Pekin robi wszystko, aby wszelkie działania zmierzające do realizacji tego celu zdusić w zarodku. Dlatego tak agresywna reakcja na wizytę Nancy Pelosi była łatwa do przewidzenia.

Ale część państw, jak sam pan zauważył, uznaje Tajwan jako osobne państwo.
No tak, ale nie są to Stany Zjednoczone, nie jest to Polska – Polska też nie uznaje Republiki Chińskiej na Tajwanie jako państwa, uznaje zasadę „Jednych Chin”, a Pekin jako ich reprezentanta. Tajwan to niezwykle czuły punkt w chińskiej kulturze politycznej. Dlaczego? Dlatego że jeżeli spojrzeć na spotkania międzynarodowe, na ich agendę, to tam prawie zawsze jest potwierdzanie, że istnieją jedne Chiny i że Pekin jest ich reprezentantem, a nie Taipei. To pewnego rodzaju rytuał. Druga rzecz, wszyscy funkcjonariusze partyjni codziennie na swoich mitingach uczą się o tym, że najważniejszym celem wśród różnych celów, które ma realizować partia jest właśnie realna reunifikacja, czyli włączenie Tajwanu do wielkich Chin, razem z Hongkongiem i Makau, które staną się częścią ChRL w 2047 i 2049 roku. Natomiast status wyspy jest wciąż nieuregulowany. I to tworzy pole do różnego rodzaju interpretacji, niedomówień – dlatego ta kwestia jest tak ważna i tak drażliwa. To prawdziwe pole minowe. Tak jak mówiłem – funkcjonariusze partyjni na wszystkich mitingach powtarzają, że to jeden z głównych celów partii – doprowadzić do realnej reunifikacji. Mamy też społeczeństwo wyedukowane, przyzwyczajone do tego, że istnieją wielkie Chiny z Tajwanem, który wchodzi w ich skład. Na wszystkich mapach w szkołach, w urzędach publicznych Tajwan jest przedstawiany, jako część Chin.

Więc wizyta Nancy Pelosi, to uderzenie w chińską dumę narodową?
Tak. W bardzo wrażliwy, czuły punkt także dla obywateli. Co w tej sprawie jest bardzo ważne - Xi Jinping jesienią na Kongresie Partii będzie chciał przedłużyć swoje przywództwo. Gdyby nie zadział w sprawie Tajwanu i gdyby nie było żadnej reakcji ze strony Pekinu na tę wizytę, to on zupełnie straciłby twarz, jako lider. Zarówno w stosunku do działaczy partyjnych, wobec kadr, którym przewodzi jako szef partii jak i własnego społeczeństwa, które jest - czy nam się to podoba, czy nie - w taki, a nie inny sposób wychowane. Więc ta wizyta, szczebel, na którym się odbyła, sposób, w jaki przebiegała, to, co działo się przed nią, te długie rozmowy i to, co stanie się jesienią, czyli fakt, że Xi Jinping będzie się starał o przedłużenie władzy – to wszystko spowodowało, że Amerykanie zaszachowali Pekin. Postawili go w bardzo trudnej sytuacji. I wydawało się, że – choć było to uderzenie w najczulszy punkt - to być może Pekin się nie odważy na tak gwałtowny, stanowczy ruch.

Jednak się odważył!
Tak. A miał trzy opcje do wyboru. Pierwsza – to zareagować mocniej w sprawie Tajwanu i można powiedzieć, że tak się stało. Bo tak można zinterpretować otocznie tej wyspy, a właściwie jej blokadę, przecież mamy zawieszone połączenia lotnicze z Tajwanem, utrudniony transport towarów. Te ćwiczenia wojsk chińskich miały potrwać do niedzieli, a zostały przedłużone. Więc pierwsza możliwość – to wejście w sekwencję eskalacyjną w Cieśnienie Tajwańskiej, z ruchem jeszcze mocniejszym niż wizyta Nancy Pelosi. Drugim rozwiązaniem była odpowiedź w innej przestrzeni, niekoniecznie militarnej, ale na przykład gospodarczej, na przykład gdzieś w Ameryce Południowej, w domenie amerykańskiej, lub - co byłoby fatalne dla Polski, a nie możemy tej opcji niestety wykluczać - mocniejsze zaangażowanie po stronie Rosji, już nie tylko tak jak do tej pory głównie propagandowe, czy dyplomatyczne. Bo jak mówiliśmy w naszej poprzedniej rozmowie, do tej pory Chiny były raczej niezaangażowane w wojnę w Ukrainie, była to bardziej polityka siedzenia na wzgórzu i obserwowania walczących tygrysów. Teraz, skoro Stany Zjednoczone wysłały Nancy Pelosi na Tajwan, co mimo zapewnień strony amerykańskiej, że nic wielkiego się nie stało, zostało odebrane w Pekinie jako ruch wrogi i prowokacyjny, to Pekin może zacząć mocniej wspierać Rosję, aby pokrzyżować Amerykanom szyki w naszej części świata.

Myśli pan, że rzeczywiście Chińczycy mogą teraz mocniej wesprzeć Rosję w jej inwazji an Ukrainie?
Jesteśmy w sekwencji eskalacyjnej – jeżeli z jeden strony następuje mocny ruch, to ta druga strona odpowiada jeszcze mocniejszym. Niewykluczone, że dojdzie do niego w jakiejś innej domenie, tak jak mówiłem, może gdzieś bliżej USA, albo właśnie na polach bitewnych Ukrainy. Jeśli Chiny wsparłyby swoimi zasobami, nie wiem – pożyczkami, sprzętem, Rosję, to ta zyska drugi oddech. Tak, czy inaczej – w jakimkolwiek scenariuszu eskalacyjnym w tamtej części świata, Moskwa zyskuje, bo albo dostaje zwiększone wsparcie Chin, które dotychczas trochę się z nim krygowały obawiając się sankcji, albo Amerykanie rozdrabniają swoje zasoby na front ukraiński i Azję Wschodnią i w najlepszym wypadku w takim samym stopniu, ale już na pewno nie większym będą się koncentrowały na Ukrainie, a bardziej zaangażują się na tamtym teatrze. W tej sytuacji Rosja w każdym z tych scenariuszy zyskuje. To akurat w przeciwieństwie do definicji stanu prawnego Republiki Chińskiej na Tajwanie jest bardzo proste.

A to trzecie rozwiązanie?
To rozwiązanie jest już chyba historią. Ono zakładało, że Chiny postrzelają trochę rakietami, postraszą, wydadzą kilka ostrych dyplomatycznych oświadczeń i zawrócą. Ale od samego początku uważałem, że to nie mogło nastąpić. Bo jeśli spojrzymy na politykę wewnętrzną Chin to takie zachowanie, jak już mówiłem, oznaczałoby utratę twarzy. Uważam jednak, że cały czas istnieje szansa na to, że dwa supermocarstwa zawrócą ze scenariusza eskalacyjnego. Aby tak się stało, obie strony musiałyby ogłosić swój triumf – Chiny zakończyłyby manewry, ogłaszając swoje zwycięstwo i tak samo Amerykanie, ogłoszą, że cel został spełniony. Oba mocarstwa zachowałyby twarz i przynajmniej na jakiś czas odpuściły i wycofały się ze scenariusza eskalacyjnego. Natomiast, jeżeli ta blokada nazywana ćwiczeniami będzie trwała, to będzie oznaczać, że piłeczka znajdzie się po stronie Stanów Zjednoczonych. Wtedy to one będą musiały zareagować, żeby w jakiś sposób tę blokadę rozluźnić.

Jak mogą zareagować Stany Zjednoczone?
Za bardzo nie mają ruchu. Będą apelować do Chin, już apelują, żeby nie eskalowały konfliktu. Już są ostre oświadczenia dyplomatyczne w tej sprawie. Ale jeśli nie przyniosą one skutku, to trzeba będzie jakoś rozbić tę blokadę. A to oznacza wejście na kolejne piętro sekwencji eskalacyjnej. Wtedy, można powiedzieć, otwieramy drugi front – po polach bitewnych Ukrainy, przy naszej wschodniej granicy, otwieramy drugi front ze względu na specyfikę tego terenu – powietrzno-morski. Jesteśmy u progu drugiego, regularnego konfliktu.

Wyobrażą pan sobie sytuacje, że Amerykanie wysyłają na Tajwan swoje wojska?
Już przed wizytą Nancy Pelosi amerykańskie lotniskowce podpłynęły pod Tajwan, aby być w gotowości, gdyby coś jej się stało. Nie wiem, nie jestem specjalistą od wojskowości, ale pamiętajmy, że sytuacja może robić się nerwowa, bo przedłużająca się blokada Tajwanu miałaby ogromny wpływ dla światowej gospodarki.

Jaki?
Kilkadziesiąt procent półprzewodników produkowanych jest na Tajwanie. Bez tych półprzewodników nie da się złożyć produktów elektronicznych codziennego użytku. Ten procent jest na tyle znaczący, że wszyscy to odczujemy. Nie da się bez nich produkować laptopów, smartfonów, komputerów. Już teraz statki handlowe boją się płynąć w okolicach Tajwanu. Te, które płyną do Azji omijając cieśninę tajwańską szerokim łukiem, a 88 procent największych statków handlowych świata przynajmniej raz do roku przepływa przez tę cieśninę. Więc jeśli ona zostanie wyłączona na dłużej, to oznacza ogromne problemy dla międzynarodowego handlu, światowej logistyki. Poza tym mamy bardzo dużo dostaw z wyspy na kontynent, one też zostały teraz zablokowane. Wydano już specjalne regulacje, według których na produktach wyprodukowanych na Tajwanie nie może być napisane made in Taiwan – za taki napis na produkcie można dostać karę nawet w wysokości 600 dolarów, przy odprawie celnej, albo w ogóle te produkty są wycofywane. Ta eskalacja konfliktu to pojawienie się tego typu problemów i zaburzenie światowych łańcuchów dostaw. A co to oznacza, widzimy, chociażby na przykładzie dostaw energii czy żywności w kontekście Ukrainy. Samo utrzymywanie blokady Tajwanu będzie powodowało ogromne problemy dla międzynarodowych korporacji.

Tylko , czy to nie jest trochę tak, że to Chiny doprowadzają do eskalacji konfliktu, Pekin obiecał utrzymać swobody w Hongkongu, a niedawno je zdławił, nie mówiąc o obozach koncentracyjnych dla Ujgurów?
Wszyscy na Zachodzie tak to postrzegają, ale nie jestem pewien, czy tak samo postrzegają to kraje pozaeuropejskie. A na pewno Chiny postrzegają to zupełnie inaczej.

Jak?
O to trzeba pytać przedstawicieli ChRL, a nie mnie jako komentatora. W jednym z polskich dzienników ukazał się artykuł Ambasadora Chin w Polsce i w kwestii chińskiego postrzegania tej i innych kwestii polecam zapoznanie się z nim i innymi materiałami Ambasady. Jeśli pyta pani akurat mnie, to moim zdaniem problem polega na tym, że nie ma już właściwie konsensusu, jak ma wyglądać globalny ład, co jest definicją status quo, co jest definicją dobrych stosunków międzynarodowych. Każdy sobie to wyobraża inaczej. Chiny wyobrażają to sobie inaczej, Stany Zjednoczone wyobrażają to sobie inaczej. Każdy walczy o pokój, ale na własnych zasadach, a oba mocarstwa uważają, że są silniejsze i że to drugie musi się do niego dostosować. Czy to w kwestii Hongkongu, Tajwanu, czy innych spraw. To grozi eskalacją, o którą zresztą będą się wszyscy wzajemnie obwiniać.

Ale skąd taka polityka Chin wobec Hongkongu, Tajwanu, Ujgurów?
To nie jest pytanie do mnie. Polecam zapoznanie się z materiałami Ambasady ChRL w Polsce.

Kreml chce wielkiej Rosji, czy raczej restauracji Związku Radzieckiego, Pekin restauracji Chin. Widzę tu pewne podobieństwa, a pan?
Chiny to nie Rosja, jak chcielibyśmy w Polsce wierzyć, ale są pewne podobieństwa, zwłaszcza w tej sprawie. Wydaje mi się, że bogaty Zachód chciałby zachować status quo, natomiast są kraje, które z tego statusu quo, z tego jak świat wyglądał w XX wieku, czy też w ostatnich dekadach nie były zadowolone. Zawsze jest jakiś konsens, który z czasem staje się kruchy, a potem albo musi być obroniony, albo się rozpada. Są kraje, które są zainteresowane utrzymaniem status quo. Takim krajem chyba byliśmy my, jako Polska. Krajem, który był zadowolony z tego, jak wygląda świat, a jeśli wyrażał jakieś niezadowolenie to raczej na użytek wewnętrzny, w czasie kampanii wyborczych, a nie w działaniach na arenie międzynarodowej. Ale są też kraje, które dążą do zmiany układu choćby bliskie nam geograficznie i kulturowo Węgry. Może nam się to podobać, lub nie, ale tak było, jest i będzie zawsze. Chiny również są wśród tych krajów, które nie były zadowolone ze swojej pozycji w XX wieku i było jasne, że będą próbowały ją zmienić. A że jest to kraj dziewięciokrotnie większy od Rosji, o dziewięciokrotnie większej gospodarce, kraj technologicznie zaawansowany, to było jasne, że wcześniej, czy później stanie się wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych, jeżeli będzie chciał doprowadzić do restauracji swojej potęgi, czy też realizować tą potęgę na taką skalę, do jakiej predestynują go zasoby, jakie ten kraj posiada. To się właśnie dzieje, co oczywiście nam, zwolennikom status quo, może się nie podobać. To budzi to nasz sprzeciw i nie on akurat jest niepokojący. Komuś, komu dobrze się żyło, temu nie chce się zmieniać układu. Natomiast, moim zdaniem, niepokojące jest nasze zagubienie i szok, że świat składa się również z krajów - i wcale nie dotyczy to dalekiej Azji, bo mamy ten sam problem w Europie - które zachowują się nie tak jak, my byśmy chcieli i nie tak jak uważamy za słuszne. Tak, czy inaczej wszystko zadecyduje się na polach bitewnych Ukrainy i być może na morzu południowochińskim.

Pan tego nie odbiera jako walkę świata demokratycznego z autorytarnym?
Tak to odbiera Nancy Pelosi. Ona to powiedziała wprost na Tajwanie. Tak to odbierają Amerykanie i także- co widzimy po oświadczeniach- rządzący na Tajwanie, którzy są zainteresowani takim postawieniem sprawy, bo wtedy nie zostaną sami. Pytanie, czy tak to odbierają Niemcy, czy Francuzi. Bo to będzie podstawowe pytanie: jak odbierają to Europejczycy, którzy są społeczeństwami handlowymi, chcą handlować, nie tylko z Rosja, ale i z Chinami. Jeżeli to starcie demokracji z autorytaryzmem, to wydaje mi się, że sprawa jest przesądzona. Po prostu Niemcy i Francja zareagują bardzo mocno i zdecydowanie wesprą Stany Zjednoczone.

A wesprą?
Nie wiem. Odpowiedzią na to pytanie było ostatnich kilka miesięcy i kwestia wsparcia Niemiec i Francji kierowane na Ukrainę. Jeśli ktoś uważa, że było wystarczające, to będzie uważał, że Francja i Niemcy wesprą Stany Zjednoczone. A jeśli ktoś uważał, że to nie było wystarczające wsparcie, to podobnego zdania będzie teraz.

Jak pan myśli, jak rozwinie się sytuacja na Tajwanie?
Obawiam się, że pójdziemy dalej w scenariusz eskalacyjny, aczkolwiek, tak jak powiedziałem, jest szansa, że obie strony ogłoszą zwycięstwo, ćwiczenia się zakończą i wszyscy zachowają tak ważną zarówno w grze imperiów, jak i w Azji twarz. Ale jeśli ta blokada będzie się przedłużać, to Stany Zjednoczone będę musiały zareagować. A to oznacza dalszy krok w kierunku eskalacji konfliktu w tej części świata.

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.