Pytanie do Jerzego Stuhra. Wesołe wyskakiwanie „sroce spod ogona”
Każdy musi mieć swoich mistrzów, autorytety, bo wtedy widać jakąś kulturową ciągłość. Jak to się stało, że od kilku lat jedna jedyna partia potrafi tak skutecznie rozwalać przeszłość, potępiać naturalne wartości, ośmielać lizusów, którzy „w nosie mają 60 profesorów”, stających w obronie prawa? Jak to się stało, że normalni ludzie się na to zgadzają?
To jest jakąś tajemnicą naszego obecnego stanu ducha. Przynajmniej niektórych z nas. Jak pracowałem długo za granicą, to zawsze miałem jedno kryterium w formowaniu różnych pomysłów: co by powiedział na to, co wyreżyserowałem ze studentami, co zagrałem w teatrze, czy w filmie… profesor Wyka, czy ukochana pani profesor Dłuska z polonistyki. Jakby zareagował Konrad Swinarski, Andrzej Wajda, albo Jerzy Jarocki ? Co by oni powiedzieli o mojej pracy?
Gdziekolwiek byłem, to pytałem sam siebie, co by powiedzieli oni, tu w Krakowie? Co powiedzą na to moje dzieci, jak dorosną? Jakby moja żona to odebrała? A matka? Ojciec? Dla mnie zawsze odniesieniem moralnym były autorytety: rodzinne, życiowe, zawodowe. Zawsze! I to nieważne, że się coś mojego będzie podobać w Argentynie, czy na innym „końcu świata”, do którego docierałem z teatrem, czy z filmem. Ważne, co „w domu”. Bo przecież od nich czerpałem wartości, zasady, kulturę.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień