Race61 Roadrunner’s Paradise: Gran Torino Eastwooda, ził i silnik odrzutowy
Amerykańskie auta? To jasne. Ale co powiecie na to: autorska konstrukcja, która wykorzystuje układ napędowy GAZ-66 i kabinę z ciężarówki Ził-157 z dachem obniżonym o 17 centymetrów? Takie auta też tam są. Dla DZ pisze i fotografuje Marek Czerepkowski, uczestnik słynnego zlotu Race 61.
Znowu! Już po raz 20. W ostatni weekend czerwca w Finowfurcie pod Berlinem odbył się Race61 Roadrunner’s Paradise. To jeden z ciekawszych w Europie zlotów miłośników klasycznej amerykańskiej motoryzacji. Organizuje go klub Roadrunners Rock & Motor Club z Berlina. Tylko w DZ taka relacja z tego wydarzenia.
Zlot w Finowfurcie to doroczne spotkanie miłośników starych amerykańskich samochodów. Raz w roku rośnie więc na terenie byłej bazy wojskowej miasteczko, gdzie dniami i nocami dyskutuje się o motoryzacji, ale też słucha dobrej, gitarowej muzyki. Samochody są tu na równych prawach z ludźmi. A taki Chrysler 300 coupe z 1971 roku cieszy oko każdego uczestnika zlotu. To właśnie ten z Rybnika
Zarówno w Polsce jak i za granicą jest wiele zlotów wielbicieli zabytkowych samochodów, jednak Race61 Roadrunner’s Paradise jest szczególny. Jest to impreza głównie dla miłośników samochodów ze złotego okresu rozwoju amerykańskiej motoryzacji - górną granicą jest rok produkcji 1976. Niepowtarzalny klimat zlotu podkreślają stylowo ubrani właściciele oraz koncerty muzyki rockowej i rockabilly. Dlatego właśnie nie tylko ja, ale również parę innych osób, dzielimy rok na część „przed Race61” - kiedy odliczamy miesiące i tygodnie do wyjazdu - oraz „po Race61”, kiedy pozostają nam tylko wspomnienia i zdjęcia.
Wybrałem się do Finowfurtu razem z innymi rybnickimi pasjonatami. A środowisko to bardzo ciekawe. W garażach naszych kolekcjonerów znajduje się kilka naprawdę niezwykłych samochodów. W tym roku do Finowfurtu pojechały Chrysler 300 coupe z 1971 roku, Chrysler Newport coupe z 1967 roku, Chevrolet 210 z 1954 roku i Cadillac DeVille cabrio z 1966. Po drodze dołączyli do nas jeszcze przyjaciele z Kępna (między Wrocławiem i Łodzią) z Buick’iem Roadmasterem z 1948 roku oraz z Wrocławia z Studebackerem Erskin z 1928 roku.
Nareszcie jesteśmy. Zaczynamy późnym wieczorem
Błyskawicznie rozstawiliśmy obozowisko i ruszyliśmy w teren na pierwsze oględziny. Stali czytelnicy DZ, którzy poznali moją ubiegłoroczną relację, być może pamiętają, że Race61 odbywa się na terenie dawnej radzieckiej bazy lotniczej. W dwóch schronach na samoloty zorganizowano puby ze scenami dla muzyków. Tu i ówdzie stoją samoloty, śmigłowce, radary czy zestawy rakietowe, które są pamiątką po bazie lotniczej. Fragment pasa startowego służy za tor wyścigowy. W alejkach jest miejsce dla stoisk, gdzie można kupić odzież z epoki, brylantynę, specyficzną dla tego środowiska biżuterię oraz niezliczoną ilość t-shirtów oraz innych drobiazgów.
Od początku zawładnęłą nami muzyka. Tuż obok naszej kwatery stała bowiem scena, gdzie grał holenderski zespół rockabilly Lil’ Sal and the Wildtones. Fantastyczna zabawa, momentalnie dajemy się porwać żywiołowej muzyce i scenicznemu show holendrów. Niektórzy wspinają się na scenę, aby bawić się tańczyć razem z zespołem… Może powinienem kupić ich płytę, by w zimie przypominać sobie te wieczory?
Do zdjęć!
Od ranka następnego dnia - do zdjęć! Niestety, niebo jest zaciągnięte na biało, już wiem, że zdjęcia nie będą zbyt udane. A niedługo potem - no cóż - zaczyna padać… Czas mija, sle wreszcie sucho, więc ruszam wyłapywać motoryzacyjne perełki. Zauroczył mnie Ford Gran Torino w pięknym, dwubarwnym, niebiesko-kremowym, malowaniu. Dokładnie taki, jak model znany z filmu Clinta Eastwooda, tyle że z nadwoziem rodzinnego kombi. Tak właśnie onegdaj budowano samochody w USA, jeden model mógł być sedanem, kombi i coupe. W ramach ciekawostki, dwudrzwiowe nadwozia wówczas często występowały w dwóch wersjach: jako coupe - dwudrzwiowe z wyraźnie wydzielonym bagażnikiem z tyłu oraz fastback - gdzie pokrywa wraz z szybą opadają od końca dachu łagodnym kątem w stronę tylnych świateł (co nadaje dynamikę tak wystylizowanemu nadwoziu).
Widać to dobrze na przykładzie klasycznych mustangów - te w wersji fastback są oczywiście najbardziej poszukiwane i najdroższe. W przypadku Gran Torino ten filmowy był wersją coupe. Natomiast fastback nazywał się Torino Talladega na cześć owalnego toru wyścigowego klasy Superspeedway, który został otwarty w tym samym roku (1969), w którym ten model wszedł do produkcji. To właśnie na tym torze Buddy Baker w 1970 roku jako pierwszy na świecie przekroczył prędkość 200 mph (321 km/h) na zamkniętym torze. Dokonał tego w samochodzie Dodge Charger Daytona. Obecnie Ford Torino Talladega jest wyjątkowo poszukiwanym rarytasem. Staram się odwiedzać jak najwięcej takich imprez, a jeszcze nigdy nie udało mi się tego samochodu zobaczyć.
Nieco dalej kolejny rodzynek - przerobiony Mercury coupe z czarnym, błyszczącym lakierem, który odbija wszystko jak lustro. Imponujące, chromowane zderzaki oraz dyskretne zdobienia pinstripe tworzą niezwykły pojazd. To potwierdzenie, że moda na lata 50. i samochody niczym z filmu „Grease” ma się świetnie.
A nagle jakiś hałas.Silnik odrzutowy, czy co?
Hałas niezwykły, nawet jak na miejscem gdzie łoskot podrasowanych V8 ze sportowym wydechem to coś oczywistego. Okazuje się, że organizatorzy mają furgonetkę Barkas, pamiętającą NRD, w wersji z otwartą skrzynią, na której zamontowano… silnik odrzutowy. Tak osusza się tam tor wyścigowy z resztek wilgoci. Po dwóch przejazdach tego zestawu mogą odbyć się wyścigi równoległe na 1/8 mili. Zaczynają samochody z silnikami small block (mały blok), czyli V8 o pojemności do 6 litrów.
Mogę się cieszyć oglądaniem wyścigów z bliska - tuż przy linii startowej. Trybuny pełne, publiczność kibicuje nie tylko kierowcom w ich imponujących maszynach, ale też dziewczynom, dającym sygnał do startu. Wybiera się je w tradycyjnym tu konkursie „Startergirl contest”. Wyścigi trwają od południa i są podzielone na kategorie. Po samochodach z silnikami small block, jest czas na jednoślady. Dla niektórych ciekawostką będzie, że ścigają się tam również skutery z dwutaktowym silnikiem, lecz podkręconych do granic możliwości. Takie maszyny potrafią zawstydzić niejeden poważny motocykl. Po jednośladach mają startować samochody z silnikami big block, czyli - w największym uproszczeniu - z silnikami V8 o pojemności powyżej 6 litrów.
Korzystam z w miarę dobrej pogody i szukam dalej niezwykłych samochodów. Sukces! Spotkałem między innymi Plymouth Barracuda z 1972, który jest nieomal bliźniakiem mojego ulubionego Dodge Challengera. Barracuda zaprezentowała się z silnikiem 340 cui (5,6 litrów). To small block, ale w połączeniu z sześciogardzielowym gaźnikiem tworzy niezwykle zadziorny zestaw. Zastanawiam się, czy kiedyś będzie mi dane zobaczyć na własne oczy absolutnie kultowego Plymoutha Hemi ‘Cuda cabrio z 1971? Ostatnio podobno osiągał nawet cenę 7 mln USD. Niektórzy być może pamiętają żółty kabriolet głównego bohatera serialu „Nash Bridges”, którego grał Don Johnson - to właśnie ten pojazd.
Tuż obok znów rarytas: to furgonetka z 1946 roku Chevrolet 3100, czyli de facto zabudowany pick-up. Amerykanie o takim pojeździe mówią panel van. Ten jest pięknie odrestaurowany, z nienagannym lakierem.
Ził tez był. Prawie ził
Wśród straganów spotykam Kamila, artystę z Rybnika, który graweruje na zamówienie. W tym roku poszerzył ofertę, każdy może sobie zamówić dowolną kulę bilardową z własnym grawerunkiem. To strzał w dziesiątkę, wielu uczestników i odwiedzających chce mieć tak spersonalizowaną pamiątkę. Pojawiła się również twórcza ekipa z Łodzi - znana jako CUSTOMowe Ziomy - która w zeszłym roku pokazała poczciwego Żuka w wesji custom. W tym roku zbudowali prawdziwe monstrum w stylu ratrod. To autorska konstrukcja, która wykorzystuje układ napędowy GAZ-66 i kabinę z ciężarówki Ził-157 z dachem obniżonym o 17 cm. Łódzcy pasjonaci budowali ją weekendami przez półtora roku. Ukończyli projekt na dzień przed Race61. Wzbudzili tym autem olbrzymie zainteresowanie. Znalazł się nawet kupiec! Jedynym jego wymogiem było założenie jakiejś nowoczesnej skrzyni biegów, bo ta niezsynchronizowana radziecka to jednak trochę za dużo, nawet jak dla maniaków hotroddingu.
Nie wspomniałem jeszcze o cruisingu? No jasne, odbywa się cały czas, to oczywistość każdej tego typu imprezy. Przejazdy aut po alejkach niczym spacery modelek po wybiegu - koniecznie trzeba przecież pokazać swój samochód. Niezależnie od pogody, atmosfera jest wspaniała. Do późnej nocy krążą samochody, motocykle, czasem ktoś „spali gumę”, grają kapele, zabawa non-stop.
Jakieś pocieszenie?
W niedzielę rano do domu. Szukamy jakiegoś pocieszenia. Na szczęście niebawem Kustom Konwent we Wrocławiu (chociaż to nieco inna impreza) oraz Hradecka V8, czyli zlot fanów amerykańskiej motoryzacji u naszych południowych sąsiadów. Odliczamy dni.