Radna PO figurantką - uznał poznański sąd
Radna Platformy Obywatelskiej zgodziła się na rolę figuranta w spółce uwikłanej w niejednoznaczne i budzące wątpliwości rozliczenia finansowe, przejmowanie majątku oraz pracowników - uznał poznański sąd.
Sprawa wieloletniej radnej powiatu poznańskiego Barbary Antoniewicz trafiła do sądu na jej własną prośbę. Radna pozwała do sądu osobę, która poinformowała przewodniczącego Rady Powiatu o jej możliwych nieetycznych działaniach. Sprawę przegrała, a
uzasadnienie wyroku jest dla niej, jako radnej, miażdżące.
Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał, że radna działa nieetycznie, co miało prawo „wzbudzić u wyborców wątpliwości czy jako radna wykonuje swoje obowiązki autonomicznie czy jako figurant bliżej niezidentyfikowanego podmiotu”.
- Sprawa uderza w radnych powiatu i całą Platformę Obywatelską - przyznaje Piotr Burdajewicz, przewodniczący Rady Powiatu, kiedy dowiaduje się od nas o treści wyroku.
Tymczasem Barbara Antoniewicz twierdzi, że jest niewinna i uważa się za ofiarę sytuacji. Osobie, która poinformowała o jej postępowaniu Radę Powiatu oprócz procesu cywilnego wytoczyła równolegle proces karny o zniesławienie.
Kluczowy moment całej sprawy to 2013 r.
To wówczas
syn i synowa Barbary Antoniewicz zostali zmuszeni zakończyć prowadzenie swoich firm z powodu długów.
Zostali wpisani do Krajowego Rejestru Sądowego podmiotów niewypłacalnych i nie mogą prowadzić działalności gospodarczej. Dotychczas produkowali meble tapicerowane. Według naszych ustaleń od dłuższego czasu nie płacili swoim kontrahentom, doprowadzając czasem do ich bankructwa - ustalił sąd.
Mają zadłużenie wobec budżetu państwa oraz ZUS. Nie płacili także podatku od nieruchomości, a ich zadłużeniem w tej sprawie zajmuje się obecnie Rada Miasta Swarzędz, gdyż swój biznes prowadzili w Zalasewie. Przeciwko synowi Barbary Antoniewicz prowadzone są egzekucje komornicze. Częściowo są one jednak nieskuteczne ponieważ oboje są zatrudnieni obecnie w spółce swojej 20-letniej córki, studentki i zarabiają tam 1,2 tys. złotych na rękę.
W 2013 r. syn radnej zaproponował poprowadzenie biznesu Radosławowi Tylskiemu, który jest członkiem dalszej rodziny, który dotychczas u niego pracował. Spółka została nazwana Anders Collection. Rok później, gdy córka Antoniewicza ukończyła 18 lat, została włączona w ten biznes. Kupiła 50 proc. udziałów w spółce Tylskiego za 200 tys. zł, których jednak nie zapłaciła. Tu
zaczęły się nieporozumienia między synem radnej, a Tylskim.
- Sąd uznał, że córka Antoniewicza nigdy nie kierowała spółką, a robił to w rzeczywistości jej ojciec dzięki pełnomocnictwu - zaznacza Paweł Noworolnik, reprezentujący R. Tylskiego.
Radna w biznesie
Pod koniec 2014 r. 18-letnia córka Antoniewicza wraz z Tylskim oraz innymi dwiema osobami założyli kolejną spółkę o nazwie Swar-wood w Zalasewie. Tymczasem spółka Anders Collection radziła sobie coraz gorzej. W rezultacie wiosną 2015 r. Atnoniewicze postanowili założyć kolejną spółkę (nie mówiąc o tym Tylskiemu). Wówczas w biznesie pojawiła się radna Barbara Antoniewicz. Nowa spółka została nazwana Anders Company.
Prezes bez doświadczenia
Niedługo później Tylski został usunięty ze spółki Swar-wood, a na jego miejsce weszła radna Barbara Antoniewicz i została prezesem tej spółki. Sąd uznał, że zgodziła się na taki układ nie mając żadnego doświadczenia, ani nie mając zamiaru go zdobyć. Musiała wiedzieć, że nowy podmiot został stworzony tylko jako element rozgrywki między Antoniewiczem a Tylskim.
Sąd stwierdził, że radna bezkrytycznie idealizuje syna, mimo iż zdaje sobie sprawę, że ten działa na szkodę społeczności, której ona jest przedstawicielem jako radna.
W międzyczasie jej synowa dokonała - zdaniem Tylskiego bezprawnie - przelewów wyprowadzając z pierwotnej spółki Tylskiego (Anders Collection) około 170 tys zł. W sprawie toczy się postępowanie prokuratury. Latem zeszłego roku Radosław Tylski zawiadomił przewodniczącego Piotra Burdajewicza, że radna Platformy bierze udział w podejrzanej etycznie działalności biznesowej. Pismo szczegółowo wyjaśniało mechanizm działania spółek syna radnej oraz jej zaangażowanie w tę działalność. Na swoje pismo nie dostał odpowiedzi.
- W piśnie brak było wyraźnych dowodów oskarżenia. Dołączony materiał w postaci dokumentów finansowo-księgowych był zbyt specjalistyczny i obszerny, by przy moich kompetencjach rzetelnie go ocenić, a ja jestem tylko nauczycielem fizyki oraz dyrektorem gimnazjum - tłumaczy P. Burdajewicz.
Starosta zdenerwowany
Dodaje, że o sprawie poinformował starostę Jana Grabkowskiego. W sądzie B. Antoniewicz zeznawała, że Grabkowski bardzo zdenerwowany zaprosił ją na spotkanie.
-Zapytali mnie, co to za firmy mam niewłaściwie funkcjonujące. Dopiero moje wyjaśnienia pozwoliły im zrozumieć, że jest to próba zemsty pana Tylskiego na moim synu, a ja mam być narzędziem w tym sporze - zeznawała w sądzie.
Burdajewicz dodaje, że w jego i starosty mniemaniu wyjaśnienia radnej zamknęły sprawę.
- Daliśmy radnej wyraźny sygnał, że gdyby oskarżenia były prawdziwe i zostały upublicznione zaszkodzi to nie tylko jej wizerunkowi, ale także PO w Poznaniu. Przyjęła to do wiadomości. Od tego momentu przestałem tym się zajmować - mówi. Dodaje, że nie ma sobie do zarzucenia, że dokumentom nie przyjrzał się bliżej.
Efektem pisma były dwa pozwy B. Antoniewicz wobec Tylskiego. Uznała, że naruszył jej dobra osobiste. Proces cywilny przegrała. Wyrok nie jest prawomocny. Radna złożyła apelację, ma zastrzeżenia wobec działania sądu. Proces karny wciąż trwa.
Jako radnej Antoniewicz nic nie grozi. Prawo nie przewiduje kar dla członków rady, np. wykluczenia z niej.
Upominać i karać może za to partia.
- Poinformuję starostę, który jest zarazem szefem powiatowych struktur PO o sprawie. Nie wykluczam, że gdy poznamy uzasadnienie wyroku, sprawa będzie miała swój dalszy ciąg - mówi Burdajewicz.